W ramach kampanii „Rozbierz się i (z)badaj w kobiecym interesie” instytut ARC Rynek i Opinia przeprowadził na zlecenie firmy Gedeon Richter Polska badanie, którego celem było poznanie zwyczajów Polek związanych z korzystaniem z usług ginekologicznych. Wzięła w nim udział grupa tysiąca kobiet między 16. a 65. rokiem życia. 29 proc. respondentek przyznało, że nie chodzi regularnie do ginekologa. To przeszło 3 mln Polek.
Nie boli, więc jestem zdrowa
Spośród nich 53 proc. zapewnia, że nie ma problemów zdrowotnych, więc nie ma po co chodzić do lekarza. W tym czasie nie wykonuje więc podstawowych badań, dzięki którym wiadomo, że w ciele rozwija się nowotwór. – Przez całą moją karierę walczymy o profilaktykę i nic z tego nie wychodzi. Profilaktyka to dla nas chodzenie do lekarza wtedy, gdy już nas boli, a nie myślenie o przyszłości – ocenia dr n. med. Grzegorz Południewski, ginekolog położnik z wieloletnim doświadczeniem.
Tymczasem nowotwór szyjki macicy może się rozwijać nawet dziesięć lat. Wykryty w początkowym stadium zazwyczaj jest wyleczalny. W Polsce rocznie notuje się ok. 2,7 tys. nowych zachorowań i 1,6 tys. zgonów. W przypadku nowotworu piersi będzie to odpowiednio 18–19 tys. i 6 tys. To jedne z najwyższych wskaźników zachorowalności i umieralności w Europie. Południewski: – Są kraje, np. w Skandynawii, w których statystyki śmierci z powodu nowotworów szyjki macicy lub piersi są dwukrotnie niższe niż w Polsce dzięki temu, że tam profilaktyka jest na wysokim poziomie. A u nas wciąż wiele kobiet z zaawansowanym rakiem szyjki macicy nigdy nie miało wykonanej cytologii! Rodzice nie szczepią dzieci przeciw wirusowi HPV, który przyczynia się do powstania tego nowotworu, bo uważają, że to doprowadzi ich niewinne córki do rozwiązłości. A one przecież mają tylko 16 lat i wciąż bawią się misiami, prawda?
Dentysta czy ginekolog?
Jeśli kobieta nie stosuje antykoncepcji przepisywanej na receptę, nie ma stwierdzonych niepokojących zmian i obciążenia chorobami onkologicznymi w rodzinie, może chodzić na kontrolną wizytę do ginekologa raz w roku. Idealnie byłoby, aby wtedy wykonała cytologię oraz USG piersi/mammografię lub zrobiła to chociaż raz na dwa–trzy lata, za co zapłaci NFZ. Dlaczego więc 3 mln Polek nie podejmuje tego trudu?
– Miałyśmy z koleżanką dyskusję, co jest gorsze: wizyta u dentysty czy ginekologa? – mówi 32-letnia Lucyna. Dylematu nie udało się rozstrzygnąć. – Wizyta u dentysty jest dłuższa i zazwyczaj bardziej bolesna. Ale to u ginekologa ktoś obcy wkłada ci palce lub sprzęt medyczny w intymne miejsca. Pojawia się dyskomfort i wstyd.
W badaniu ARC Rynek i Opinia niewiele kobiet przyznawało wprost, że wizyta u ginekologa wiąże się dla nich ze wstydem. Dopiero bardziej szczegółowe pytania pozwalały im się otworzyć. Okazało się, że skrępowanie przy wejściu na fotel ginekologiczny odczuwa 25 proc. pytanych, kolejnych 21 proc. przyznało, że wstydzi się już podczas badania. Najtrudniejszy moment następuje jednak chwilę wcześniej, gdy kończy się pierwsza część wizyty: pacjentka informuje, z jakim problemem przyszła, a lekarz wypowiada słowa: „Proszę się rozebrać”. Zawstydza to 43 proc. młodszych i 31 proc. starszych kobiet.
– Chodzę do ginekologa tylko wtedy, kiedy naprawdę muszę. Najczęściej, gdy złapię jakąś infekcję, której nie da się wyleczyć preparatami dostępnymi bez recepty – wyznaje 50-letnia Julia. – Tak, wiem, jak to brzmi, ale mnie po prostu paraliżuje wstyd przed położeniem się bez bielizny z rozłożonymi nogami na fotelu.
Wstydzą się, że się wstydzą
W Polsce wciąż mamy duży problem z własną cielesnością, jest czymś wstydliwym, nie umiemy o niej rozmawiać. Zanim dziewczynka dostanie pierwszą miesiączkę, słyszy, że wiąże się z bólem, ograniczeniami, czasem nawet „cierpieniem za grzechy Ewy”. Jest czymś, co trzeba ukrywać przed światem, a już na pewno przed chłopcami – plama krwi na ubraniu to wstyd na całą szkołę.
Pewnego dnia okazuje się, że to, co należy tak skrzętnie ukrywać, trzeba pokazać lekarzowi. I to takiemu, który kojarzy się głównie z ciążą, więc samo chodzenie do niego jest już podejrzane. Na poziom wstydu związany z cielesnością duży wpływ ma relacja z rodzicami, a w szczególności z matką. – Uczymy się na zasadzie modelowania – dziewczynka przejmuje przekaz matki na temat różnych rzeczy, które mogą ją spotkać. Jeśli jako dziecko słyszała, że wizyta u ginekologa jest czymś przykrym i bolesnym, to w jej psychice takie myślenie się zakorzeni. „Odziedziczy” po matce jej strach i schemat postępowania – wyjaśnia psycholog dr Magdalena Nowicka z Uniwersytetu SWPS.
Z rozmów z kobietami w różnym wieku wynika, że następuje pewna zmiana pokoleniowa. Im młodsze, tym częściej pojawiają się wspomnienia o pozytywnym przekazie wyniesionym z domu. – Do ginekologa zaczęłam chodzić pod koniec gimnazjum, na pierwszą kontrolę zaprowadziła mnie mama. Od tego czasu średnio raz na pół roku chodzę do lekarza – zapewnia 21-letnia Maria, podobnie twierdzą jej koleżanki z roku. Zarówno dr Południewski, jak i dr Nowicka potwierdzają, że coraz częściej mają miejsce takie wizyty, ale wciąż są to dość wyjątkowe sytuacje. – Moją wątpliwość budzi też to – co potwierdzają badania – że zdarza nam się deklarować trochę co innego, niż w rzeczywistości robimy. Wynika to z chęci pozytywnej autoprezentacji, chcemy być postrzegani m.in. jako osoby odpowiedzialne, nowoczesne, racjonalne – zaznacza psycholożka.
Kobieta kobietę zrozumie
Przed wizytą u ginekologa kobiety stresują się m.in. swoją fizjologią, która podczas badania może dać o sobie znać. Jak zapewnia dr Grzegorz Południewski, lekarze już naprawdę widzieli wszystko, są przyzwyczajeni do różnych widoków i zapachów, wiedzą, jak działa ludzkie ciało.
Dylematów może być więcej, także tych związanych z wpojoną kobietom kulturowo skromnością. Czy wydepilowany wzgórek łonowy zostanie uznany za niezdrowe podejście (w końcu włosy po coś tam rosną), dbanie o higienę, a może za dowód na „niemoralne prowadzenie się”? I najważniejsze: co mówić o swoim życiu seksualnym? – Pacjentka nie powinna się przejmować, co lekarz prywatnie pomyśli o jej wydepilowanym lub niewydepilowanym ciele, tatuażach, piercingu. To nie jego sprawa. Lekarz ma się zająć problemem zdrowotnym, a nie tym, czy kobieta sypia z mężczyznami, czy kobietami. Niedopuszczalne jest narzucanie jej swoich pozamedycznych opinii i poglądów związanych np. z antykoncepcją. A wiem od pacjentek, że takie sytuacje wciąż mają miejsce, nawet w Warszawie – podkreśla dr Południewski.
Z jednej strony pokutuje mit, że podczas badania ginekologicznego lekarki są mniej delikatne niż lekarze, ale z drugiej strony jest grupa kobiet, która zastrzega, że umawia się tylko do ginekolożek, bo przy nich łatwiej im się obnażyć. Opory pojawiają się nawet w środowisku medycznym. – Jestem pielęgniarką i ratownikiem medycznym, więc nagość naprawdę nie jest dla mnie problemem – zaznacza 34-letnia Justyna. – Raz w życiu byłam u mężczyzny, miałam 18 lat. Lekarz był starszym panem, bardzo pociły mu się dłonie, sapał. To było okropne. Nigdy więcej już nie pójdę do faceta.
Lekarze, nie bogowie
Tylko niektóre kobiety są w stanie zareagować, gdy słyszą w gabinecie nieprzyjemne uwagi. Czują się bezbronne. – Jeśli od małego nie byliśmy uczeni akceptacji dla własnych granic fizycznych i psychicznych, a rodzice ich nie szanowali, to jako dorośli będziemy mieli problem z ich egzekwowaniem. Tak wychowana kobieta może wręcz panicznie reagować na sytuacje, w których ktoś, nawet tylko w teorii, mógłby przekroczyć jej granice – komentuje dr Nowicka. Zaznacza jednak, że nie widzi niczego złego w zapewnieniu sobie większego komfortu i wybieraniu lekarza np. tylko określonej płci. Najważniejsze, aby go regularnie odwiedzać. A jeśli poczujemy, że przekracza nasze granice, słownie czy fizycznie, reagować. Bo choć w Polsce wciąż pokutuje takie przekonanie, to lekarz nie jest bogiem.