Chłonąłem informacje, dyskusje i opinie na temat tego, czy zamykać kościoły w czasie pandemii koronawirusa, a jeśli już zamykać, to w jaki sposób zamykać. Pierwsza niedziela za nami, kolejna dziś.
Wirus zmobilizował kaznodziejów
Przejechałem się emocjonalnym rollercoasterem. Czasem byłem podbudowany, bo okazywało się, że chrześcijaństwo w naszym kraju czasem wznosi się ponad poziom przekonania, że „bozię spotkać można tylko w kościele”, choć innym razem byłem sprowadzany na ziemię przez tych, którzy niestety znowu nie wykorzystali okazji, żeby milczeć. Dyskutowali wszyscy – i ci, co wierzą, i ci, co nie wierzą. Sprawa jest istotna i dynamiczna, dotyczy zachowania w czasie zarazy.
Koniec końców usiadłem w poprzednią niedzielę przed komputerem, żeby zobaczyć, co się będzie działo. Duch Święty poradził sobie z wirusem i jakoś wymknął się z zimnych murów kościelnych. Kto chciał, ten bez problemu znalazł sobie duchowy posiłek, który czasem nie był tylko jakimś fast foodem rzucanym na szybko przez księży ani tym bardziej odgrzewanym co niedziela kotletem. Powszechna mobilizacja podziałała mobilizująco także na kaznodziejów.
Czytaj też: Wyzwania dla wiary w czasie zarazy
Niedziela nie na pokaz
Świadomie nie wchodzę w podział na wyznania. Każdy z nas żyje w swojej bańce medialno-informacyjnej, czyli obserwuje, śledzi, czyta i odbiera materiały z kręgów, w których się obraca. Podobnie jest chyba z religijnością. Starałem się wyjść z bańki i zobaczyć, jak radzą sobie inni. Widziałem domowe ołtarzyki przy laptopie, msze przy śniadaniowym stole, nieśmiałe próby duchownych występujących przed internetową kamerką czy – to już z własnego ewangelickiego podwórka – instrukcję obsługi domowego nabożeństwa, które każdy może sobie odprawić w gronie najbliższych. Widziałem wzruszenie pastora, który przemawiając po raz pierwszy w swoim życiu do pustego kościoła, miał chyba poczucie, że dzieje się coś niesamowicie autentycznego, gdyż mówi do tych, którzy naprawdę chcą słuchać i po to włączyli internetową transmisję. Nie tworzą tej wspólnoty dlatego, że tak mówi tradycja, albo sąsiedzi patrzą i trzeba się w kościele pokazać.
Czytaj też: YouTube. Największa ambona Kościoła
Niezależnie od wyznania czy światopoglądu przeszliśmy trochę niechcący przez arcyważną dyskusję o tym, czym jest Kościół, jakie są podstawy budowania wspólnoty, co jest ważne, a co nieistotne. Mamy za sobą ożywczy prysznic autentyczności. Wielu przeżyło niedzielę nie na pokaz.
Czytaj też: Ministrantki nie mają lekko
Przemyśl swoje chrześcijaństwo
Jakoś tak przez cały tydzień śledzenia dyskusji i sporów o to, czy ważniejszy jest obowiązek stawienia się w kościele, czy może przykazanie miłości bliźniego i elementarna społeczna odpowiedzialność za siebie nawzajem, gdzieś w tyle głowy miałem cały czas fragment Biblii, część słynnego kazania na górze. To słowa Jezusa bezlitosne dla hipokryzji, pychy i dumy, które jak wiadomo, niejednokrotnie najłatwiej znaleźć na szczytach kościelnych hierarchii.
„Gdy się modlicie, nie naśladujcie obłudników, którzy lubią odprawiać modlitwy w synagogach i na głównych ulicach, aby pokazać się ludziom. Zapewniam was, już otrzymują swoją nagrodę. Ale ty, gdy się modlisz, wejdź do swojego pokoju, zamknij drzwi i módl się do swego Ojca, który jest w ukryciu, a twój Ojciec, który widzi także to, co ukryte, wynagrodzi tobie” (Ewangelia Mateusza 6,5-6; Biblia Ekumeniczna).
Myślę więc, że nim chrześcijanie wrócą do swoich kościołów, żeby mierzyć się z trudem budowania wspólnot w realu, a nie tylko poprzez komputer czy telewizor, to mają niepowtarzalną okazję, żeby zamknąć się w pokoju i przemyśleć to swoje chrześcijaństwo. Zamiast zastanawiać się nad tym, czy godzi się zamykać kościół, lepiej zamknąć się w pokoju, co wyjdzie na dobre nie tylko samym wierzącym, ale i niewierzącym. Nam wszystkim, niezależnie od wyznania i religii. Niebo w płomieniach? Jeśli tak, to lepiej już teraz odciąć chrześcijańską metkę z ubrania przygotowanego na niedzielne wyjście do kościoła.
Czytaj też: W co wierzą niewierzący?
Biblijny szach-mat
Po pobycie w pokoju powinno nam być znacznie łatwiej pobyć ze sobą w czterech ścianach, gdy uciec z domu nie można albo nie wypada. Może nawet przypomnimy sobie, że gdzieś na innym piętrze mieszkają starsi państwo, o których zapomnieliśmy jakieś trzy lata temu przed wigilią. Dzieci usłyszą bardziej złożone pytania niż „co tam w szkole?”. Przy odrobinie szczęścia może się ktoś konstruktywnie pokłóci i szczerze powie wreszcie coś, co będzie początkiem jakiejś zmiany. Bardziej zaawansowani dojdą może do wniosku, że obrona własnych wartości to jednak nie to samo co pałowanie innych.
Na koniec jeszcze jeden cytat. Nie lubię wyrywać biblijnych wersetów z kontekstu i wsadzać gdzie popadnie, bo robiąc coś takiego, można udowodnić i uargumentować niemal wszystko, ale tutaj – przyznaję – nie mogłem się oprzeć. „Roztropny widzi zło i się kryje, bezmyślni idą dalej i ponoszą karę” (Księga Przysłów 22,3; Biblia Ekumeniczna). Taki religijny szach-mat.
Czytaj też: Polska religijność w kryzysie