Szkoła ma iść w patriotyzm. Ani słowa o seksie
Szkoła ma iść w patriotyzm. Od seksu trzymać się jak najdalej
Od pewnego czasu unikam tematów o seksualności człowieka jak ognia, ale czasem nie da się obejść podstawy programowej. No i właśnie na ostatniej etyce konieczne było przedyskutować problem traktowania kobiet w ciąży w pracy, w środkach komunikacji miejskiej i przez najbliższą rodzinę. Ale ciąża to przecież nie seks. Spokojnie, zakazanych piosenek na moich lekcjach nie będzie. Nie narażę się.
Z tyłu głowy wciąż mam zakaz propagowania współżycia wśród nieletnich. Wprawdzie projekt wprowadzenia kar za nauczanie o seksie jeszcze nie wszedł w życie, będzie dopiero przedmiotem obrad nowego Sejmu, ale atmosfera w szkołach od kilku lat zniechęca nauczycieli do podejmowania tych tematów. Cała para ma iść w patriotyzm. Bardzo się pilnowałem – to już czyni każdy nauczyciel – aby posługiwać się językiem jak najdalszym od seksu. Żeby tylko nie wywołać zainteresowania tym, od czego pedagog powinien młodzież trzymać z dala. Trudne zadanie.
Nauczycieli obowiązuje program
Lekcje o seksualności, gdy trafi się na to zagadnienie w podstawie programowej, należy prowadzić tak, aby nie było mowy o seksie. Tylko najlepsi nauczyciele to potrafią. Niestety, im bardziej się pilnowałem, tym było gorzej. W pewnym momencie użyłem określenia: „dziecko w brzuszku”. Jestem coraz lepszy w znajdowaniu zastępczej terminologii, nowatorskich eufemizmów, ale tym razem przesadziłem z upupianiem nastolatków. Dziecko w brzuszku? Panie profesorze! Uczniowie zaprotestowali. Dziecko nie jest w brzuszku, tylko w macicy. A macica to jest organ kobiecy, który znajduje się... Musiałem przerwać. Wprawdzie uczenie 50-letniego faceta, czyli mnie, o cechach płciowych i płodności kobiety nie jest w Polsce zakazane. Lepiej jednak uważać. Ktoś mógłby pomyśleć, że celowo wywołałem temat, aby zachęcić nastolatki do uprawiania seksu.
Dlatego nie będziemy rozmawiać o macicy, bo etyka nie ma z macicą nic wspólnego. Lekcja dotyczy tylko tego, czy należy ustępować miejsca, gdy do tramwaju wsiądzie kobieta w ciąży. Jakie jest wasze zdanie? Uczniowie mogą sobie chcieć rozmawiać o macicy, ale nauczyciela obowiązuje Program wychowawczo-profilaktyczny na rok 2019/2020. W dokumencie tym – opiniowanym przez rodziców, zaakceptowanym przez radę pedagogiczną i samorząd szkolny – jest wprawdzie punkt o „wspieraniu uczniów w zakresie dojrzewania psychoseksualnego”, ale nie przewidziano tematów o uprawianiu seksu, raczej coś przeciwnego: o nieuprawianiu seksu. Wtedy jest dobrze.
W ogóle zagadnienia dotyczące seksualności znajdują się na końcu wyżej wymienionego programu, zajmują mniej niż jedną trzecią strony (wszystkich stron jest 35), to zaledwie kilka tematów, np. „Rodzina i praca – co jest ważniejsze?”, „Dzietność jako czynnik rozwoju społecznego i ekonomicznego”. Ze spraw ocierających się o seks jest tylko jeden temat: „Profilaktyka AIDS/HIV”, chociaż w praktyce też można go zrealizować daleko od seksu... Sto razy więcej zajęć przewidziano na kształtowanie postaw patriotycznych. Tutaj naprawdę nauczyciele mogą się wykazać: i na lekcjach przedmiotowych, i na godzinach wychowawczych.
Wymarsz edukacji seksualnej ze szkół
Złożony w Sejmie projekt, przewidujący karę za propagowanie seksu wśród nieletnich, tylko przybił gwóźdź do trumny edukacji seksualnej. Od czterech lat, czyli jak tylko PiS doszedł do władzy, tematyka ta wychodzi ze szkół. Z każdym rokiem było coraz mniej zagadnień w Programie wychowawczo-profilaktycznym, a teraz właściwie nie ma ich wcale. Wiedza o seksie znika. Byłem jednym z ostatnich nauczycieli w szkole, którzy zorientowali się, że nastąpiła zmiana (ostatnia była koleżanka, która rok temu chciała w szkole zorganizować Tęczowy Piątek, tej to się dostało).
Czytaj także: Polska szkoła przyjazna wszystkim uczniom?
Po przodkach odziedziczyłem przypadłość zwaną „spóźnionym refleksem”. Reaguję zwykle po czasie, spóźniam się z pojmowaniem świata. Także teraz zorientowałem się o wiele za późno, że patriotyzm wyparł ze szkoły wszystkie inne potrzeby uczniów, a seksualność przede wszystkim. Nie mając o tym pojęcia, zaprosiłem jak zwykle do szkoły specjalistę. Tym razem na prośbę uczniów, bo dawniej uczniowie mogli współdecydować o tym, czego chcą się uczyć na lekcjach wychowawczych, zaprosiłem na zajęcia osobę reprezentującą Kampanię Przeciw Homofobii. Mieliśmy porozmawiać o uprzedzeniach wobec osób homoseksualnych. Informacja o naszym gościu pojawiła się na stronie szkoły.
I wtedy zaczęło się piekło, które spowodowało, że przejrzałem na oczy. Zasłona belferskiej nieświadomości opadła i zobaczyłem szkołę, w której tematy o seksualności są zakazane. Zakazane jeszcze nie oficjalnym pismem dyrekcji, ale presją władzy. Dowiedziałem się, że zadzwoniono z kurii, aby wymóc odwołanie zajęć. Dyrekcję nastraszono, iż zaprasza do szkoły zboczeńca.
KPH w szkole? Dziś by to nie przeszło
Lekcja nie została wprawdzie odwołana (dzisiaj na pewno by się nie odbyła), ale do jej kontroli zostali skierowani nauczyciele cieszący się nienaganną opinią, tzw. aktyw moralny, który miał czuwać nad bezpieczeństwem młodzieży i w razie czego interweniować. Nasz gość nie był zaskoczony kontrolą, ale mnie szczęka opadła. Czy po wyjściu z sali zostaniemy zakuci w kajdany? Tylko za co? Dyrekcja otrzymała sprawozdanie z lekcji i zapewnienie, że nic złego się nie wydarzyło. Jesteśmy wolni. Jednak największym złem był sam fakt wprowadzenia na teren szkoły przedstawiciela Kampanii Przeciw Homofobii. Dzisiaj by to nie przeszło. Nie przeszłoby, mimo że niektórzy nasi uczniowie działają w tej organizacji. Ale to już ich prywatna sprawa, ich ryzyko.
Szkoła natomiast jest czysta, nie naraża się. Nie licząc tego jednego incydentu oraz drugiego, gdy nieomal doszło do zorganizowania Tęczowego Piątku, placówka całą wychowawczą parę puszcza w patriotyzm. Przystosowaliśmy się. Ja także nadymam się i dmucham w patriotyczną trąbę, uczę i wychowuję ściśle według programu, bo brak mi odwagi, aby zaryzykować i uczyć prawdy o człowieku. Prawdy, że patriotyzm to nie wszystko. Jest jeszcze w Polaku seks. Chociaż czy aby?