Na sejmowych stronach opublikowano właśnie porządek obrad 10. posiedzenia, które odbędzie się zaraz po świętach wielkanocnych 15 i 16 kwietnia. Jeden z punktów – zmiana w ustawie o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Chodzi o delegalizację aborcji w przypadku ciężkiego uszkodzenia płodu. Uzasadnienie ma wygłosić przedstawicielka Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej Kaja Godek.
Serio?! Teraz?! W szczycie pandemii?! Z jednej strony wynika to z kalendarza, bo projekty obywatelskie muszą być omówione najpóźniej sześć miesięcy od pierwszego posiedzenia Sejmu. Ale przecież PiS nie takie rzeczy robił z projektami obywatelskimi i nie tylko po to, żeby oglądać się na zasady. Czy rządzący chcą nam zafundować teraz gwarantowany konflikt społeczny i pewną awanturę? Nie założyłabym się, że nie. Byłaby w tym nawet jakaś piekielna logika.
Kobiety nie zapomną cynizmu władzy PiS
Po pierwsze, taki konflikt, przynajmniej częściowo, odwraca uwagę opinii publicznej od tragicznej sytuacji w służbie zdrowia i nadciągającego kryzysu ekonomicznego. Po drugie, nie będzie Czarnego Protestu, nie będzie transparentów i parasolek. Kobiety nie wyjdą dziś na ulice, by protestować, bo nie wolno. Po trzecie, byłby to klin wbity między opozycyjne partie, bo wiadomo, jak w takiej sytuacji zachowa się Konfederacja. A także między posłów Platformy Obywatelskiej i PSL, bo w obu partiach są zwolennicy zaostrzenia prawa antyaborcyjnego. Po czwarte wreszcie – można to potraktować jako prezent dla najtwardszego elektoratu PiS, na który liczy w wyborach prezydenckich. Zwłaszcza że mają się odbyć w dziwacznej formie, przegłosowanej właśnie przez Sejm.
Byłaby to skrajnie cyniczna gra, w której stawką jest życie i zdrowie Polek. Ale do cynizmu rządzący zdążyli nas już przyzwyczaić. I odzwyczaić od używania zwrotu: „nie, to niemożliwe”. Tylko że pandemia kiedyś minie, a kobiety rządzącym tego cynizmu nie zapomną.