Jak być katolikiem w czasie kryzysu pedofilii w Kościele? To jest pytanie stające dziś przed wielu wiernymi w Polsce. Przed rodzicami mającymi niedorosłe dzieci, przed ich rodzinami, przed księżmi, którzy są podobnie jak oni wstrząśnięci, że w Kościele dochodzi do seksualnego wykorzystywania dzieci, a kościelne władze reagują opieszale lub wcale nie reagują, tak jakby interes instytucji był dla nich ważniejszy niż dobro krzywdzonych dzieci.
Zostać w Kościele, ale nie milczeć
Aleksandra Klich, katoliczka, redaktorka „Gazety Wyborczej”, stawia sprawę jasno: nie odejdzie z Kościoła, ale nie będzie udawała, że nic się nie dzieje. Nie będzie milczeć. Poprosi o mszę w intencji molestowanych dzieci.
Napisze mail do papieża Franciszka, aby obejrzał dokument braci Sekielskich. Poprosi także, by zajął stanowisko w sprawie wypowiedzi biskupów Jędraszewskiego i Gądeckiego, niszczących jej zdaniem autorytet Kościoła. I żeby rozważył zniesienie celibatu.
Będzie radziła znajomym, którzy planują udział własnych dzieci w różnych wydarzeniach kościelnych, podczas których może dojść do sytuacji sam na sam z księdzem, aby sprawdzili, co to za człowiek. Napisze do polityków, by domagali się przestrzegania prawa w odniesieniu do „zbrodniarzy” ukrywających się w Kościele. I do Jędraszewskiego, i Głódzia, by podali się do dymisji. Chce informować w internecie i protestować przeciwko udziałowi w kościelnych i innych uroczystościach biskupów zamieszanych w ukrywanie pedofilów. Wreszcie: chce się modlić za ofiary molestowania i za tych biskupów, którzy „najwyraźniej nie wierzą w piekło”.
Czytaj także: Jak PiS radzi sobie z filmem Sekielskich
Nowa wspólnota wiernych
Cóż dodać? Tekst Aleksandry Klich dobrze oddaje nastroje, rozterki i determinację tych katolików, którym nie jest wszystko jedno, co się dzieje w ich Kościele i z nim samym. Zarazem podsuwa bardzo konkretne przykłady działania, jakie może w stosunku do Kościoła instytucjonalnego podjąć obywatel katolik i obywatelka katoliczka. Warto w związku z tym podkreślić dwie rzeczy.
Po pierwsze, że takich katolików przybywa i że są oni świadomi swoich celów. Wiedzą, jakiego Kościoła chcą, a jakiego absolutnie nie chcą. Jeśli zaczną się skrzykiwać i organizować wraz z podobnie myślącymi i czującymi duchownymi, pokroju o. Jacka Prusaka, staną się siłą wpływającą na bieg wydarzeń w Kościele i w Polsce.
Po drugie, że roztropnie i pożytecznie dla wszystkich byłoby dostrzec, że w Kościele rozumianym szerzej niż sama instytucja toczy się i rozwija proces oddolnego formowania się pewnej wspólnoty wierzących, która jest tak samo wstrząśnięta złem w Kościele jak niewierzący.
Czytaj także: Episkopat do dymisji. Czy w Polsce to w ogóle możliwe?