Pierwszy weekend pandemii, trzy dni po zamknięciu szkół. Magda obudziła się z kaszlem. Po południu się nasilił, dołączyły duszności. Temperatury podwyższonej nie miała, ale przypomniała sobie, że widziała się ze znajomymi, którzy wrócili z Włoch i teraz leżą chorzy, ale u lekarza nie byli, a testów nikt im nie robił, bo nigdzie się nie zgłosili. Czują się źle, ale się nie duszą. Ponieważ Magda jest osobą niesłyszącą, na pogotowie zadzwonił jej mąż. Usłyszał, że ma dzwonić do przychodni, przyjdzie lekarz do domu. W przychodni popukali się w głowę, jest specjalna infolinia do koronawirusa. Infolinia NFZ i Głównej Inspekcji Sanitarnej była zajęta, komunikat mówił o 50 oczekujących połączeniach. Automat zapewnił, że oddzwonią, i przerwał połączenie. Nikt nie oddzwonił.
O 22 udało się, tym razem automat nie rozłączył, a mąż Magdy przez godzinę wsłuchiwał się w melodyjkę. Pani wyraźnie zmęczonym głosem poinstruowała go, że ma dzwonić do szpitala. Dzwonił. Po godzinie zrezygnował, bo żona zapewniła go, że trochę jej lepiej i niech się położy, rano, jak jej nie przejdzie, będą dzwonić.
Środek dezynfekujący właśnie się skończył
Noc Magda przekaszlała, z trudem łapiąc powietrze, mąż trochę drzemał, trochę ją trzymał za rękę. Kilka razy próbował się dodzwonić do szpitala, bez rezultatu. Rano się udało. Usłyszał, że przypadki koronawirusa to dopiero od poniedziałku (szpital miał od poniedziałku być jednym z dedykowanych do leczenia pacjentów z Covid-19), a skoro nie ma gorączki, to trzeba iść do Nocnej i Świątecznej Pomocy Lekarskiej.
Najpierw zadzwonili. „Broń Boże nie przychodzić z takimi objawami!”, krzyknęła rejestratorka. Dodała, że lekarz też nie przyjdzie, bo nie mają ani jednej maseczki, a właśnie skończył się środek dezynfekujący. Kazała dzwonić na 112, przyślą karetkę i zawiozą do szpitala. Mąż posłusznie dodzwonił się na 112 i usłyszał, że ma dzwonić na specjalną infolinię. Kiedy po godzinie się połączył i znowu usłyszał, że ma dzwonić do przychodni albo po prostu zawieźć tam żonę, nie wytrzymał, bo Magda akurat miała taki atak kaszlu, że zsiniała. Zrobił awanturę. Zadziałało. Przysłali karetkę.
– Osoby pracujące w infolinii dla pacjentów i lekarzy dedykowanej koronawirusowi nie mają odpowiedniego wykształcenia medycznego – twierdzi lekarz, który na zamkniętej lekarskiej grupie na Facebooku przekazał informację, że Główny Inspektorat Sanitarny prosi o zgłoszenia chętnych studentów medycyny do wolontariatu na infoliniach telefonicznych wojewódzkich i powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych. – Stąd częste błędy, które mogą mieć fatalne skutki. To pierwsza linia: jak oni zbagatelizują sygnał, zakazić się może nawet kilkaset osób, tak jak było we Włoszech.
Czytaj też: Groźna dezinformacja. Kto i po co sieje zamęt w sprawie koronawirusa
Studenci poproszeni o pomoc
Lekarze doskonale o tym wiedzą, bo sami dzwonią do sanepidu. To sanepid, nie oni, podejmuje decyzję, komu należy zrobić test. I słyszą, że osoby po drugiej stronie telefonu nawet nie znają ostatnich wytycznych WHO.
Władze prawdopodobnie zdają sobie sprawę z tego, jak fatalnie działają infolinie dedykowane koronawirusowi, bo jeszcze w zeszłym tygodniu Główny Inspektor Sanitarny zwrócił się do rektorów uczelni medycznych o pomoc w rekrutacji studentów ostatnich lat medycyny, farmacji, nauk o zdrowiu, do wolontariatu. Rektorzy opublikowali ogłoszenia, najczęściej oferując w zamian punkty ECTS (niezbędne do zaliczenia semestru). Studenci mieliby pracować z domu: na swoich komputerach, ale nie pod prywatnym numerem telefonu. Odzew jest bardzo duży, w niektórych województwach zgłoszeń jest więcej niż miejsc.
– Na razie uczelnia czeka na odpowiedź od sanepidu – mówi studentka IV roku Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. – Zgłosiliśmy się praktycznie w ciemno, nie znamy dokładnych warunków wolontariatu. Ale chcemy pomóc, bo sygnały od pacjentów o tym, jak to źle działa, są naprawdę niepokojące.
Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Gdańsku właśnie odpowiedziała Gdańskiemu Uniwersytetowi Medycznemu, że „na dzień dzisiejszy pracuje samodzielnie”.
Magdzie w szpitalu zrobiono test i wynik był negatywny. Ma zwykłą infekcję.
Czytaj też: SARS-CoV-2. Fakty, a nie mity