Społeczeństwo

Słusznie jest karać pacjentów za nieodwołane wizyty?

Chorzy bez uprzedzenia nie stawiają się m.in. na badania diagnostyczne. Chorzy bez uprzedzenia nie stawiają się m.in. na badania diagnostyczne. Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Co piąty pacjent nie przychodzi na umówioną wizytę. Ministerstwo Zdrowia rozważa więc pomysł, by niesubordynowanych karać finansowo. To przez nich inni muszą czekać w wielomiesięcznych kolejkach. Na razie nie wiadomo, jak wysokie mają być te kary.

NFZ wyliczył, że w ciągu roku nie dochodzi do skutku aż 17 mln umówionych wizyt. Czyli przeciętnie co piąta. Fundusz liczy skrupulatnie. Tylko w dobrze zorganizowanej Wielkopolsce na wizytę u endokrynologa nie stawiło się 2,8 tys. osób na 24 tys. zapisanych. Kardiologa zlekceważyło 7,2 tys. na 74 tys. Chorzy nie stawiają się też na badania – na rezonans nie przyszło 1,6 tys. osób, wszystkich badań przeprowadzono 30 tys.

Czytaj także: „Czarna lista pacjentów” – konieczność czy ślepa uliczka?

17 mln nieodwołanych wizyt w ciągu roku

Bywa, że pacjenci lekceważą nawet terminy operacji. A najczęściej nie odwołujemy wizyt u lekarzy specjalistów, do których kolejki są najdłuższe. Skoro więc jesteśmy tacy niesubordynowani i niekulturalni, to powinniśmy zostać surowo ukarani. Nad finansowym karaniem zastanawia się Ministerstwo Zdrowia. Kary mają nas zdyscyplinować, co spowoduje, że kolejki się skrócą. I że będziemy się zapisywać tylko do jednego lekarza zamiast – jak sugerują zwolennicy kar – do kilku jednocześnie. A potem idziemy do tego, u którego mamy najbliższy termin, nie przejmując się pozostałymi.

To jedna strona medalu. Bardzo przypomina propagandę PRL, która głosiła, że w sklepach brakuje wszystkiego, ponieważ towary wykupują spekulanci. Ale fakt – z powodu nieodwołanych wizyt część czasu lekarzy się marnuje, a iluś potrzebujących na wizytę czeka dłużej. Problem jest, warto się jednak zastanowić nad jego przyczyną. Dlaczego nie odwołujemy wizyt? Z powodu braku kultury, lekceważenia czasu lekarzy czy może jednak innego?

Czytaj także: Władza leczy się bez kolejki [NAGRANIE]

Nie odwołujemy wizyt u lekarza, bo NFZ nie ułatwia

Otóż moim zdaniem wina nie leży po stronie pacjentów, ale źle zorganizowanego systemu publicznego lecznictwa. Żeby odwołać wizytę u lekarza, trzeba przebyć tę samą drogę co przy umawianiu. W Polsce do lekarza publicznego nie można zapisać się przez internet, a więc także przez internet nie da się wizyty odwołać. Dzwonić zaś można długo i nie zawsze skutecznie. W wielu przychodniach na numerek trzeba stawić się osobiście kilka godzin wcześniej. NFZ nie robi nic, żeby nam – i lekarzom – ułatwić zarówno zapisywanie się na wizyty, jak i ich odwoływanie. I bardzo chciałby nas za swoje winy karać finansowo.

Najczęściej ze służby zdrowia korzystają osoby starsze. Na wizytę, operację lub badanie czeka się miesiącami, nawet latami. Można o niej zapomnieć. Zapomina się nie tylko o wizycie u specjalisty z NFZ, ale także w przychodni prywatnej. Ale ta o wizycie dzień wcześniej przypomina i można ją wtedy spokojnie odwołać. W publicznej służbie nie ma takiego zwyczaju. Pacjent, nawet 80-letni, ma pamiętać, a jak nie, to dostanie po kieszeni.

Cztery lata rządów PiS: Służba zdrowia w stanie przedzawałowym

Ministerstwo Zdrowia woli karać, niż zachęcać i ułatwiać

Ministerstwo Zdrowia chwali się, że lecznictwo informatyzuje, inne kraje są bardziej od nas na tej drodze zaawansowane. W tych innych krajach coś społeczeństwu najpierw dawano na zachętę, żeby ludzie w zmianie systemu zobaczyli swój interes. Najczęściej była to możliwość zapisania się do lekarza elektronicznie. Czyli również – odwołania wizyty. My zaczęliśmy od e-zwolnień, żeby łapać tych, którzy symulują. Dopiero potem wprowadzono e-recepty. To obrazuje stosunek państwa do obywateli. Inne kraje wolą zachęcać, nasz rząd zastanawia się nad karami, od których kolejki na pewno się nie skrócą.

Czytaj więcej: Trwa proces likwidacji „porodówek”. NFZ i PiS umywają ręce

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Andrzej Duda: ostatni etap w służbie twardej opcji PiS. Widzi siebie jako następcę królów

O co właściwie chodzi prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co chce osiągnąć takimi wystąpieniami jak ostatnie sejmowe orędzie? Czy naprawdę sądzi, że po zakończeniu swojej drugiej kadencji pozostanie ważnym politycznym graczem?

Jakub Majmurek
23.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną