O Micewskim (1926–2004) zrobiło się głośno, kiedy niedawno ujawniono, że współpracował z bezpieką. Ta współpraca była mu potrzebna do gry, którą chciał prowadzić z ówczesną władzą. A do tego służyło mu Stowarzyszenie Pax, w którym działał. Nie tylko jemu – także innym działaczom, na czele z założycielem i wieloletnim wodzem Bolesławem Piaseckim. Ale ta gra z partią komunistyczną stawiała przed tymi, którzy chcieli w nią wejść, fundamentalne pytanie. Po latach sam Micewski sformułuje je w tytule głośnej książki: „Współrządzić czy nie kłamać?”.
Czy w Polsce komunistycznej była możliwa jakaś polityka katolicka i jaka? Ten dylemat – jak katolik ma się zachować wobec Polski pojałtańskiej – stanął i przed świeckimi, i księżmi, przed Kościołem i całym społeczeństwem katolickim.
Zaraz po wojnie część Polaków walczyła z bronią w ręku z nowym systemem, część próbowała opozycji legalnej, póki to było możliwe, inni poparli nowy ustrój, a ich liczba rosła w miarę, jak komuniści umacniali się u władzy. Na pytanie o granice kompromisu padły różne odpowiedzi, ale ten zasadniczy dylemat towarzyszył – raz ostrzej, raz łagodniej – przez prawie pół wieku Polski Ludowej wszystkim niekomunistom, którzy nie wybrali emigracji wewnętrznej, a chcieli działać politycznie lub społecznie, lecz niekoniecznie w podziemiu.
W lipcu 1945 r. abp Adam Sapieha, metropolita krakowski, apelował do Polaków o solidarność narodową, umiar i rozwagę: „Nawet szlachetne porywy, ale nie dosyć rozważne, kierowanie się niezdrową miłością własną lub ciasnymi partyjnymi względami mogą sprowadzić na kraj ciężkie straty”.
W tym kierunku szedł utworzony pod opieką kurii krakowskiej „Tygodnik Powszechny”, a także zaprzyjaźniony z nim ideowo miesięcznik „Znak”.