W poprzednim artykule prawie o tym samym tytule postulowałem, by zwrócić uwagę na osoby z niepełnosprawnościami i seniorów, którzy nie tylko teraz nie mogą wyjść z domów. Pisałem, że należy docenić pracę wykonywaną przez kobiety zajmujące się prowadzeniem domu, lekarzy, pielęgniarki, pracowników laboratoriów (dodam ratowników medycznych i inny personel szpitalny, o którym wtedy nie wspomniałem), a także sklepów, aptek i innych niezbędnych usług. Było o nauczycielach, było w końcu o tym, że wzrosnąć musi zaufanie do państwa. Istnieje jeszcze szereg innych kwestii, które warto przemyśleć w związku z pandemią koronawirusa.
Pora docenić naukę i naukowców
Po pierwsze, nauka. W ostatnich latach mocno lekceważona, marginalizowana w mediach społecznościowych, w których każdy może jawić się ekspertem w dowolnej dziedzinie. Nagle niemal (bo oczywiście są wyjątki) wszyscy słuchamy epidemiologów, naukowców tłumaczących, czym jest koronawirus, przygotowujących scenariusze rozwoju pandemii. Mówią, jak powinniśmy się zachowywać, jak chronić siebie, swoich bliskich i resztę społeczeństwa.
Niespodziewanie także politycy zauważyli ekspertów, w tym ci, po których można by się tego spodziewać w najmniejszym stopniu, jak premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson. We wszystkich mediach występują osoby z odpowiednim wykształceniem, których słucha się z uwagą, a większość ludzi stosuje się do ich zaleceń. Znacznie mniej jest za to domorosłych ekspertów czy zwykle chętnie wypowiadających się na każdy temat celebrytów.
To ważny moment, by docenić tych, którzy latami pracowali na pozycję, powiększali wiedzę, a w zamian często byli ignorowani. Może w końcu zrozumiemy, że warto słuchać ludzi wiedzących więcej od nas, którzy proponują rozwiązania znacznie większej liczby problemów niż pandemia. W szczególności dotyczy to polityków, którzy – miejmy nadzieję – przestaną negować zmiany klimatyczne i zaczną działać. Skutki tej katastrofy mogą być niedługo tak wielkie, że obecny kryzys wyda się czasem spokoju i stabilności.
Antyszczepionkowcy trochę ciszej
Ze zmianą statusu nauki wiąże się sprawa szczepionek. Zewsząd dochodzą głosy na temat tego, ile będzie trzeba czekać na lek, kiedy zaczną się testy itd. Obecna sytuacja jest symulacją świata, o którym – jak się wydaje – marzą ludzie zaangażowani w rozmaite ruchy antyszczepionkowe. Oczywiście nie znaczy to, że one znikną. Ba! Bez problemu da się znaleźć w internecie wypowiedzi ludzi grzmiących, że jeśli powstanie szczepionka, to rządzący będą nam chcieli przy jej okazji wstrzyknąć różne świństwa. Są i tacy, którzy przekonują, że koronawirusa nie ma, a choroba, na którą codziennie umiera kilka tysięcy ludzi, to efekt działania sieci 5G lub innych tego typu „zagrożeń”.
Na Facebooku wciąż świetnie sobie radzi również Jerzy Zięba. Jego fani nie przyjmują do wiadomości oficjalnych informacji, są przekonani, że tylko ich guru może rozwiązać wszelkie medyczne problemy. Ludzie odrzucający naukę, zdrowy rozsądek, twórcy teorii spiskowych będą zawsze, należy jednak mieć nadzieję, że osoby do tej pory wahające się, niewiedzące, w co wierzyć, postanowią zaufać nauce. Że przynajmniej w jakimś stopniu uda się odwrócić trend lekceważenia wykształcenia i wiedzy eksperckiej.
Czytaj też: Skąd się wziął ten wirus? Ufajmy nauce, nie plotkom
Mniej kupować, mniej marnować
Przymusowa kwarantanna, zamknięta większość sklepów i galerii handlowych – wszystko to daje też szansę przemyślenia podejścia do życia, a zwłaszcza do konsumpcji. Wiele osób w obawie kupuje znacznie więcej, niż rzeczywiście potrzebuje. Część produktów trzeba będzie wyrzucić, bo się zmarnuje. Może choć niektórym da to do myślenia.
Czytaj też: Nowe standardy robienia zakupów
Dobrze, gdyby do większości z nas dotarło, że nie trzeba wiele, aby być szczęśliwym, nie warto bez przerwy kupować nowych rzeczy i wymieniać ich na lepsze modele. Pozwoli to odciążyć nasze portfele, ale i przysłuży się klimatowi. Pod warunkiem oczywiście, że po pandemii nie rzucimy się „nadrabiać zaległości”. Będą nas do tego skłaniać firmy, które zechcą zniwelować straty.
Poczujcie się jak społeczność LGBT
Wprowadzone dopiero co przez rząd nowe obostrzenia są okazją, tak jak przymusowa kwarantanna, do innego spojrzenia na jeszcze jedną grupę społeczną: osoby nieheteronormatywne. Najnowszy zakaz dotyczy bowiem wszystkich poza rodzicami opiekującymi się dziećmi: nawet mąż i żona nie mogą spacerować obok siebie, muszą zachować co najmniej dwa metry odstępu. W przeciwnym razie grozi im mandat.
Z czymś w pewnym sensie podobnym zmaga się na co dzień społeczność LGBT+. O ile jeszcze w domu można robić wszystko, na co ma się ochotę, o tyle na zewnątrz – zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i na wsi – chłopak nie weźmie za rękę chłopaka, dziewczyna nie przytuli się do dziewczyny, bo grożą im wyzwiska, a nawet napaść fizyczna. Dla wielu z nas to absurdalne, że tuż przed wyjściem z mieszkania można dać partnerce lub partnerowi buziaka, a tuż po wyjściu należy zachować stosowny odstęp. Wyobraźmy więc sobie, jak muszą się czuć ludzie, którzy mają tak codziennie. Którzy boją się okazywać uczucia, bo może je za to spotkać „kara”. Czas wreszcie zrozumieć, że miłość nie wyklucza i naprawdę są na świecie sprawy, którymi należy się przejmować bardziej niż tym, że dwie osoby tej samej płci się kochają i chcą ze sobą spędzić resztę życia.
Czytaj też: Czy grozi nam kwarantannowy bunt?
Nowy, lepszy świat po pandemii?
Pandemia koronawirusa to w ogóle dobry czas na to, by spróbować zrozumieć innych ludzi. Sytuacja dotyka wszystkich w mniejszym lub większym stopniu. To, co przeżywamy teraz my, dotyczy ogromnej części społeczeństwa. A skoro odczuwamy to samo, to może się tak bardzo nie różnimy? Może to właściwy moment, by nauczyć się lepiej komunikować, mówić o swoich uczuciach i oczekiwaniach? Tym bardziej że kryzys nie zakończy się z dnia na dzień. Przebywanie nawet w dobrowolnej kwarantannie zostawi ślad w naszej psychice, u niektórych wystąpi nawet stres pourazowy (PTSD). Może kolejni ludzie zrozumieją, że terapia, pójście do psychologa lub psychiatry nie jest ani niczym złym, ani deprecjonującym. To zwykła czynność, taka sama jak wizyta u dentysty, gdy boli ząb. Problemy psychiczne mogą dotknąć każdego z nas i tym bardziej powinniśmy wzajemnie się wspierać.
Czy rzeczywiście uda nam się dobrze przepracować pandemię i stworzyć nowy, lepiej zorganizowany świat, dowiemy się niedługo. Na razie jedyne, co można w tym kierunku zrobić, to zacząć od siebie. I mieć nadzieję.
Czytaj też: Pożytki z pandemii dla klimatu?