Tamtego wieczoru inspektor Jacek Ziółkowski i inspektor Dariusz Nowicki, strażnicy miejscy z ponad 20-letnim stażem, akurat zaczynali służbę. Pierwsze wezwanie: 9 czerwca, ok. godz. 20, altana śmietnikowa na osiedlu przy ul. Symfonii na warszawskim Ursynowie, w której – jak informował zgłaszający sprawę mężczyzna – przebywa kobieta i płaczące dziecko.
Pojechali standardowo sprawdzić, o co chodzi, z przekonaniem – jak wspominają – że to pewnie Rumunka. Zgłaszający czekał na nich, wskazał śmietnik, strażnicy rozsunęli kontenery, a tam, na materacyku 60x120 cm, leżała kobieta, bez wątpienia Polka, a do piersi miała przystawione dopiero co urodzone maleństwo.
Kobieta nie wydawała się zszokowana tym, co się właśnie stało. Wręcz przeciwnie, sprawiała wrażenie, że dobrze wie, co robić – noworodek zawinięty był w sweter, łożysko w papier i reklamówkę. Tylko pępowina leżała jeszcze nieodcięta. Dużo bardziej od niej zszokowani czuli się strażnicy. Nie byli obecni przy narodzinach nawet swoich własnych dzieci, a co dopiero przy takich dokonanych w przestrzeni publicznej. Co zrobili? Wiadomo – wezwali pogotowie. Koledzy z II oddziału terenowego straży miejskiej od razu zaczęli w żartach nazywać ich chrzestnymi.
•
Mniej więcej w tym samym czasie telefon Wiktora Krajewskiego był już zapchany esemesami. Czy to już? Kiedy? Daj znać! – pisali oczekujący niecierpliwie na towarzyskie wydarzenie roku dziennikarze plotkarskoshowbiznesowi. Jako menedżer Małgorzaty Rozenek-Majdan – znanej z perfekcyjności Pani Domu, jurorki telewizyjnego show „Projekt Lady”, przerabiającego dziewczyny na prawdziwe damy umiejące dobrać sztuciec do potrawy, a od czterech lat żony byłego bramkarza Radosława Majdana – został uznany za najlepsze źródło informacji w tej wyczekiwanej sprawie.