Nie 6, a 18 maja – to najczęściej wymieniana realna data otwarcia publicznych żłobków i przedszkoli na szerszą skalę. Ku takiemu rozwiązaniu skłaniają się władze Warszawy, Gdańska, Katowic czy Chorzowa, a także mniejszych miejscowości, jak podkrakowska Modlnica. Gdzieniegdzie pod uwagę brany jest wcześniejszy termin – 11 maja. Dość często ta data przewija się na Podkarpaciu.
Rodzicom nie spieszy się do żłobków
Uruchomienie instytucjonalnej opieki nad dziećmi w terminie zapowiedzianym przez rząd, 6 maja, okazało się raczej symboliczne. Na wpuszczenie podopiecznych do samorządowych przedszkoli i żłobków zdecydowano się w nielicznych miastach, m.in. w Rzeszowie (przez cały okres epidemii zachorowań było tu bardzo niewiele; nie odnotowano ani jednego przypadku śmierci), w Jaśle i Zielonej Górze. Ruszyły także pojedyncze placówki prywatne – również tam, gdzie publiczne nie zostały otwarte. Z drugiej strony nie otworzyło się wiele niepublicznych tam, gdzie miejskie otwarto, jak np. w Zielonej Górze.
Czytaj też: Rząd za szybko i bez namysłu otwiera żłobki i przedszkola
Jak tłumaczą samorządowcy i przedsiębiorcy, aby otwierać, warunki musiały być spełnione w trzech obszarach: zainteresowania rodziców korzystaniem z opieki, zapewnionych zabezpieczeń, a wreszcie gotowości nauczycielek i opiekunek do pracy.
Zainteresowanie rodziców sprawdzano ankietami. W Rzeszowie dyrektorzy placówek rozesłali je jeszcze w czwartek przed majówką – tego samego dnia, w którym władze miasta z telewizyjnej konferencji dowiedziały się o możliwości uruchomienia żłobków i przedszkoli. Chętnych do skorzystania z opieki okazało się 25 proc. rodziców przedszkolaków i 15 proc. żłobkowiczów. Ostatecznie w placówkach stawiło się jednak znacznie mniej dzieci, poniżej 10 proc. Prawdopodobnie skłonność rodziców gasła w miarę ujawniania wątpliwości związanych z wytycznymi sanitarnymi; na pewno znaczenie miało też przedłużenie dostępności zasiłku opiekuńczego do 24 maja (według początkowych informacji rządu miał być wypłacany trzy tygodnie krócej).
Czytaj też: PiS oświatę odmraża chaotycznie
A nauczyciele się boją
W miejscach, w których zdecydowano się na otwarcie, oceniano jako wystarczające zgromadzone zapasy maseczek, przyłbic czy płynów do dezynfekcji. Poza protokołem część decydentów i prowadzących placówki przyznawała jednak, że niektórych zaleceń związanych z organizacją pracy, np. dotyczących zachowywania półtorametrowej odległości między personelem, na dłuższą metę nie sposób ani praktycznie respektować, ani sprawdzić.
Małgorzata Sikorska: Szkoła w czasach zarazy
Tam, gdzie placówki postanowiono otworzyć, gotowość do stawienia się na miejscu zadeklarowała większość personelu (w Rzeszowie było to ok. 80 proc. pracownic miejskich przedszkoli, w placówkach prywatnych czasem nawet 100 proc. kadry). Trudno wyczuć, na ile ta gotowość była szczera, na ile wywołana obawą o utratę zatrudnienia. Niektóre nauczycielki placówek, z których w mijającym tygodniu wysyłano dopiero ankiety dotyczące zainteresowania opieką na przyszłość, dzwoniły do bardziej zaprzyjaźnionych rodziców z sugestiami, by jeśli to nie jest konieczne, nie posyłać dziecka do przedszkola, bo same się boją, jak to będzie.
Czytaj też: Duńskie dzieci wróciły do szkół. Jest się czym inspirować
Co ze zdalnym nauczaniem?
Osobnym problemem, który wyłonił się dosyć szybko, stała się organizacja zdalnego nauczania realizowanego także w przedszkolach. Gdy jedna pani w standardowych warunkach ma pod opieką 25 dzieci, a teraz do placówki przychodzi dziesiątka z nich, co z zajęciami czy przynajmniej zadaniami dla pozostałej piętnastki? W Zielonej Górze urzędnicy zdecydowali, że zajęcia zdalne z chwilą rozpoczęcia uruchamiania placówek zostają zawieszone.
O dookreślenie zasad organizacji pracy zdalnej w przedszkolach zwrócił się do ministra edukacji Związek Nauczycielstwa Polskiego. Na razie resortowe zalecenia jak zwykle w ostatnim czasie sprowadzają się do ogólników. Pora na bardziej konkretną refleksję byłaby jednak najwyższa, bo ta kwestia rodzi szczególnie dużo pytań w perspektywie uruchomienia funkcji opiekuńczej szkół dla uczniów klas 1–3. Termin jej startu – według zapowiedzi szefa MEN – ma zostać podany w przyszłym tygodniu.
Czytaj też: Maturzyści dostali prezent. A co dla młodszych?