Były prezes SKOK Wołomin, 52-letni Mariusz G., z zawodu wiertnik, został niedawno wezwany przez sąd jako świadek w procesie o wyłudzenie ze SKOK 3 mln zł.
Stanął za barierką: siwy, drobny, w kusej pikowanej kurtce i dżinsach. Bejsbolówkę ściskał w dłoniach. Sędzia odczytała jego zeznania ze śledztwa. G. utrzymuje w nich, że choć był prezesem SKOK, to „został uwikłany w proceder”. Nie rozpatrywał osobiście wniosków kredytowych i nie wiedział o sposobach transferowania pieniędzy. Nie ma sobie nic do zarzucenia. Jeszcze z aresztu domagał się dalszego wypłacania pensji 42 tys. zł miesięcznie.
A więc kto był odpowiedzialny?
„Pan P. po omówieniu ze mną spraw przy kawie oświadczał mi, że idzie teraz do wiceprezes Joanny P. ze zleceniem transferu środków” – tłumaczył prezes. Prokurator pytał go: „dlaczego tolerował pan taką omnipotencję Piotra P. w SKOK? „Bo on schodził do wiceprezes P. ze swoimi prywatnymi zleceniami a nie SKOK-u” – odpowiedział. Te „prywatne zlecenia” wyglądały tak, że ma dziś zarzuty wyprowadzenia ze SKOK Wołomin prawie 1,5 mld zł.
Piotr P. to postać ważna. 56-letni kapitan kontrwywiadu wojskowego na rencie. Zwany był Czarnym Piotrusiem lub Bentleyem – bo takim autem z kierowcą w liberii i białych rękawiczkach jeździł, gdy działał w SKOK Wołomin.
Kapitan Piotr P., vel Czarny Piotruś, vel Bentley, sam o sobie mówi, że jest „doradcą różnych spółek zagranicznych na całym świecie”. Żadnego majątku nie ma – nawet dom na luksusowym osiedlu, gdzie mieszkają prominenci i celebryci, należy nie do niego, tylko do cypryjskiej spółki.
Kapitan Piotr P. w biznesie zaczynał przed laty. Poprzez fundację Pro Civili i sieć spółek wyprowadził pod koniec lat 90.