Hejt nad trumną. Oto skrót z wpisów pod relacjami o śmierci Piotra Woźniaka-Staraka. Podczas gdy jedni opłakują, podsumowują, doceniają, inni upuszczają żółci. Wpadł do jeziora – ignorant. Był z kimś, a przecież nie z żoną, no więc z kim? Taki bogacz, taki szczęściarz. A utopił się jak pospólstwo.
Piotr Woźniak-Starak był wielbicielem natury
Piotr Woźniak-Starak. Z tych Woźniaków-Staraków. Jego ciało odnaleziono w czwartek w jeziorze Kisajno. Wiadomo, że wypadł z łodzi. Nieszczęście. Większość z nas dopiero po jego śmierci dowiedziała się, kim właściwie był. Producent filmowy. Twórca głośnych filmów, jak „Bogowie” i „Sztuka kochania”, który przez lata sam chodził od firmy do firmy, próbując dopiąć budżet. Pytano go wówczas, dlaczego nie poprosi ojczyma Jerzego Staraka? Nie prosił. Mentalny wychowanek reżysera Janusza Morgensterna. Jesienią miał sam stanąć za kamerą. Nie zdążył.
Dziś wiadomo, że był też wielbicielem natury. Niejedną noc spędził w łodzi, popłynął nią na ślub. Z żoną to mieli wspólne – potrzebę, by po intensywnej pracy w mieście zaszyć się w jakiejś głuszy. Popływać, pojeździć konno. Żył.
Nawet bogowie okazują się śmiertelni
Publiczność głównie jednak zapamięta go jako spadkobiercę fortuny. I męża popularnej, pięknej prezenterki.