Społeczeństwo

Matura 2020. Dlaczego może być naprawdę trudna?

Przygotowania do matur 2020 Przygotowania do matur 2020 Roman Bosiacki / Agencja Gazeta
Trzeba mieć maseczkę, ale ktoś zapomni. Należy trzymać się na dystans, ale ktoś podejdzie blisko. Co zrobią nauczyciele, gdy zobaczą, że w procedurach zaczyna zgrzytać?

Jeszcze nigdy maturzyści nie mieli tyle czasu na przygotowanie się do egzaminów. Kto chciał, mógł zrobić wiele. Od połowy marca do końca kwietnia, a potem, mimo zakończenia nauki w szkole, przez cały maj i początek czerwca maturzyści słali prace do sprawdzenia i dzwonili. Jednym oceniłem dziesięć wypracowań, innym osiem albo pięć. Jeśli było życzenie, rozmawialiśmy.

Pomocy nie odmówił żaden nauczyciel, choć okazało się, że była to pomoc za friko. Zapłaty za pracę nie będzie. Decydenci oświatowi – minister, kurator, władze samorządowe, dyrektor – nie przewidzieli, że skoro matura będzie później, to maturzyści będą dłużej korzystać z pomocy nauczycieli. Zresztą minister edukacji nawet kazał dyrektorom, aby uruchomili w szkołach konsultacje dla maturzystów. Potem się z tego wycofał, gdyż zrozumiał, że jak pracodawca każe, to musi też zapłacić. Odwołano się więc do sumień nauczycieli i do etosu poświęcenia. I pedagodzy nie zawiedli.

Podstawa zrealizowana i więcej nic

Przesunięcie matury na czerwiec wywołało lawinę niespodziewanych zdarzeń. Przez cały rok goniłem z materiałem, bojąc się, że nie zdążę z realizacją podstawy programowej. A za to jest – jak to się mówi w mojej szkole – kryminał. Byłem opóźniony, ponieważ rok temu straciłem miesiąc z powodu strajku. Teraz doszedł koronawirus. Ostatnie sześć tygodni nauki trzeba było poprowadzić online. Dyrektor przypominał, żeby nie zaniedbywać podstawy. Człowieka można zaniedbać, ale papiery muszą być w porządku.

Uporządkowałem papiery, wystawiłem uczniom oceny i odetchnąłem z ulgą. Nie pójdę siedzieć. Podstawa programowa zrealizowana. Jakiś uczeń przysłał pracę do sprawdzenia – gdyby profesor był łaskaw. Co mi szkodzi? Pochyliłem się i zdębiałem. Dałem dziecku czwórkę na świadectwo, a ten prostego wypracowania nie potrafi napisać. Pomazałem na czerwono i bezlitośnie wypunktowałem.

Dostałem nowe, wcale nie lepsze. No to jeszcze bardziej pomazałem na czerwono i jeszcze gorzej oceniłem. Dno. Że też wcześniej nie zauważyłem tej niemocy, tej nieporadności. Dostałem trzecią pracę. Trochę lepszą, ale bez szału. Pogadaliśmy. Człowiek to takie zwierzę, że lubi chodzić tymi samymi ścieżkami. Więc jak robisz jakieś błędy, to robisz je zawsze. Powtarzasz swój kiepski styl i nie możesz się z niego wyrwać. Chodzi więc o to, aby ktoś cię wypunktował, a ty masz się zająć swoimi błędami i tylko nimi. Jak wyrwiesz je z korzeniami, zyskasz nową jakość.

Maturzyści uczyli się jak nigdy

Prace przysyłali też inni uczniowie. Boże, jakie kiepskie! Gdzie ja miałem oczy, że tego nie widziałem? No gdzie? Wiadomo, w podstawie programowej. Teraz, gdy nie zajmowałem się realizacją programu nauczania, a wyłącznie potrzebami uczniów, można było popracować nad człowiekiem. Gdzieś przy czwartej–piątej pracy pojawił się postęp. Nie musiałem już mazać na czerwono, przekreślać i stawiać wykrzykników. Zamiast słów: „Błąd!”, „Źle!”, „Fatalnie!”, mogłem pisać: „Brawo!”, „Dobrze!”, „Tak trzymać!”. To jeszcze nie był ideał, ale już całkiem niezłe wypracowanie. Umiejętności szły w mięśnie. Jak się napisze dziesięć wypracowań w miesiąc, to nie ma mocnych. Człowiek robi postępy. Normalnie tyle wypracowań pisze się przez trzy lata, a jak uczeń zechce się migać, to w ciągu całej nauki nawet pięciu nie napisze.

Kto chciał, ćwiczył. Dostawałem też prace obcych uczniów, znajomych królika, pociotków, kompletnie nieznanych dzieciaków. Może pisali pod pseudonimami, bo się wstydzili, że mają dobrą ocenę na świadectwie, a nie potrafią dobrze pisać? Zrobiła się kolejka, trzeba było czekać. Nie zalano mnie jednak prośbami o pomoc tak, jak zalano koleżanki z mojej szkoły. Dzwonię do jednej i słyszę, że sprawdza. No to nie zawracam głowy. Dzwonię do drugiej, ale nie odbiera. SMS – gada z maturzystami. Do trzeciej nie dzwonię, bo ta ma serce jak na dłoni. Na pewno całą noc sprawdzała. Nigdy, doprawdy nigdy maturzyści nie otrzymali od losu takiej szansy. Wielu przez ten dodatkowy miesiąc nauczyło się więcej niż przez cały rok. Poziom egzaminów może być bardzo wysoki.

Procedury i stres

Nie boję się o wiedzę i umiejętności. Boję się o procedury. I o ludzi. Kilka dni temu byłem w szkole na konsultacjach. Na korytarzu spotkałem koleżankę, która na mój widok tak się ucieszyła, że rzuciła mi się na szyję. Widząc moją konsternację, przypomniała sobie o procedurach. Dystans, łokieć, maseczka. „Tak cię przepraszam” – powiedziała. Druga koleżanka na mój widok uciekła, bo – jak mi później powiedziała – bała się, że zechcę się z nią przywitać. Niektórzy nauczyciele, w tym ja, zachowują się jak dzicy. Bo też dawno nie widzieliśmy się z ludźmi. Samotni nauczyciele, a takich jest wielu, od trzech miesięcy nie mieli z nikim bliższego bezpośredniego kontaktu. Trzeba trochę czasu, abyśmy się oswoili z drugim człowiekiem. Niestety, niektórzy opuszczą swoją jaskinię dopiero w pierwszym dniu matur. W ich przypadku gafa może gonić gafę.

Nie było mnie dwa i pół miesiąca w szkole i czułem się dziwnie. Oczy rozbiegane, w głowie chaos, serce wali w piersiach. Na widok koleżanki czy kolegi panika. Na nogach jak z waty doszedłem do sali, usiadłem i czekałem na uczniów. Przyszła jedna osoba, usiadła w wyznaczonym, oddalonym ode mnie o dwa metry miejscu. Zdjęła maseczkę. Zaczęliśmy rozmawiać. Za chwilę wpadł pracownik, aby sprawdzić, czy jest pisemna zgoda rodzica, że dziecko może przebywać w szkole w czasie zagrożenia epidemicznego. Uczeń zgody nie ma. „Ale ta pani – mówię – ma 18 lat, więc nie potrzebuje pytać rodzica o zgodę”. Koleżanka zdębiała. W szkole wszyscy są równi. Wszyscy są dziećmi i muszą mieć karteczki od rodzica. Co robić?

Na maturze może być podobnie. Trzeba mieć maseczkę, ale ktoś zapomni. Trzeba mieć własne przybory do pisania, ale ktoś nie weźmie. Należy trzymać się na dystans, ale ktoś podejdzie bardzo blisko. Należy myć ręce przed wejściem do sali, po złożeniu podpisów, potem przed zajrzeniem do słownika i po zakończeniu tej czynności. Mnie już się wszystko miesza, a przecież siedzę wygodnie w domu i piszę ten tekst. Gdy dojdzie stres, jeden nastolatek wszystkie czynności wykona odwrotnie, inny kompletnie się zapomni, a jeszcze inny będzie je ostentacyjnie olewał. Oto młodość ogniem zionie i nie daje się ochłodzić żadnym normom czy zasadom.

Co zrobią nauczyciele nadzorujący, gdy zobaczą, że w procedurach zaczyna zgrzytać? Czy sami nie zapomną, że równie ważne co przestrzeganie reguł jest stworzenie przyjaznej atmosfery na egzaminie? A może wpadną w popłoch i zaczną podejmować szkodliwe dla uczestników egzaminu decyzje? Nie będzie miał nawet kto kogo hamować, gdyż w wielu salach komisje będą dwuosobowe. Czy nauczyciel z innej szkoły (musi być w każdej sali) będzie miał tyle odwagi, aby przejąć inicjatywę, gdy miejscowy belfer zacznie zachowywać się nerwowo? Pedantyczni furiaci trafiają się w każdej pracy, szkody jednak nie wyrządzą, jeśli czuwają nad nimi opanowani i cierpliwi koledzy.

Matura pod nadzorem służb

Zadzwoniła do mnie maturzystka, aby zapytać, czy wiem, co będzie na maturze. Ktoś musi wiedzieć. Jeśli testy egzaminacyjne są gotowe od marca, wydrukowane i złożone czekają na dostarczenie do szkół, to ktoś musiał do nich zajrzeć. „Żyjemy w Polsce, panie profesorze, na pewno są przecieki. Skoro pan nie ma dojścia, będę szukać dalej”. Nie wiem, co będzie na maturze, ale wiem, kto będzie. Dawniej dyrektor zapraszał kominiarzy, aby przynieśli szczęście. To był piękny zwyczaj, dawał uczniom pewność siebie, wprowadzał mnóstwo radości. Stawiam, że podnosił wyniki o 10 proc. Dobry humor i przekonanie, że los nam sprzyja, czynią cuda. W tym roku kominiarza nie będzie.

Będzie za to policja, aby sprawdzić, czy uczniowie zachowują dystans, czy nie tworzą się grupy, może komuś trzeba dać mandat albo skierować sprawę do dalszego postępowania. Kara cię nie minie, młody Polaku. Będą też dziennikarze. Podobno wietrzą sensację. Może policja da ciała, może nauczyciele strzelą byka, może maturzyści dadzą temat. Dyrekcja jest przerażona i ostrzega. Mamy ubrać się ładnie, mamy zachowywać się godnie, mamy znać procedury, mamy przestrzegać prawa co do joty. No i mamy nie zapominać, że jesteśmy przede wszystkim ludźmi. I bądźmy ludźmi.

Niech nikt nie ma powodu do skargi, że w chwili próby zabrakło nauczycielom serca. Rozumu może nam zabraknąć i nieraz przecież brakowało, ale nigdy serca. Serdeczności nam trzeba. Kochani maturzyści, życzymy wam jak najlepiej. Policja z nami, dziennikarze z nami, nauczyciele i maturzyści razem. Pomagajmy sobie i wspierajmy się, bo może nie być łatwo.

Czytaj także: Matura – coś tu się nie zgadza

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną