Społeczeństwo

Co zostało z protestu włoskiego? Nauczyciele mają dylemat

Protest nauczycieli w Olsztynie Protest nauczycieli w Olsztynie Robert Robaszewski / Agencja Gazeta
Już z chwilą startu akcji przewidywano, że wytrwać w strajku włoskim może być trudniej niż w czasie protestu nauczycieli wiosną 2019 r.

Nie docierają do nas sygnały o spektakularnych wydarzeniach, takich jak np. odmowa udziału w przygotowaniu studniówki czy odwołanie tej imprezy – mówi po trzech miesiącach od ogłoszenia protestu włoskiego rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego Magdalena Kaszulanis.

Nauczycielom jest trudniej niż wiosną

Protest, rozpoczęty 22 października, miał polegać na wykonywaniu przez nauczycieli wyłącznie tych obowiązków, których jednoznacznie wymaga od nich prawo. Chodziło w szczególności o powstrzymanie się od zadań dotychczas niewynagradzanych – właśnie takich jak organizacja imprez, wyjazdy na wycieczki czy pisanie sprawozdań.

Przed protestem nauczyciele wybrali taką jego formę w specjalnej ankiecie. Ale już z chwilą startu akcji przewidywano, że wytrwać w niej może być trudniej niż we wiosennym strajku, który zmobilizował rekordową liczbę pracowników szkół – w szczytowym momencie brało w nim udział trzy czwarte placówek.

Wygląda na to, że te obawy się sprawdziły. – Nauczyciele stają przed dylematem moralnym: dobro ucznia czy moje prawa? Albo: dobro szkoły czy moje prawa? Bo jeśli nauczyciel nie poprowadzi zajęć dodatkowych, które oferuje szkoła obok, uczniowie mogą pójść do tamtej – ocenia rzeczniczka ZNP. Wyraźnym pozytywnym efektem akcji jest jednak edukacja: przybywa pytań od nauczycieli o to, czy coś mieści się w ich obowiązkach, czy muszą wykonywać kolejne zadanie nałożone na nich przez dyrektora itd.

Osłabło poczucie solidarności

Udział w proteście – paradoksalnie – utrudnia też to, że każdy nauczyciel decyduje o nim indywidualnie. W szkołach w ostatnich miesiącach osłabło poczucie solidarności. W wielu bardzo zmienił się skład kadry – przez zmianę systemu oświaty i likwidację gimnazjów, przez ucieczkę do innych zawodów. Mniej lub bardziej otwarcie przeżywane są żale i wyrzuty – albo z powodu zachowania w czasie strajku, albo związane z poglądami politycznymi.

Na horyzoncie pojawiają się już nowe linie podziałów: planowane, jak wieść niesie, przez rząd podwyższenie pensum. Niektórym nauczycielom bardziej, np. wuefistom, innym mniej.

A jeszcze w początkowych, jesiennych tygodniach źle przyjęto żądania niektórych dyrektorów o pisemne deklaracje udziału w proteście włoskim. Formalnie dyrektorzy nie mają do takich żądań podstaw. Tłumaczą jednak, że trudno organizować pracę, nie wiedząc, kto protestuje, kto nie, kto właśnie przyłączył się do akcji, kto odstąpił. A potem dodają, że część nauczycieli i tak tuż po lekcjach po prostu wychodzi do domu, zastrzegając wręcz: „To nie strajk włoski!”. Tak jakby mieli dość sztandarów i haseł – oceniają dyrektorzy.

Z drugiej strony nauczyciele mają żal do dyrektorów, że ci skwapliwie referują kuratoriom ich najdrobniejsze uchybienia – jak choćby spóźnienie na lekcję. Taki wymóg nałożyło na nich nowe prawo, obowiązujące od września. Przewiduje ono także, że za podobne przewiny, dotychczas ewentualnie karane na poziomie szkoły, nauczyciel może zapłacić wręcz zwolnieniem z pracy.

Nowe inicjatywy ustawodawcze ZNP

ZNP chce zebrać ogólnopolskie statystyki udziału w proteście włoskim do maja. Na razie opracował inicjatywy ustawodawcze: jedną zakładającą powiązanie pensji z przeciętnym wynagrodzeniem krajowym (zasadnicza płaca nauczyciela dyplomowanego miałaby stanowić co najmniej 100 proc. średniej pensji) i drugą, nowelizującą Kartę Nauczyciela, tak by zmienić wspomniane przepisy dotyczące postępowań dyscyplinarnych (projekt złożył w Sejmie klub Lewicy).

Szef MEN Dariusz Piontkowski sam przyznał, że ta ostatnia sprawa budzi kontrowersje. Wczoraj rozmawiał na ten temat Zespół ds. statusu zawodowego pracowników oświaty, złożony z przedstawicieli MEN, samorządów i związkowców. Spotkania mają być kontynuowane.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną