Społeczeństwo

Reżim sanitarny to fikcja. Jak korzystać z placów zabaw?

Plac zabaw w Gdyni Plac zabaw w Gdyni Michał Ryniak / Agencja Gazeta
Zakaz dzielenia się zabawkami i nakaz zachowania dystansu to nowa rzeczywistość na placach zabaw. Obowiązuje reżim sanitarny. Przynajmniej w teorii.

Place zabaw w całej Polsce zamknięto w marcu. Na początku na wszelki wypadek, potem z konieczności – na podstawie rządowego rozporządzenia. Otaśmowane i opuszczone, były jednym z wielu świadectw trwającej w kraju pandemii. Do czasu. Od 30 maja, w ramach czwartego etapu luzowania obostrzeń, zakaz korzystania z placów zabaw oficjalnie zniesiono. Mimo to przez pierwsze tygodnie pozostawały niemal puste.

Strach przed placem zabaw

Najpierw euforii rządu w sprawie odmrażania placów zabaw nie podzielili samorządowcy, bo gdy premier ogłosił decyzję, wciąż nie było wiadomo, na jakich zasadach będą mogły być udostępniane. Na problem zwróciło uwagę m.in. stowarzyszenie Gmin i Powiatów Wielkopolski, które wątpliwości skierowało na piśmie do wojewody wielkopolskiego.

Jasne było, że konieczne są szczegółowe wytyczne Głównego Inspektoratu Sanitarnego, a jednak jeszcze na początku czerwca rzecznik GIS Jan Bondar utrzymywał, że zaleceń nie będzie. „Nikt się do nas nie zwracał w tej sprawie” – mówił wtedy.

Wobec tego samorządowcy zwlekali. Jedni uznali, że to za wcześnie, inni czekali na spłaszczenie wykresu zachorowań, kolejni na konkrety z inspekcji sanitarnej. W niektórych miastach place zabaw otwarto z tygodniowym opóźnieniem – w Łodzi i Lublinie 6 czerwca, w Katowicach dopiero 10 czerwca. Wszędzie zlecono regularne dezynfekcje, ale przede wszystkim liczono na zdrowy rozsądek rodziców.

Liczymy, że opiekunowie najmłodszych warszawiaków będą ostrożni, odpowiedzialni i w przypadku podejrzenia choroby wstrzymają się z zabawą na placu zabaw – przyznaje Karolina Gałecka, rzeczniczka stołecznego ratusza. Dodaje, że w Warszawie place zabaw i siłownie plenerowe otwierano sukcesywnie od początku czerwca, wcześniej je dezynfekując wodą wysoko ozonowaną.

W Łodzi użyto środków na bazie 90-procentowego spirytusu, którymi oczyszczono każdy z niemal 200 miejskich placów zabaw. – Z uwagi na brak instrukcji GIS poprosiliśmy sanepid w Łodzi o wskazanie wytycznych dotyczących bezpiecznego korzystania z placów – mówi Monika Pawlak z ratusza. Wprowadzono też specjalny regulamin, do którego wpisano obowiązkowy dystans społeczny, i zalecono regularną dezynfekcję – już we własnym zakresie – urządzeń.

Czytaj też: Wielkie odkażanie. Jak oczyścić miasta z wirusów?

Chorym wstęp wzbroniony

Wytyczne GIS w końcu ogłoszono, ale dopiero 16 czerwca, czyli ponad dwa tygodnie po odmrożeniu placów zabaw. Szybko okazało się, że to zbiór pobożnych życzeń, a ich przestrzeganie to fikcja.

Zasad jest 17. Wśród nich taka, że na placu zabaw mogą przebywać tylko zdrowe dzieci i ich opiekunowie – tyle że nikt nikomu nie mierzy temperatury, a tym bardziej nie sprawdza wyniku testu na obecność koronawirusa. Nikt tu też nie zagląda w dowód osobisty, by sprawdzić wiek, bo powyżej 60. roku życia na plac zabaw – nawet jako opiekun – nie wolno wchodzić. Na liście wytycznych jest też obowiązkowy dystans społeczny, a nawet zakaz dzielenia się zabawkami.

Rozporządzenie nie nakłada na zarządców obowiązku kontroli stanu zdrowia użytkowników, a raczej obliguje tych ostatnich, by przestrzegali norm sanitarnych – przyznaje Marek Szempliński z wrocławskiego Zarządu Zieleni Miejskiej.

Z drugiej strony są obowiązki spoczywające na zarządcach placów zabaw, w tym codzienna dezynfekcja urządzeń. I tu samorządowcy mają wątpliwości, bo w ścisłym rozumieniu zapisów powinni dezynfekować sprzęty po każdym użyciu huśtawki, zjeżdżalni czy drabinek.

Problemem nie są tylko mniej lub bardziej absurdalne wytyczne, ale też brak informacji, kto ma je egzekwować. Przy wejściu do sklepu czy restauracji pracownicy pilnują, czy klienci zdezynfekowali ręce. Przy placach zabaw stróżów nie ma. Nie ma też nikogo, kto sprawdziłby, czy urządzenia są wystarczająco często czyszczone.

Czy dziecko ładnie się bawi?

Początkowo rodzice nie kryli wątpliwości i jeszcze w pierwszych tygodniach czerwca placów zabaw unikali. Teraz obaw jest mniej, a dzieci na zewnątrz coraz więcej. Reżim sanitarny? – To fikcja – uważa Anna, mama trójki dzieci z Dąbrowy Górniczej. I dodaje: – Opieka części rodziców w tych wyjątkowych okolicznościach sprowadza się wyłącznie do zerkania na zasadzie: czy dziecko się „ładnie bawi”.

Jednak, przyznaje, sama na plac zabaw z dziećmi czasem zagląda. – Wszyscy jesteśmy zmęczeni siedzeniem w domu. Ale na duże place zabaw nie chodzimy. Na mały, obok przedszkola, gdzie dzieci jest mniej, czasami – mówi. – W tygodniu dzieci na dużych obiektach jest mniej niż latem ubiegłego roku, w weekendy moim zdaniem już tej różnicy nie widać.

Daria z Katowic, mama dwóch chłopców w wieku przedszkolnym, na zasady GIS macha ręką. – Nie ma przecież nikogo, kto mógłby stać przy placach zabaw i pilnować, czy zakazy są przestrzegane. My nie unikamy specjalnie takich miejsc, chłopcy muszą mieć kontakt z rówieśnikami, ale mamy też inne rozrywki, więc nie przesiadujemy tu całymi dniami – przekonuje.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną