Społeczeństwo

NIK surowo ocenia tzw. sieć szpitali: to porażka

Spirala długów placówek medycznych rośnie, a kolejki są coraz dłuższe. Program tzw. sieci szpitali wprowadzony przez PiS nie zmienił w ochronie zdrowia niczego. Spirala długów placówek medycznych rośnie, a kolejki są coraz dłuższe. Program tzw. sieci szpitali wprowadzony przez PiS nie zmienił w ochronie zdrowia niczego. Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta
Reforma finansowania szpitali publicznych w wydaniu PiS, czyli hucznie wprowadzony w 2017 r. system podstawowego zabezpieczenia świadczeń zdrowotnych w postaci tzw. sieci, nie wyciągnął ich z długów ani nie poprawił warunków leczenia.

Sieć nie zmieniła niczego, co obiecywał jej pomysłodawca, obecnie senator PiS Konstanty Radziwiłł oraz jego następca minister Łukasz Szumowski. Spirala długów placówek medycznych rośnie, a kolejki są coraz dłuższe. Najwyższa Izba Kontroli właśnie opublikowała raport z analizą wprowadzonych zmian. Wynika z niej, że dobra zmiana okazała się iluzją również w ochronie zdrowia.

Dobra zmiana w szpitalach i przychodniach? Tylko w teorii

Będzie trudno znaleźć odpowiedzialnych za ten stan rzeczy, bo w Ministerstwie Zdrowia właściwie żaden polityk (i zarazem lekarz) nie musi obawiać się konsekwencji nietrafionych decyzji.

Joanna Solska: Sieci pozwolą przeżyć szpitalom, pacjentom – niekoniecznie

Racjonalnie rzecz biorąc, najbliższe wybory powinny być formą rozliczenia byłych i obecnych ministrów za cztery lata rządów w ochronie zdrowia, ale obawiam się, że pomysł z siecią – który wbrew zamierzeniom niczego nie zmienił na lepsze – ujdzie im na sucho. Socjologowie będą umieli odpowiedzieć na pytanie, dlaczego wyborcy, na ogół słusznie, krytykują sytuację w publicznym lecznictwie, która pogarsza się z roku na rok, a potem i tak oddają głos w wyborach na tych, którzy im ten pasztet fundują.

Nie trzeba wszak oceny Najwyższej Izby Kontroli, by móc samemu stwierdzić, w jakim stanie są dziś szpitale w Polsce i jak trudno się do nich dostać. Przecież większość pacjentów na własnej skórze odczuwa wszystkie niedostatki i powinniśmy pamiętać, z jakimi obietnicami PiS rozpoczynał czteroletnie rządy oraz na jakie plusy z utworzenia sieci szpitali zwracał uwagę minister zdrowia. Zamysł – jak twierdzą eksperci – nie był zły, ale należało go zupełnie inaczej zrealizować. Zabrakło logiki, konsekwencji. Dobra zmiana okazała się dobra znów tylko w teorii.

Czytaj także: Liczą, a nie leczą. Raport NIK druzgoczący dla polskiej służby zdrowia

Kłopoty finansowe szpitali także w sieci

Zdaniem NIK nie udało się osiągnąć podstawowego celu reformy, jaką miało być zatrzymanie rosnących długów szpitali. W czwartym kwartale 2018 r. zadłużenie to wynosiło o miliard więcej niż rok wcześniej, gdy sieć wystartowała. Zakwalifikowane do niej placówki (pod wieloma warunkami, jakie musiały spełnić) otrzymały gwarancję finansowania na cztery lata oraz możliwość elastycznego zarządzania budżetem.

W ocenie kontrolerów Izby przy tworzeniu sieci nie brano jednak pod uwagę społecznych potrzeb ani możliwości diagnostycznych i terapeutycznych konkretnego szpitala. A takie przecież były założenia! Nie uwzględniono ich znaczenia w zapewnieniu bezpieczeństwa zdrowotnego w regionie – nie kierowano się sytuacją demograficzną i epidemiologiczną na obszarze funkcjonowania placówki ani stopniem dostosowania jej infrastruktury do obowiązujących przepisów.

Czytaj także: Raport NIK o aptekach szpitalnych. Bez kontroli, byle jak

Nie miała też znaczenia jakość, liczba i wartość udzielanych przez szpital świadczeń ani stopień wykorzystania łóżek na poszczególnych oddziałach, a to m.in. przekładało się na nieuzasadnione i nadmierne koszty. Dyrektorzy, zamiast podejmować starania związane z poprawą warunków leczenia lub rozszerzania zakresu udzielanych świadczeń, skoncentrowani muszą być na ograniczaniu strat finansowych oraz piętrzących się problemach kadrowych.

Ministerstwo broni się teraz, że wskazane w kontroli NIK zadłużenie i kłopoty finansowe szpitali nie wynikają z tego, że włączono je do sieci – są zdaniem resortu konsekwencją podwyżek dla personelu medycznego oraz wyższych opłat za media. I jeśli nawet ten argument jest prawdziwy (bo pewnie i bez sieci mielibyśmy nadal problem z zadłużeniem szpitali), to przecież resort zdrowia po to ją tworzył, by kondycję finansową poprawić. A to się nie udało. Klapa na całej linii!

Na oddziałach ratunkowych jest coraz gorzej

Powszechna kompleksowość świadczeń też tylko pozostała na papierze. Wbrew zapowiedziom włączenie do sieci nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej nie doprowadziło do zmniejszenia kolejek w oddziałach ratunkowych i w izbach przyjęć.

O tym, jak wygląda teraz ich działalność, można przekonać się, obserwując na Facebooku założony przez ratowników medycznych profil „To nie z mojej karetki”, na który zgłaszają na bieżąco sygnały o wszelkich niedostatkach i ułomnościach systemu. Jeden z ostatnich wpisów dotyczy Szpitala Bielańskiego w Warszawie: na SOR (czyli szpitalnym oddziale ratunkowym) brak wolnych łóżek, personel nie jest w stanie przejąć chorych z karetek, sprawując jednoczesny nadzór nad już znajdującymi się pod ich opieką pacjentami. Od początku sierpnia dyżur pełni jeden lekarz (kierownik na urlopie, w końcu ma do tego prawo). Brak chirurga (bardzo ograniczona możliwość ściągnięcia pomocy z oddziału). Pacjenci na defibrylacji leżą z braku miejsca na korytarzu, pod drzwiami oddziałowej. W nocy brakuje salowych.

Ordynator bielańskiego SOR wyjaśnia, że armagedon wynika z zamknięcia przez Sanepid jednego z oddziałów wewnętrznych szpitala. Oraz z braku koordynacji, ponieważ dyrekcja codziennie informuje o niedostępności miejsc i wstrzymaniu przyjęć, a dyspozytorzy pogotowia i tak kierują w to miejsce karetki. Jak kończy swój wpis lekarz dyżurny: „To, że mój zespół ogarnia, wynika tylko z ich profesjonalizmu. A jest nas coraz mniej”. Wszyscy mogą podziękować twórcom sieci, bo ona pośrednio również wpłynęła na to, jak dziś skrojony jest system świątecznej i nocnej pomocy lekarskiej. To dowód na to, jak nieprzemyślana była ta reforma i o jak wielu elementach ministerstwo zapomniało przy jej tworzeniu.

Komentarz Joanny Solskiej: Jakie będą konsekwencje utworzenia sieci szpitali [2017]

Deficyt wyobraźni urzędników ministerstwa

Nie wiem, czy pomysłodawcy sieci szpitali i jej kontynuatorzy czytają profil „To nie z mojej karetki”, ale powinni, bo mieliby bezpośredni kontakt z rzeczywistością. Nie wiem, czy dokładnie wczytają się w raport NIK, choć też oczywiście powinni to zrobić, aby zrozumieć, jak dalece rozmija się praktyka z ich teoriami (obecny minister zdrowia dwoi się i troi, aby wypaść jak najlepiej w kampanii wyborczej).

Opisane sytuacje pokazują, że system ochrony zdrowia nadal utrzymuje się nie dzięki polityce rządu czy decyzjom ministerstwa, lecz wyłącznie dzięki dobrej woli lekarzy, którzy wciąż pracują ponad to, co gwarantuje im kodeks pracy. I gdzie tu ta dobra zmiana? I gdzie decydenci z Ministerstwa Zdrowia, którzy ją nam wmawiali?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną