Historię 13-latki, więzionej, głodzonej, torturowanej i wykorzystywanej seksualnie przez księdza Romana B., opisała po raz pierwszy Justyna Kopińska.
Kasia, już jako dorosła kobieta, wygrała pierwszy w Polsce proces, w którym sąd jasno stwierdził, że kościelna instytucja ponosi odpowiedzialność, także finansową, za czyny konkretnych duchownych. Kilka dni temu jej prawdziwe dane opublikował Stanisław Michalkiewicz, prawicowy publicysta. Zrobił to po tym, jak komornik zabrał z jego konta 150 tys. zł zadośćuczynienia za wypowiedź na temat Kasi (wyrok w tej sprawie zapadł zaocznie, bo Michalkiewicz nie odbierał wezwań do sądu): „Wiele pań za mniejsze pieniądze spódniczki podciąga, a tu milion złotych i dożywotnia renta. Jestem pewien, że jedna panienka przez drugą będą sobie przypominać, jak to były molestowane”.
Kobieta od kilku dni boi zajrzeć się na konta społecznościowe (prowadzi na Facebooku profil pod nazwą „Skrzywdził mnie w dzieciństwie ksiądz, teraz krzywdzi Kościół katolicki”) i pocztę. Nie przestają napływać do niej pełne nienawiści wiadomości.
To jeszcze nie koniec sprawy Katarzyny
Towarzystwo Chrystusowe uznaje, że za pedofilię ma odpowiadać duchowny, dlatego złożyło do Sądu Najwyższego kasację od wyroku przyznającego Katarzynie odszkodowanie. Skład sędziowski, który tę kasację rozpatrzy, budzi poważne wątpliwości: to profesor KUL, b. radca reprezentujący Kościół przeciw ofierze pedofilii i sędzia, która niedawno orzekła na rzecz parafii.
Sprawa Kasi poruszyła wiele osób. W mediach społecznościowych zebrano 16 tys. podpisów w ramach dwóch petycji do TCh w sprawie wycofania kasacji. Pod hashtagiem #MuremZaKasią fotografują się aktywistki, osoby publiczne, wszyscy poruszeni jej historią.
Kasia w jednej z ostatnich notek na swoim profilu napisała: „Wiecie, co mnie upodla? To, jak widzę na stronie Zakonu Chrystusowców księdza Romana zdjęcia z 2016 r. Po tym, jak opuścił więzienie. Traktują gorzej mnie ofiarę niż sprawcę. W końcu to ich brat, prawda?”. Wyrok Sądu Najwyższego zapadnie 20 grudnia.