Społeczeństwo

Liturgia w czasach zarazy. Czy Kościół uprawia sabotaż?

Msza w lubelskim kościele w czasie pandemii Msza w lubelskim kościele w czasie pandemii Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
W Polsce mamy stan epidemii, ale episkopat nie zmienił stanowiska. Rodzi się pytanie, czy nie demobilizuje dyscypliny społecznej ważnej w zwalczaniu pandemii.

Jedną z funkcji religii jest wspieranie człowieka w trudnych chwilach. Co do tego zgadzają się wszyscy: wierzący i niewierzący (pomijając tych, którzy uważają religię za nieszczęście samo w sobie). Księża katoliccy, popi, pastorzy, rabini, szamani itp. mają za zadanie m.in. nieść nadzieję zwykłym wierzącym. Kierują liturgią, czyli zachowaniami własnymi i innych osób, w tym świeckich, polegającymi na praktykowaniu danego kultu, w szczególności sposobami oddawania się pod opiekę bogów.

Zasady regulujące kult i związane z nimi oczekiwania, nawet jeśli mają wymiar nadprzyrodzony wedle danego systemu wierzeń, dotyczą przede wszystkim spraw codziennych. Należy do nich śmierć w warunkach, by tak rzec, normalnych, takich jak starość czy nieuleczalna choroba. Co jednak wtedy, gdy wierzący wołają: „od powietrza, głodu, ognia i wojny uchowaj nas, Panie”, a więc proszą o wsparcie w obliczu zjawiska ekstraordynaryjnego, jakim jest pandemia Covid-19?

Jak pogodzić liturgię z medycyną

Liturgia jest zachowaniem zbiorowym (nabożeństwo, procesja, pogrzeb), polegającym na współobecności i współdziałaniu pewnej grupy osób. Z drugiej strony, przeciwdziałanie epidemii (zarazie, morowemu powietrzu) wymaga ograniczenia kontaktów, by tak rzec, face to face, także związanych z praktykami kultowymi.

Tedy powstaje problem pogodzenia dwóch niezgodnych celów: spełniania obowiązku religijnego i nakazów wypływających z medyczno-sanitarnych reguł chronienia ludzi przed Covid-19. Napięcie to dotyka także zbiorowych modłów o miłosierdzie Boże w związku z tą chorobą. Apele te nie są wprawdzie obowiązkiem religijnym, ale ponieważ katolicy wierzą w ich skuteczność, są skłonni do stosownych rytuałów. Jak pogodzić liturgię z medycyną?

Polski Kościół katolicki szybko zajął stanowisko w tej kwestii. Abp (wyjątkowo zachowuję tytulaturę w tym felietonie) Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, wydał następujący komunikat: „Tak jak szpitale leczą choroby ciała, tak kościoły służą m.in. leczeniu chorób ducha, dlatego jest niewyobrażalne, abyśmy nie modlili się w naszych kościołach. (...) W związku z zaleceniami, żeby nie było dużych [większych niż 50 osób] zgromadzeń osób, proszę o zwiększenie – w miarę możliwości – liczby niedzielnych mszy świętych w kościołach, aby jednorazowo w liturgiach mogła uczestniczyć liczba wiernych odpowiednia do wytycznych służb sanitarnych. (...) Osoby starsze i schorowane mogą pozostać w domach i stąd śledzić transmisje mszy świętych, które są w niedziele w środkach społecznego przekazu”.

To stanowisko spotkało się jednak z krytyką, w związku z czym rozszerzono dyspensę zwalniającą z obowiązku uczestniczenia w nabożeństwach także na osoby, które boją się zakażenia. Wprowadzono rozmaite instrumenty sanitarne dotyczące sposobu podawania i przyjmowania komunii, przekazywania znaku pokoju, opróżnienia kropielnic z wody święconej itp. Pojawiło się zalecenie nałożenia folii na konfesjonały, o tyle osobliwe, że wprawdzie chroni ono spowiednika (nie ma oczywiście powodu, aby tego nie czynić), ale kolejni penitenci mogą zostać zakażeni, o ile jeden z nich już odbył spowiedź i był zakażony.

Odwołano pielgrzymki, rekolekcje czy bierzmowania. Ostateczne decyzje pozostawiono biskupom diecezjalnym. Większość z nich wydała bardziej szczegółowe dekrety, ale w zasadzie pokrywające się z ogólnymi wytycznymi. Kilku hierarchów poszło dalej niż episkopat, np. abp Ryś, metropolita łódzki, zalecił powstrzymanie się od uczestnictwa w mszach, argumentując, że miejsce spotkania z Bogiem nie jest ważne, a bp Kopeć z Gliwic odwołał wszystkie nabożeństwa i pogrzeby w swojej diecezji. Niemniej kościołów nie zamknięto: leczą choroby duszy i nie można sobie wyobrazić, że wierni się w nich nie modlą.

Czytaj też: „Bóg jest dostępny przez radio”. Niedziela w pustych kościołach

Dlaczego nie zamyka się kościołów?

Powyższe środki budzą wątpliwości. 50 osób (lub nawet mniej) przebywających w kościele, nawet zachowujących tzw. bezpieczną (o ile taka w ogóle jest) odległość od siebie, to jednak grupa, która może stanowić źródło infekcji. To samo trzeba powiedzieć o pogrzebach. Już znany jest jeden przypadek zakażenia księdza w związku z taką ceremonią. Kościół w Białopolu i kaplica w Strzelcach zostały wprawdzie zdezynfekowane, ale nie wiadomo, co było wcześniej.

Z socjologicznego punktu widzenia wiele osób ma przyzwyczajenia dotyczące pór uczęszczania do kościołów i towarzystwa, a to może powodować całkiem określone skutki w frekwencji. Postulat zwiększenia liczby nabożeństw nie musi oznaczać, że łatwiej zachować maksymalną dopuszczalną liczbę uczestników ceremonii. Krótko mówiąc, decyzje kościelnego zwierzchnictwa raczej podwyższają ryzyko rozprzestrzeniania się epidemii, niż je zmniejszają. Nawet jeśli nie jest ono wielkie (tego akurat nie wiadomo), większość polskich duchownych zachowuje się nieracjonalnie. Być może postulat zamknięcia kościołów w ogóle jest (na razie) bezzasadny, ale jego uzasadnienia są dość paradoksalne. Jeden z polityków (p. Ociepa z Porozumienia) wyjaśnił, że kina i teatry mogą być zamknięte, bo to miejsca rozrywki, a kościoły to co innego. Pewien duchowny zaznaczył, że skoro przytułki i noclegownie są czynne, to nie ma powodu, aby świątynie były zamknięte.

Czytaj też: Wielu przeżywa teraz niedzielę nie na pokaz

Zwykły Poseł udał się na mszę

Ostatnie zdanie prowadzi do pytania, jak politycy zapatrują się na liturgię w czasach zarazy. Różnie. Przedstawiciele partii opozycyjnych na ogół postulują, aby nie odbywać nabożeństw, prawica stoi murem za przestrzeganiem zaleceń episkopatu. Pan Gowin tak rzecz ujął: „W Polsce jest rozdział Kościoła od państwa. Natomiast jako człowiek mogę powiedzieć, że kościoły są czymś w rodzaju szpitali dla duszy. Człowiek składa się z ciała, które trzeba chronić i pielęgnować, ale składa się także z duszy i tą przestrzenią, w której leczone są dusze, przynajmniej ludzi wierzących, są właśnie świątynie”.

Ta wypowiedź, mająca zresztą głęboki sens ontologiczny (wskazanie na kompozycję człowieka z ciała i duszy), jest jednak niezbyt transparentna (charakterystyczna cecha większości enuncjacji tego polityka), zważywszy że nie jest jasne, czy jej autor apeluje o to, aby kościoły były tylko otwarte, czy też by odbywały się w nich także nabożeństwa. Pan Kaczyński dość ostentacyjnie (rzecz została przedstawiona w telewizorze) udał się na mszę 15 marca, towarzyszyli mu ochroniarze. Zwykły Poseł ma oczywiście pełne prawo do dysponowania swoją osobą, ale zaskakuje, że przyszły Emerytowany Zbawca Narodu dość lekko sobie waży bezpieczeństwo swoich „poddanych”. Podkreśla, że w kościele było tylko jakieś 10 osób i pozostawały w dużej odległości od siebie. To jednak nie wyklucza zakażenia, a tylko czyni je mniej prawdopodobnym.

Czytaj też: Covid-19. Zwięzły poradnik dla skołowanych i zajętych

Msza zdalnie, taca realnie

Pan Złotowski (europoseł PiS): „No, tak! Koronawirus! Mamy dyspensę od osobistego uczestnictwa we mszy świętej. W telewizji mamy możliwość uczestniczenia we mszy, możemy także uczestniczyć w mszach online. (...) Zdalna msza pozbawia nas jednak dwóch rzeczy: uczestnictwa w komunii świętej oraz wsparcia naszej wspólnoty parafialnej. A nasze parafie żyją materialnie dzięki nam. Nie zapominajmy o tym! Każda parafia ma swoje konto bankowe, więc apeluję: jeśli byliśmy dziś na mszy tylko wirtualnie – tak jak ja – prześlijmy swojej parafii lub tej, w której byliśmy tylko wirtualnie, naszą dzisiejszą składkę. BÓG ZAPŁAĆ! A do komunii przystąpimy w lepszych czasach”.

Słowa te wzburzyły wiele osób w internecie, bo sugerują, że koronawirus szkodzi tzw. tacy. Nie widzę powodu do takiej tezy, przynajmniej na razie. Uważam, że polski Kościół (z wyjątkami oczywiście) demonstruje, jak zwykle, swoją przewagę. Msza ma być i już, podobnie jak krzyż w Sejmie czy „tak mi dopomóż Bóg” przy urzędniczym ślubowaniu. Reszta, w tym ludzkie zdrowie, jest mniej ważna. Kard. Krajewski (rezydujący w Rzymie) otworzył swój kościół tytularny mimo nakazu (aprobowanego przez papieża Franciszka) zamknięcia kościołów i oświadczył, że to jego obywatelskie nieposłuszeństwo. Nieodrodne dziecię polskiego katolicyzmu.

Zbawczy walor Eucharystii

Opinię wyrażoną w trzech ostatnich zdaniach potwierdzają rozmaite wypowiedzi duchownych i świeckich katolików. Abp Dzięga: „Chrześcijanin nie może bowiem żyć bez Eucharystii. Chrześcijanin bez Eucharystii umiera. Eucharystia jest dla nas życiem i zdrowiem. Pokarmem dla ciała i dla duszy. Lekarstwem na ziemi, a jednocześnie początkiem niebiańskiej uczty. Nie lękajcie się Chrystusa, prawdziwie obecnego w konsekrowanej hostii, czyli pod postacią chleba i pod każdą cząstką tej postaci. To jest ten sam Chrystus, do którego podeszła niewiasta cierpiąca na krwotok, mówiąca: bylebym się rąbka Jego szaty dotknęła, a będę zdrowa. Została uzdrowiona, bo to było dotknięcie JEGO szaty. To ten sam Chrystus, który widząc żebraka, od urodzenia niewidomego, uczynił błoto i nałożył na jego oczy, a następnie polecił: idź, obmyj się w sadzawce Siloe. A gdy ten się obmył – odzyskał wzrok. Nie dlatego odzyskał, że ktoś nałożył mu jakieś błoto na oczy, ale dlatego, że to Chrystusowa dłoń to błoto nałożyła. Chrystus uzdrawia wierzących nawet poprzez szatę naciskaną w tłumie, nawet przez błoto, gdy JEGO WOLĄ jest nakładane. Trzeba tylko uwierzyć całym sercem. Trzeba uznać, że to o NIEGO chodzi. Chrystus nie roznosi zarazków ani wirusów. Chrystus rozdaje świętą czystość i życie, przywraca zdrowie”.

Czytaj też: YouTube. Największa ambona Kościoła

Ks. Bortkiewicz: „Autorzy apeli [dotyczących zakazu odprawiania mszy] nie rozumieją, czym jest Kościół i jaka jest rola jego pasterzy. (...) Eucharystia ma walor zbawczy, a więc także leczniczy. (...) Komunia nie jest środkiem infekcji. Jest sakramentem, który daje człowiekowi zjednoczenie z Bogiem, jest umocnieniem w cierpieniu i chorobie, jest znakiem nadziei życia”.

Ks. Knap: „W ostatnim czasie świat oszalał z powodu (ś)wirusa przybyłego z Chin. Jeszcze większym zagrożeniem jest wirus złego ducha atakujący nie ciało, ale duszę, który jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć (1 P5, 8). Proszę o przypomnienie, zachęcenie i umożliwienie uczniom wyznającym wiarę katolicką uczestnictwa w nabożeństwach. Proszę o pomoc w zachowaniu bezpieczeństwa i porządku w drodze do, z i w świątyni”.

Ks. Isakowicz-Zalewski: „Do tej kuriozalnej sytuacji nie doszłoby, gdyby stery Łodzi Piotrowej były w ręku kogoś z wielkich papieży, np. Piusa X, Benedykta XVI czy Jana Pawła II. Niestety dziś troska o kwiaty i drzewa ważniejsza jest od troski o ludzkie dusze”.

Pan Lisicki: „Można to nazwać mocno: zdradą Chrystusa. A można bardziej analitycznie: biskupi włoscy pokazują, że katolicyzm jest dla nich jedynie fasadą, pewnym obyczajowym nawykiem. W istocie nie wierzą w sprawczość sakramentów”.

Pan Terlikowski: „Jako katolik i wyborca jestem oburzony, że posłowie i politycy apelują o zawieszenie odprawiania mszy świętych. To naruszenie wolności Kościoła, a sugestia, że mam zrezygnować z Eucharystii, narusza moją najbardziej fundamentalną wolność sumienia. Politycy, łapy precz od Eucharystii”.

Czytaj też: Ministrantki nie mają lekko

„Bóg nie przychodzi jako pandemia”

Episkopat nie pochwala tych głosów, ale też ich stanowczo nie krytykuje. Abp Polak naucza: „Nie bójmy się. Jesteśmy w rękach Boga. On nie zostawia nas samych w momentach doświadczenia, choroby czy cierpienia. Pan nie przychodzi do nas jako epidemia. Pandemia nie jest karą zesłaną na nas przez Pana Boga”.

Jestem człowiekiem niewierzącym, ale nie neguję subiektywnej roli przekonań o zbawczej roli liturgii dla duszy i ciała. Taka jest właśnie funkcja religii. Kiedyś wracałem samolotem z USA. Za mną siedziała kobieta w żałobie. Pod koniec lotu zaczęła rozmawiać ze swoim sąsiadem. Okazało się, że wiozła trumnę z ciałem kilkuletniej córeczki. Powiedziała: „Ile razy modliliśmy się do Matki Boskiej, aby uratowała dziecko. Widocznie miało być inaczej”. Wyglądało na to, że była całkowicie pogodzona z losem i już sama prośba do sił nadprzyrodzonych jej wystarczała. Wierzący zawsze sobie wytłumaczy, że widocznie miało być inaczej, niż było, ale Bóg „nie zostawia nas samych w momentach doświadczenia, choroby lub cierpienia”.

Czytamy w specjalnym komunikacie: „Na wieży Sanktuarium Jana Pawła II w krakowskich Łagiewnikach umieszczono jego relikwie. (...) Codziennie [od 18 marca] o godzinie 21:37, o której zmarł polski papież, duszpasterze będą stamtąd błogosławić Kraków Najświętszym Sakramentem. Przedstawiciele sanktuarium chcą w ten sposób wymodlić za pośrednictwem świętego Jana Pawła II orędownictwo u Boga, opiekę nad miastem, archidiecezją, Polską i światem”.

Jest stan pandemii, a w Kościele bez zmian

Minęły trzy doby, zmarło z powodu koronawirusa jakieś 2 tys. chorych, odnotowano kilkanaście tysięcy nowych przypadków Covid-19, ale wiara w skuteczność wstawiennictwa Jana Pawła II jest i tak niezachwiana u niektórych katolików. 20 marca wprowadzono w Polsce stan epidemii, czyli ostrzejszą formę ograniczeń niż w stanie zagrożenia.

Episkopat nie zmienił stanowiska, p. Kaczyński wręcz zachęca do uczestniczenia w nabożeństwach, a władze wykonawcze dalej utrzymują, także w związku z praktykami liturgicznymi, że zakazane są zgromadzenia większe niż 50 osób. Wszelako rodzi się pytanie, czy bezpośrednie i pośrednie propagowanie takich postaw nie demobilizuje dyscypliny społecznej ważnej w zwalczaniu pandemii. Po prawdzie to wręcz zakrawa na sabotaż, a być może winno podlegać karze za naruszanie przepisów regulujących obowiązki sanitarne.

Ojciec Rydzyk boi się o Radio Maryja

Na koniec zostawiłem następujący apel p. Rydzyka: „Kochana Rodzino Radia Maryja, w poważnej sytuacji pandemii koronawirusa bardzo trudno zwrócić mi się do państwa – słuchaczy i widzów Telewizji Trwam – ale czynię to w trosce o istnienie naszych mediów. Prosimy, abyście nie odkładali na potem przekazywania pomocy materialnej na funkcjonowanie i istnienie jakże ważnych dla Polski i Polaków (...) Radia Maryja i Telewizji Trwam. (...) Przed pandemią koronawirusa ofiary składane na te media, przy bardzo oszczędnym gospodarowaniu, starczały skromnie od pierwszego do pierwszego. Teraz, gdy firmy i zakłady pracy spowalniają działalność, a więc i zarobki mogą być mniejsze, boimy się o istnienie Radia Maryja, Telewizji Trwam, »Naszego Dziennika«”.

Tylko czekać, jak Sejm uchwali specjalną rekompensatę dla fundacji Lux Veritatis i jej mediów, jak najbardziej publicznych w rozumieniu tzw. dobrej zmiany. W jej różnorodnych pomieszczeniach leczy się i ciało, i duszę, a także rozpowszechnia najprawdziwsze światło prawdy.

Czytaj też: Szybkie kariery absolwentów uczelni o. Rydzyka

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną