Społeczeństwo

Rady na chandrę

Jak przeżyć listopad? Psychologia ma kilka niezłych sposobów

Ewolucja uczyniła człowieka raczej ostrożnym pesymistą. Ortodoksyjnych optymistów jest niewielu. Ewolucja uczyniła człowieka raczej ostrożnym pesymistą. Ortodoksyjnych optymistów jest niewielu. Mirosław Gryń / Polityka
Szczęśliwi ci, których nie dopada jesienna deprecha, a listopadowy (z perspektywą na kilka następnych miesięcy) szarostan pogodowy nie kładzie się cieniem na dobrostanie psychicznym. Dla reszty psychologia ma kilka niezłych sposobów.
Bez kryzysów, potknięć czy dramatów przeżyć się życia nie da.PantherMedia Bez kryzysów, potknięć czy dramatów przeżyć się życia nie da.

Listopad ma złą reputację. Zaczyna się od wizyt na grobach zmarłych, a potem jest już tylko gorzej: zimniej i ciemniej. Lato, z falami upałów i fatalną suszą (co jest pewnie jeszcze jednym dowodem na zmiany klimatyczne), rozciągnęło się u nas na pół roku i skończyło się szokowo, dobijając meteopatów. Nawet efemeryczne nawroty złotej jesieni nie powinny zbytnio cieszyć, bo zdaniem klimatologów to cieplarniana anomalia. Badacze zdrowia publicznego mają coraz więcej danych, by mówić o nowym zaburzeniu psychicznym: depresji klimatycznej. Alarmują, że wróżone klęski żywiołowe rozpowszechnią zjawisko PTSD – zespołu stresu pourazowego, z którego niezwykle trudno się wygrzebać. Już tylko świadkowanie (choćby za pośrednictwem telewizji) powodzi czy niszczycielskiej wichurze gdzieś niedaleko zaszczepiło w wielu ludziach lęk i byle silniejszy listopadowy powiew traktują jako zwiastun pogodowego armagedonu.

Dodatkowo w Polsce nakłada się na to swoista depresja polityczna. Po wzmożeniu emocjonalnym przez ostatnie cztery lata i ożywieniu wyborczym w październiku, również tu zapanował szarostan. Mało jest powodów dających nadzieję, że będzie inaczej, niż było; raczej czekają nas te same spory, podobny klimat nieustającego starcia dwóch coraz bardziej odległych od siebie Polsk, ten sam brutalny język.

Wielu, by uciec z listopadowego doła, próbuje strategii wedle stanu kieszeni, upodobań i oferty rynkowej: wysmażyć się gdzieś jeszcze pod palmą w ramach last minute, wyjechać do spa, pójść na jogę albo do baru na najbliższym rogu ulic, oddać się zakupoholicznej włóczędze po już oszalałych przedświątecznie galeriach handlowych.

Są też tacy, których nie przygnębia ani pogoda, ani polityka, ani wizja spowolnienia gospodarczego, pochodu złowróżbnych radykalizmów czy duszenia się ludzkości w smogu.

Polityka 47.2019 (3237) z dnia 19.11.2019; Temat tygodnia; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Rady na chandrę"
Reklama