Dłubiąc skrzypki, Bator szuka natchnienia, podziwiając podhalańskie widoki z okna. Tak zapierające dech, że o zmierzchu pod jego domem we wsi Mizerna, postawionym za dolary, które zapobiegliwa góralska babka przywiozła w 1920 r. z amerykańskiej emigracji, natrętnie umawiają się na schadzki zakochani. Muszą przy tym toczyć jakieś poważne rozmowy, bo wypalają tyle papierosów, że wyniósł im słoik. Niech się kochają, nie śmiecąc.
Lecz ostatnio bardziej niż romantyczność Batorowi gra na nerwach polityka. Konkretnie rząd, stawiający jego międzynarodową muzyczną reputację w negatywnym świetle poprzez nagonkę na Milicję Obywatelską, w której służył dwie dekady.
Patrole bezsenne
Zawiało. Bator odśnieża drogę klientce z berlińskiej filharmonii. Przyjechała wziąć skrzypki na rekonesans. Zanim koncertmistrze zdecydują się na zakup, muszą przetestować niuanse, czyli zagrać w symfonicznym składzie, sprawdzić, jak przebijają się z fortepianem i co z nośnością dźwięku na dużej widowni.
Od kilku lat zimową porą w próby brzmienia nowych instrumentów często wcina się pianie zamontowanych na limuzynach kogutów. To prezydent Duda tak pędzi z eskortą na narty. Kiedy Bator jeszcze zawodowo zajmował się kolumnami zmierzającymi do Zakopanego na bankiety, nawet nie śniła mu się taka kogucia elektronika, wprawiająca drób w nerwicę. Najwyższe instancje nie jeździły wówczas tak ostro, a najważniejszym zadaniem Batora jako dowódcy powierzonego mu odcinka było zatrzymywanie furmanek wyjeżdżających z bocznych dróg i krów pędzonych z wypasu, ażeby nie zderzały się z rządem. Najgorzej wspomina gęsi. Szły w poprzek ulicy, za nic sobie mając władzę. Tymczasem zdarzały się przypadki, że za doprowadzenie do zderzenia BOR z koniem traciłeś premię na dwa lata.
To ojce za namową pewnej szanowanej gospodyni wiejskiej posłali go na lutnika.