Kiedy to się działo, mąż był za granicą i nie mógł pomóc – mówi 28-letnia Maria z miasteczka, którego nazwy nie chce podawać, w województwie, którego nie chce wskazywać. Żeby ochronić się przed stygmatyzacją. Do dziś słyszy od znajomych, że powinna była urodzić.
Słowo na „a”
W 21. tygodniu ciąży trafiła na połówkowe badanie USG. Rutyna na tym etapie ciąży. Była połowa marca. Badanie wykonano w znanym centrum medycznym w dużym mieście, stolicy wojewódzkiej. – Po badaniu lekarz zaczął mieć wątpliwości, czy serce mojego dziecka rozwija się prawidłowo. Na początku myślałam, że się myli, że na pewno nie jest źle. Zaczęłam czytać o różnych wadach serca, z którymi rodzą się noworodki. Przygotowałam się na to, że dziecko urodzi się chore, ale będziemy o nie walczyć. Pamiętam, że to był wtorek.
W czwartek wizyta u kardiologa płodu, który stwierdził „złożoną wadę serca, jednokomorowe i jednoprzedsionkowe serce, zarośnięcie zastawki trójdzielnej, ubytki w aorcie i nieprawidłowy spływ żył płucnych”. W piątek wykonano jeszcze amniopunkcję, polegającą na pobraniu płynu owodniowego, by potwierdzić ustalenia. To badanie wykonuje się rzadko, tylko ze szczególnych wskazań. Trzecia opinia potwierdziła poprzednie. Na karcie z wynikami badań podpisało się trzech lekarzy. Możliwe są następujące opcje postępowania, napisał jeden z nich, z profesorskim tytułem. Zakończenie ciąży na obecnym etapie lub jej kontynuacja z dużym prawdopodobieństwem zgonu płodu lub noworodka.
Słowa na „a” nikt nie wypowiedział. – Ja to zrobiłam. Od razu włączyło mi się myślenie, że mam już jedno dziecko w domu, muszę żyć dalej, normalnie funkcjonować. Kontynuowanie ciąży to większe cierpienie dla dziecka, układ nerwowy wciąż się rozwijał – mówi Maria.