Aldona i Eugenij studiują i pracują w Polsce. Tu wynajmują ładne, pierwsze w życiu mieszkanie. Od trzech lat są parą. Spodziewają się dziecka; lada chwila mieli tę wieść oznajmić rodzinie. Gdy ogłoszono epidemię, Aldona była właśnie w drodze do Kijowa. Planowała zatrzymać się u przyjaciółki, załatwić trochę spraw urzędowych i wrócić. Niby miała szczęście. Kilka dni później za jakikolwiek transport na granicę trzeba było płacić 500–800 zł, i to bez gwarancji, że się dojedzie. W sieci pojawiło się sporo oszukańczych ofert. Z drugiej strony – miała pecha. Bo gdy zamknięto granicę, utkwiła w Kijowie, kątem u znajomych, bez Eugenija, najbliższej rodziny, i bez pojęcia, co dalej. Nie wie, kiedy będzie mogła wrócić. On też już nie może do niej przyjechać.
Alosza miał jeszcze mniej szczęścia. Ostatnie lata przepracował jako kucharz w modnej restauracji. Kończyła mu się wiza. Zarobione pieniądze wysłał właśnie na Ukrainę i kupił bilet na autobus. Nie zdążył wsiąść. Połączenie zostało zawieszone. Został bez pieniędzy, i już bez mieszkania. Postanowił wrócić autostopem. Kontakt z nim się urwał. Telefon nie odpowiada.
Maks po studiach w Polsce (politologia) założył we Wrocławiu fundację Polski Instytut Współpracy Obywatelskiej. I hotel Travel House, który w kwietniu, maju i przez całe lato był zazwyczaj zapełniony, także pracownikami z Ukrainy. Teraz rezerwacje anulowano, projekty odwołano. Za to zostały zobowiązania – zwłaszcza wynajem lokalu. – Wszystko utrudnia jeszcze fakt, że nie wiadomo, jakie kolejne decyzje podejmie rząd. Nie wiadomo, czy w ogóle, jakie i kiedy będzie rzeczywiste wsparcie od państwa dla takich firm jak moja – mówi.
Zostać czy wyjechać
Jest ich 1,2 mln. Zdominowali w Polsce trzy branże: rolnictwo, budowlankę i usługi, głównie związane z gastronomią i hotelarstwem.