W obronie przewidzianego do wycinki lasu w bieszczadzkim Nadleśnictwie Stuposiany stanęła noblistka Olga Tokarczuk: „Proszę i apeluję do wszystkich ludzi dobrej woli – pisała na Facebooku 25 stycznia – a przede wszystkim do tych, którzy mają wpływ na to, co ma się wydarzyć w lesie 219a: zatrzymajmy tę katastrofę! Zostawmy w spokoju to wyjątkowe miejsce, gdzie dzika przyroda trwa od zamierzchłych czasów, i traktujmy z szacunkiem to nasze wspólne dziedzictwo”. Nie ukrywała, że pisze „wciąż bardzo wzruszona sposobem, w jaki Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Krośnie złożyła życzenia z okazji przyznania nagrody Nobla”. Bo Echo Karpat, tutejszy zespół sygnalistów leśnych, dedykowało noblistce hejnał. A Stuposiany podlegają dyrekcji w Krośnie.
Przyrodnicy wskazują, że ten obszar już dawno powinien być częścią Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Że ten las jest za cenny, by być lasem przerabianym na deski.
Kto zaciągnął hamulec?
Według badania Kantar (z 2018 r., na zlecenie WWF Polska) 80 proc. Polaków uważa, że nowe parki narodowe i inne formy ochrony przyrody powinny w Polsce powstać. Takiego zdania jest 74 proc. wyborców PiS i 88 proc. wyborców PO. A więc jest to cel, który bardziej łączy, niż dzieli. Przeciw tworzeniu nowych parków jest tylko 13 proc. Tymczasem najmłodszy polski park narodowy – Ujście Warty – powstał w 2001 r. Potem już nic. A rozszerzenia granic parków istniejących są rzadkie i skromne. Ba, niewiele brakowało, a niedawno w Świętokrzyskim PN doszłoby do pomniejszenia. Minister środowiska był gotów wyłączyć z parku 5 ha gruntów wraz z klasztorem na Świętym Krzyżu. Od lat 90. o klasztor (w 1819 r. za zgodą Stolicy Apostolskiej sprzedany Królestwu Polskiemu) zabiega zakon oblatów, który chciałby tu stworzyć centrum pielgrzymkowe.