Opresja za zamkniętymi drzwiami
Dla ofiar przemocy kwarantanna ze sprawcą to potrzask
JOANNA PODGÓRSKA: – Pracujecie?
URSZULA NOWAKOWSKA: – Ośrodek, który jest schronieniem dla ofiar przemocy domowej, pracuje normalnie. No, powiedzmy, że prawie normalnie, bo przypadek wystąpienia gorączki u jednej z jego mieszkanek wywołał pewną panikę. Zabrało ją pogotowie ubrane w specjalne kombinezony. Na szczęście okazało się, że to zwykłe przeziębienie. Nasza poradnia działa zdalnie, częściowo przez telefon, a częściowo przez maile. Obsługują je pracownice fundacji, ale większość wolontariuszek, które współpracują z nami na co dzień, też jest w gotowości. Jeśli chodzi o indywidualne poradnictwo, zamiast osobistej wizyty proponujemy rozmowę telefoniczną. W pierwszym tygodniu epidemii dzwoniące były takim propozycjom niechętne – rozmowy o przemocy domowej są trudne, intymne, często dramatyczne. Łatwiej prowadzić je twarzą w twarz. Mówiły, że wolą poczekać tydzień czy dwa na spotkanie. Ale koronawirus uświadomił nam wszystkim, że szybko nie będzie takiego wyboru. Nie ma już oporów, by rozmawiać przez telefon. Szykujemy się do większego wykorzystania Skype’a czy Zooma. Była już zorganizowana jedna grupa wsparcia przez Zoom.
W mediach oglądamy radosne obrazki z domowych kwarantann, gdzie rozbawione rodziny śpiewają, rysują, bawią się klockami. Dla ofiar przemocy kwarantanna ze sprawcą to potrzask.
Mamy już takie sygnały. Z czasem będzie ich pewnie przybywać. Uczuliłam już dziewczyny, które odbierają telefony pierwszego kontaktu, żeby bardziej szczegółowo pytały, jakie formy komunikacji są najbezpieczniejsze dla dzwoniących kobiet. Trudno w obecności przemocowca opowiadać o doznawanej przemocy. Zamknięcie w domu z oprawcą nie tylko stwarza poważne zagrożenie, ale uniemożliwia bezpieczny kontakt, bo nie mają możliwości opuszczenia domu.