Społeczeństwo

Czas na pieszych?

Protest pieszych po wypadku na ul. Sokratesa w Warszawie Protest pieszych po wypadku na ul. Sokratesa w Warszawie Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Jest nim każdy z nas, choć do niedawna dla polityków bez żadnego znaczenia. Czy trzeba było głośnej tragedii na warszawskiej ulicy, aby pieszy zyskał wreszcie głos?

Niedzielny wypadek na ul. Sokratesa w stolicy, w którym na pasach zginął 33-letni mężczyzna – odepchnąwszy wcześniej spod kół pędzącego bmw swoją partnerkę i wózek z dzieckiem – odbił się szerokim echem w całej Polsce. Demonstracja w miejscu tragedii nie przywróci życia ofierze, ale może wreszcie skłoni przynajmniej część polityków, aby pochylili się nad losem najmniej chronionego uczestnika ruchu ulicznego.

Przez lata w naszej przestrzeni publicznej pieszy po prostu jako osobny byt nie istniał. Spychano go do przejść podziemnych, przekonywano, że to on odpowiada za większość wypadków, nie zachowując należnej ostrożności, stopniowo ograniczano mu dostępną przestrzeń. Dzisiaj piesi nawet na chodniku, czyli swoim miejscu, czują się jak intruzi, bo muszą rywalizować z rowerzystami, hulajnogistami i nielegalnie zaparkowanymi samochodami.

Czytaj także: Szybka jazda hulajnogą po chodniku? Zagrożenia są niemałe

Co z prawami dla pieszych?

Dopiero od niedawna szereg ruchów społecznych z różnych miast działa razem w stowarzyszeniu o nazwie Piesza Polska. Powoli do publicznej debaty przebijają się ich argumenty o konieczności zmian w przepisach, tak aby pieszy w naszym kraju miał takie same prawa jak pieszy w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Oczywiście walka z ponadpartyjnym stronnictwem przez lata hołubiącym kierowców nie będzie łatwa ani krótka, ale po raz pierwszy pojawiła się dla pieszych nadzieja na większą ochronę. Niestety, nie byłoby jej bez tak głośnych i bezsensownych tragedii jak ta niedzielna.

Czytaj także: W Polsce ustąpienie pieszemu wciąż jest traktowane jako akt łaski

Armagedon na polskich ulicach

Wypadek na ul. Sokratesa pokazał tak naprawdę cały szereg zjawisk patologicznych. Wina kierowcy pędzącego po mieście dwa razy szybciej, niż powinien, nie podlega dyskusji, ale też nie dziwi. Jak wynika z licznych badań, przekraczanie prędkości w pobliżu przejść dla pieszych to zjawisko powszechne. Jednak feralne przejście dla pieszych przez ulicę o dwóch pasach ruchu w każdym kierunku to także fatalny przykład naszych drogowych standardów. W Niemczech takie przejścia albo są wyposażone w sygnalizację świetlną, albo ich nie ma. Bo gdy kierowca jadący prawym pasem ustępuje pieszemu, ten z lewego nie widzi, co się dzieje. Powinien oczywiście zwolnić, ale gdy tego nie zrobi, tragedii nie da się uniknąć.

Czytaj także: Czas napisać nowy kodeks drogowy!

Tradycyjnie w takich sytuacjach przeciwnicy zwiększenia praw dla pieszych wymieniają długą listę ich win i zaniedbań, wieszcząc armagedon, gdyby politycy wreszcie wprowadzili obowiązek ustępowania pierwszeństwa osobom zbliżającym się do przejścia. Tyle że armagedon mamy bez tego, a dziwnym trafem kraje z najbardziej uprzywilejowanym pieszym są równocześnie krajami z najmniejszą liczbą ofiar wśród pieszych. Co więcej, są też krajami z najmniejszą liczbą ofiar wśród kierowców i pasażerów aut. Przypadek?

Czytaj także: Drogowy portret Polaka

Piesi w Polsce czekają na lepsze prawo i infrastrukturę

Zmiany muszą iść dwutorowo. Potrzebujemy nie tylko europejskiego prawa, ale też ogólnopolskiego audytu naszej infrastruktury. Niektóre miasta zaczęły taki audyt robić i z przerażeniem stwierdziły, że znaczna liczba przejść dla pieszych jest po prostu niebezpieczna. Zastawione nielegalnie parkującymi samochodami są pułapką i dla pieszych, i dla kierowców. Niedoświetlone, źle wytyczone, zasłonięte płachtami reklamowymi – liczba grzechów i zaniedbań jest bardzo długa. Ile jeszcze musi zginąć ludzi w Polsce, żeby politycy wreszcie wysiedli ze swoich samochodów i zobaczyli, do czego doprowadzili swoim wieloletnim zaniechaniem? Jedna z partii upodobała sobie kiedyś określenie „przemysł pogardy”. W przypadku stosunku do pieszych trudno o właściwsze określenie.

Czytaj także: Czy da się uszczęśliwić pieszych i kierowców jednocześnie

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną