AGATA SZCZERBIAK: Co się stało wczoraj w Polsce?
BART STASZEWSKI: Zobaczyliśmy niesamowitą eskalację nienawiści policji skierowaną w obywateli, którzy w pokojowy sposób okazywali niezadowolenie z aresztowania Margot. W sieci krążą nagrania, widać, jak policjanci na oślep wyłapują z tłumu ludzi, skuwają i wrzucają do suk. Część z nich to przypadkowe osoby, które np. wyszły ze sklepu na Krakowskim Przedmieściu w nieodpowiednim momencie. Widziałem dziewczynę, która szła bez butów, wyciągnięta z tłumu, z kajdankami z tyłu. RPO apelował wiele razy, żeby demonstrujących nie skuwać z tyłu jak najgorszych zbrodniarzy, ale wciąż się tak robi. To była celowa represja, która wydarzyła się dzień po zaprzysiężeniu prezydenta, znanego z homofobicznych wypowiedzi.
Czytaj też: Prezydent wciąż chce walczyć z „ideologią LGBT”
Jak tobie udało się uniknąć aresztowania?
Po odjeździe Margot policja otoczyła dwoma kordonami grupę przy bramie uniwersyteckiej. Byłem tam też ja. Nie dało się z tego ścisku wyjść. Około dziesięciu policjantów otaczało nas, mówiąc, że bierzemy udział w nielegalnym zgromadzeniu. Ludzie na spacerze, z rowerami patrzyli na nas i nie wiedzieli, co się dzieje. Chcieli mnie zabrać na komendę, ale odpuścili po interwencji prawnika prof. Jakuba Urbanika. Inne osoby nie miały tyle szczęścia. Prof. Urbanik prosił też rektora UW, by otworzył nam bramę, ale odmówił. Jestem obolały po tym wszystkim, boli mnie ręka, boli mnie szyja.