Jestem mamą tegorocznego maturzysty i jednocześnie pracownikiem naukowym jednej z trójmiejskich uczelni. Dość szybko, mimo całkowitego braku systemu e-learningu, opanowałam pracę zdalną. Pracowałam już na kilku uczelniach, w tym w USA, więc zorganizowanie miniwykładów lub ćwiczeń przez Skype′a, pracy w małych grupach przez internet, w domowych warunkach – nie było szczególnie trudne. Mam swój pokój, laptop, kamerkę, szybki internet oraz „wieloletniego prywatnego mecenasa nauki polskiej” w postaci dobrze zarabiającego i wyrozumiałego męża. Luksus jak na polskie warunki.
Z drugiej strony okazało się, ilu studentów ma problem z szybkim internetem, brakiem laptopa czy połączeniem się w określonym czasie z siecią, bo dzieci też korzystają z ich komputerów... ale z dorosłymi można jakoś te problemy pokonać, np. korzystając z różnych aplikacji.
Brawo, nauczyciele! Kto im za to podziękuje?
Jestem politologiem, więc nie potrzebuję laboratorium, specjalistycznego sprzętu, a korzystanie z e-bibliotek w zupełności wystarcza, aby przygotować się do zajęć. A Ted Talks to świetne uzupełnienie. Niektórym studentom, paradoksalnie, tego typu praca daje rzadką okazję do indywidualnego podejścia z mojej strony, niemożliwego w 30-osobowej grupie w trakcie ćwiczeń.
O tegorocznej rekrutacji na studia nie chcemy rozmawiać. Nasi dziekani, rektorzy i panie z dziekanatów i tak stają na głowie, żeby można było jakoś funkcjonować. Jeszcze jest trochę czasu. Gorzej, kiedy widzę zmagania mojego syna. Zwłaszcza po fiasku ubiegłorocznych strajków należy oddać ogromny szacunek pani dyrektor i nauczycielom I LO w Gdyni. Od pierwszego dnia zdalnego nauczania nie zostawili maturzystów. Niemal automatycznie przestawili się na naukę online i to nie w formie przesyłanych plików z zadaniami, ale regularnych fakultetów oraz indywidualnych zajęć w stosunku do wymagających tego uczniów.
Mój syn sam przyznał, że uczy się efektywnie, a wyeliminowanie czasochłonnych dojazdów i możliwość zjedzenia posiłku lub wypicia kawy w trakcie zajęć zapobiega rozkojarzeniu. Brawo, nauczyciele! Czy ktoś im za to podziękuje po akcji koronawirusowego szaleństwa?
Gorzej z morale klasy. Pierwszy tydzień to była nawet frajda i szansa na zintensyfikowanie pracy przed egzaminami dojrzałości. Kolejne dni przynoszą coraz większy stres i frustrację. Przestało być zabawie, kiedy odwołano międzynarodowe matury. Młodzież zaczęła panikować. Co z polskimi maturami? Pytali koledzy i koleżanki syna. I dalej: jak będziemy rozliczani na koniec semestru? Co z niezrealizowaną podstawą programową przedmiotów maturalnych? I wreszcie: kiedy będzie sam egzamin?
Odpowiedzi nie znajdują. Czują się, i mówią o tym głośno, poświęceni na ołtarzu „walki o wybory 10 maja”. Obiecuje im się normalne terminy matur, w które nie wierzą. Lepiej niż starsi ogarniają internet, czytają obcojęzyczne portale i umieją myśleć samodzielnie, krytycznie. Wiedzą, że robi się z nich idiotów i traktuje jak bezrozumne stworzonka. Skoro jest tak dobrze, to czemu świat odwołał matury międzynarodowe – pytają. Dlaczego niweczy się ich ciężką pracę? Czy nikt nie pamięta, że oni także mają prawo głosu w wyborach i nie są to głosy bez znaczenia? Patrzę codziennie na mojego syna i za każdym razem czuję własną bezsilność, narastający gniew wobec „niedecyzyjnych decydentów” z MEN i kuratoriów.
Adam Szostkiewicz: Śmiercionośne wybory 10 maja
„Mamo, gdzie są odpowiedzialni dorośli?”
Mój syn jako były sportowiec wie, co to samodyscyplina, więc heroicznie wstaje rano, biega z psem, punktualnie o 8 siedzi przed laptopem i dzielnie mobilizuje się do wysiłku intelektualnego: odrabiania zadań, rozwiązywania arkuszy z poprzednich egzaminów, pisania kolejnych rozprawek, powtarzania dat, wzorów i słówek. I coraz mniej się odzywa. Coraz częściej warczy, zamiast odpowiadać nawet na proste pytania, a ukochany pies stał się najlepszym i jedynym towarzystwem. I zadaje mi to samo pytanie: „Mamo, gdzie są odpowiedzialni dorośli, którzy wreszcie powiedzą, jak mam zdać maturę i dostać się na studia, do których przygotowuję się od kilku miesięcy?”.
Czego uczymy młodych ludzi w tych kryzysowych czasach? Jaki obraz państwa i rządzących kształtujemy w ich głowach? Jak trzeba będzie nimi zarządzać, aby chcieli dla tego państwa pracować, płacić podatki, a może nawet tu żyć, skoro teraz instytucje ich „olały”? I wreszcie: jak dzisiaj wyglądamy wobec nauczycieli, którzy usłyszeli w czasie ubiegłorocznego strajku tyle przykrych słów, a dzisiaj, gdyby nie oni, fala załamań u uczniów szerzyłaby się szybciej niż koronawirus?