Społeczeństwo

Jak przeżyć Wielkanoc w czasach zarazy

Czeka nas Wielkanoc trudniejsza niż zwykle. Czeka nas Wielkanoc trudniejsza niż zwykle. Krzysztof Mazur / Agencja Gazeta
Święta, choć tak inne niż dotychczasowe, to czas, żeby sobie przypomnieć, co w życiu ważne, a co nam umknęło. I żeby pomagać sobie nawzajem – mówi dr Mariola Kosowicz.

KATARZYNA CZARNECKA: – Szykuje się pani do świąt?
MARIOLA KOSOWICZ: – I tak, i nie. Trudno powiedzieć, że się w ogóle nie przygotowuję, bo aspekt duchowy Wielkanocy jest dla mnie bardzo ważny. Ale nie chcę udawać bohaterki: jest mi ciężko w tej nowej sytuacji. Choćby dlatego, że nie będę mogła przeżyć tego czasu tak, jak każdego roku.

Czytaj też: Czy czeka nas koronawirusowy bunt?

Z psychologicznego punktu widzenia: jaką funkcję w życiu człowieka pełnią święta?
Są po to, żeby każdy mógł poczuć się częścią wspólnoty, która dzieli ze sobą radość. Jakąkolwiek. Na przykład Święto Niepodległości to moment, gdy można wywiesić flagę, czuć wdzięczność za wolność, powiedzieć sobie, że wszyscy jesteśmy Polakami i identyfikujemy się ze sobą.

Dla osób wierzących Boże Narodzenie i Wielkanoc to najważniejszy czas refleksji nad wiarą, uczestnictwa w rytuałach, myślenia o wspólnocie wiary. Dla wszystkich to moment pewnego rodzaju odnowy – te dwa razy w roku gruntownie sprząta się dom, a porządkowanie przestrzeni jest pomocne dla uporządkowania głowy. A przede wszystkim święta kojarzą się ze spotkaniami z bliskimi.

W tym roku to właśnie będzie najtrudniejsze.
Znów: i tak, i nie. Oczywiście dla większości z nas poważnym dyskomfortem będzie to, że do niedzielnego śniadania rodziny zasiądą przy osobnych stołach. Że tradycyjne odwiedzanie się w poniedziałek jest w zasadzie niemożliwe. To jest wyzwanie.

Szczególnie że święta, bez względu na nasz światopogląd, psychologicznie są trudniejsze niż normalny weekend. Większość z nas wyrosła w tradycji ich celebrowania, oprócz przeżyć duchowych ważny aspekt stanowią spotkania z rodziną i przyjaciółmi. W obecnej sytuacji nie mamy wyjścia – musimy sobie poradzić najlepiej, jak potrafimy. A mamy szczęście, bo technologia pozwala nam się zobaczyć z resztą rodziny, jakoś jednak z nią być.

Ale nie zastąpi bezpośredniej bliskości.
Nie. Ale sprawia, że łatwiej nam wszystkim nie rozpaczać. A to jest kluczowe. Niezgoda na sytuację, na którą nie mamy wpływu, walka z nią – jest kompletnie bezproduktywna. Lepiej uświadomić sobie, że kontaktując się na odległość, chronimy siebie nawzajem. I skupić się nie na tym, co zostaje nam odebrane, tylko na tym, co mamy. I może też przeżyć tę Wielkanoc lepiej niż zwykle.

Czytaj też: Dzieci pytają. Dlaczego zostajemy w domu? Na czym polega wirus?

Można lepiej?
Można. Proszę się zastanowić, z czym wielu z nas kojarzą się święta.

Z zakupami, gotowaniem i jedzeniem.
Właśnie. Biegaliśmy nerwowo po sklepach, kupowaliśmy za dużo, skupialiśmy się na materialnym wymiarze tego czasu. Jeździliśmy do rodziców lub przyjmowaliśmy u siebie i złościliśmy się na nich, że zmuszają nas do odmawiania modlitw, a oni nas krytykowali za nie dość dobrze wyprasowany obrus. Dziś tego typu sprawy tracą znaczenie, bo mamy znacznie poważniejsze problemy. Rzecz w tym, że kryzys może nas okaleczyć albo być szansą na rozwój.

Myśli pani, że przeżyjemy te święta bardziej religijnie niż tradycyjnie? Nawet niewierzący?
Osobom wierzącym na pewno dadzą siłę na dalsze radzenie sobie z rzeczywistością. A czy niewierzący pomyślą o Bogu? Nie wiem. Zresztą daleka jestem od różnicowania wierzący/niewierzący. Pierwsi często nie mają nic wspólnego z prawdziwą wiarą, a drudzy żyją zgodnie z jej zasadami, tylko tego tak nie nazywają, bo nie potrzebują.

Poza tym nie chodzi o to, żeby się wszyscy nagle nawracali. Owszem, w mojej praktyce zdarza się, że ktoś chory chce porozmawiać o wierze, mówi, że jest mu jakoś łatwiej, kiedy się pomodli, porozmawia z wyobrażeniem Boga. Bo w trudnych, dramatycznych sytuacjach wszyscy szukają sensu, wyjaśnienia tego, co się dzieje, jakiegokolwiek oparcia. Ale to wszystko można znaleźć także w ludziach, którzy są obok. Trzeba tylko trochę tolerancji dla nich i dla siebie.

Dziś wiele osób mówi mi, że zaczęło myśleć np. o tym, jak się oddalili od bliskich i jak ich krzywdzili. Bo na co dzień wydawało im się, że najważniejsze jest to, żeby pracować i przynosić pieniądze do domu. Bo nie zauważali, że wszyscy w domu są samotni i udawało się im żyć razem tylko dlatego, że zajmowali się swoimi sprawami w ciągłym pędzie. Bo wściekali się na tę modlącą się w święta mamę, zapominając, że ona ma prawo do przeżywania ich po swojemu. Teraz chcą to zmienić, przeznaczyć ten czas na zastanowienie się nad sobą i swoimi relacjami.

Oczywiście nie da się wszystkiego zmienić w trzy dni i samodzielnie. To nie jest dobry czas na wielkie zmiany. Może w tym czasie istotniejsze jest, żebyśmy zauważyli to, co jest zaniedbane, o czym zapomnieliśmy w życiu. Wszyscy potrzebujemy łagodności, ponieważ wszyscy popełniamy błędy i w większym lub mniejszym stopniu gubimy to, co najważniejsze. Złość, wzajemne pretensje niczego nie zmienią, tylko jeszcze bardziej oddalą nas od siebie. I zamiast coś zmienić, skupiamy się na poczuciu winy lub krzywdy. Do każdej zmiany trzeba podejść realnie, pamiętając, że często jest to proces, wymaga wysiłku i wiedzy. Nie oszukujmy się, są rodziny, pary, w których problemy przerastają możliwości prostej zmiany.

Czytaj też: Pandemia to nietypowa katastrofa. Różnie reagujemy

Co pani ma na myśli?
Na przykład sytuację przemocy domowej, kiedy ofiara jest skazana na bycie przez 24 godziny pod jednym dachem z katem i czuje się jak w pułapce. Inne sytuacje to rozpadające się związki, gdy tak długie przebywanie razem generuje złość, potęguje poczucie samotności i boleśnie obnaża prawdę o relacji. Podejrzewam, że jakaś część tych związków nie podniesie się z kryzysu. Obawiam się, że Wielkanoc im nie pomoże. Ponieważ jednak jestem osobą, która szuka rozwiązań, to myślę, że wielu z nas może coś dla tych rodzin zrobić. Pod warunkiem że jesteśmy uważni i przyjdzie nam to głowy.

Co konkretnie?
Jeżeli wiemy, że ktoś doświadcza przemocy, to nie bądźmy bierni, tylko zgłaszajmy to odpowiednim służbom. Dajmy możliwość osobie doświadczającej przemocy kontaktu ze sobą. Ważne, żeby nie tłumaczyć braku reakcji w stylu: „to ich sprawa, nie będę się wtrącał”. Jeżeli wiemy, że nasi bliscy, znajomi przeżywają kryzys w związku, to powstrzymajmy ciągłą potrzebę oceny i zaprośmy ich do wspólnego świętowania online. Zadzwońmy, porozmawiajmy o rzeczach, które choć na chwilę wprowadzą lepszy nastrój. Nie stawiajmy się jednak w pozycji osób, które chcą naprawić związek, i nie róbmy nic na siłę. Niestety, niektórzy ludzie mogą nie chcieć naszej pomocy. Ale warto powiedzieć, że jesteśmy.

Myślę też o osobach w żałobie. Każdego dnia dowiadujemy się o śmierci wielu ludzi z powodu wirusa. A przecież nie tylko z tego powodu umierają. Dla rodzin i przyjaciół tych, którzy odeszli, będą to wyjątkowo trudne święta. Bądźmy z nimi na tyle, na ile będą gotowi przyjąć naszą obecność. Nie pocieszajmy na siłę. Czasami powiedzenie: „nie wiem, co powiedzieć, ale chcę, żebyś wiedział/a, że jestem i możesz na mnie liczyć”, jest wartościowsze niż tysiące nic nieznaczących słów lub ucieczka w unikanie kontaktu.

Czytaj też: Jak się nie zarazić? Co zrobić, gdy mam objawy infekcji?

A co z osobami samotnymi, jak im pomóc?
Także kontaktować się z nimi na dostępne sposoby. I nie rozmawiać tylko o pandemii, wprowadzić w ich życie inną atmosferę. Wskazać, co mogą przeczytać albo obejrzeć, jeśli mają internet. Teraz jest tyle koncertów, spektakli online – jest w czym wybierać. Można im zawieźć pod drzwi ciasto, kawałek jajka do podzielenia się na odległość. Każdy, nawet najmniejszy gest jest dobry.

To zresztą działa w obie strony. Naprawdę rzadko się zdarza, że wokół osoby, która mieszka sama, nie ma nikogo, trzeba się rozejrzeć. Nawet jeśli ktoś dawno zrezygnował z kontaktowania się z innymi, powinien – szczególnie w święta – jednak do kogoś zadzwonić czy napisać.

Niektórym trudno pomóc.
To prawda. Niektórzy ludzie, chociaż potrzebują wsparcia, z różnych powodów odrzucają taką możliwość. I tak np. jedni czują się zakłopotani faktem, że mogliby komuś zawracać głowę swoimi problemami, inni zawsze byli samowystarczalni i chęć pomocy odbierają jako obnażanie własnej słabości, a jeszcze inni, cokolwiek by się działo, czują się niezadowoleni i nieszczęśliwi. I tak jak już powiedziałam: niczego na siłę nie zrobimy.

Co by pani powiedziała takim osobom?
To bardzo trudne pytanie. Ponieważ każda postawa człowieka kryje w sobie wiele historii. Niemniej obecna sytuacja na świecie uświadamia nam coś bardzo ważnego: że człowiek nie przeżyje bez drugiego człowieka, że jesteśmy sobie potrzebni i jest w nas ogrom dobra. Że każdy z nas może z tego dobra czerpać i obdarować nim innych. Ten czas uświadamia nam również, że życie jest kruche i nie warto marnować ani sekundy.

Czytaj też: Nie daj się koronawirusowi, dezynfekuj swój smartfon

To, w jaki sposób przeżyjemy te święta, zależy w dużej mierze od nas. Każdy ma wybór: tyle cierpienia jest wokół, może nie warto dokładać własnego. Trzeba zdecydować: pozwolę się uwieść własnym smutkom, uprzedzeniom, złości czy zapanuję nad swoją głową i dam sobie szansę na dobre chwile, które dadzą mi siłę i nadzieję.

Są też tacy, którzy nie lubią świąt. I w tym roku mówią: żadnej Wielkanocy nie będzie.
To prawda. Czasami święta kojarzą się ludziom z cierpieniem, kłótniami rodziców, przemocą, samotnością. Z tymi wspomnieniami idą przez życie, unikając świąt jak ognia. Często nie zauważają, że są niewolnikami swojej pamięci i ulegają zakodowanym wspomnieniom. Na szczęście dysponujemy mózgiem myślącym racjonalnie i możemy sami decydować, co jest dla nas dobre lub złe, czy chcemy żyć przeszłością. Jako terapeuta zdaję sobie sprawę, że nie jest to takie proste, ale sama świadomość, że mamy wybór, daje możliwość wprowadzenia choćby najmniejszej zmiany.

Czytaj też: Pracujemy w domu. Co nam w tym pomoże

Owszem, w te święta w wielu oczach pojawią się łzy. Ale kiedyś będziemy wspominać ten czas jako wyjątkowy i na wielu poziomach jednak dobry.

Coś z tego dobra w nas zostanie?
Mam wrażenie, że jakaś część ludzi zacznie bardziej doceniać to, co w życiu najistotniejsze. Już pojawia się u wielu osób refleksja: wydawaliśmy pieniądze na rzeczy zbędne, sprowadzaliśmy się do konsumpcji, gnaliśmy nie wiadomo za czym. A przede wszystkim zapomnieliśmy o sobie nawzajem. To naprawdę jest czas, żeby sobie przypomnieć o tym, co ważne, a co nam umknęło.

Dr n. med. Mariola Kosowicz jest psycholożką, psychoonkolożką, terapeutką systemową. Kieruje Poradnią Psychoonkologii w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Specjalizuje się w pracy terapeutycznej z pacjentami cierpiącymi na choroby przewlekłe, zajmuje się także terapią par oraz psychofizjologią wypalenia zawodowego i treningami komunikacji.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną