Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Dopóki wstrzymujemy klasyfikację maturalną, strajk ma sens

Brak klasyfikacji jest ostatnim argumentem, którym można przekonać rząd do rozmów. Brak klasyfikacji jest ostatnim argumentem, którym można przekonać rząd do rozmów. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Jeśli szkoły średnie się ugną, będzie po strajku. Brak klasyfikacji jest naszym ostatnim argumentem, którym możemy przekonać rząd do rozmów.

Kilka dni przed rozpoczęciem strajku Sławomir Broniarz powiedział, że nauczyciele mają w ręku straszne narzędzie: klasyfikację. W chwili desperacji mogą się nim posłużyć. Prawo szkolne wymaga bowiem, aby nauczyciele nie tylko wystawili oceny końcowe. Muszą je jeszcze omówić na posiedzeniu rady pedagogicznej, a potem zatwierdzić przez głosowanie.

Dopiero wtedy uczeń jest promowany, a maturzysta dopuszczony do matury. Nazywa się to klasyfikacją. I tego właśnie może nie być z powodu strajku. Cała Polska zdębiała, prezes ZNP przeprosił wtedy za swoje słowa, wydawało się, że problemu nie ma. Broniarz niepotrzebnie straszy. Aż tacy źli nauczyciele nie są. Żaden nie zrobiłby takiego świństwa swoim uczniom.

ZNP: każdy nauczyciel sam podejmuje decyzję

Po paru dniach strajku, gdy okazało się, że egzaminy w gimnazjach i podstawówkach się odbyły, w strajkujących szkołach wrócono do tematu klasyfikacji. Skoro rząd prze do konfliktu z nauczycielami, nie przedstawia żadnych propozycji i wcale nie chce się porozumieć, może trzeba sięgnąć po tę broń najstraszniejszą. Nie klasyfikujmy uczniów klas maturalnych, a wtedy rząd zostanie zmuszony do rozmów.

Komitet strajkowy w mojej szkole nie chciał sam podejmować decyzji. Zostałem poproszony, aby zapytać we władzach ZNP, co mamy robić. W końcu to związek organizuje strajk, niechże więc zadecyduje. Nawiązałem kontakt z odpowiednimi strukturami i dowiedziałem się tylko tyle, że związek nie może nauczycieli do niczego zachęcać ani zniechęcać, gdyż byłoby to niezgodne z prawem. Decyzję musimy podjąć sami. Od tego jest komitet strajkowy, aby zorganizował zebranie i przegłosował decyzję. Każdy nauczyciel sam decyduje.

Czytaj także: Strajk nauczycieli: szach i pat

Nie tego spodziewaliśmy się po organizatorze strajku. Jeśli kapitanem na statku jest ZNP, nie może w trudnych chwilach chować się w swojej kajucie, a marynarzom mówić: „róbta, co chceta”. Niestety, nasze prośby o kierownictwo nic nie dały. Zrozumieliśmy, że musimy sami zadecydować, w którą stronę popłyniemy. Na zebraniu ustaliliśmy, że powinniśmy nawiązać kontakt z innymi szkołami maturalnymi w regionie i wypracować wspólne stanowisko. Tak też się stało.

Rodzice boją się o los swoich dzieci

Przedstawiciele każdej szkoły mówili, jaka jest decyzja koleżanek i kolegów. Wyszło, że chcemy kontynuować strajk, aż rząd się z nami dogada. Konsekwencją tego jest powstrzymywanie się od wszelkiej pracy na rzecz pracodawcy. Skoro strajkujemy, nie wystawiamy ocen i nie bierzemy udziału w klasyfikacyjnym posiedzeniu rady pedagogicznej. Takie jest stanowisko łódzkich szkół średnich. Dowiedzieliśmy się, że podobne stanowiska wypracowują szkoły w innych częściach kraju. Nie będzie klasyfikacji.

Czytaj także: Jak wesprzeć nauczycieli? Kilka sposobów

Jak tylko rodzice naszych uczniów o tym usłyszeli, poprosili o spotkanie. Sprawdziliśmy, że w innych szkołach nauczyciele nie zgodzili się na takie rozmowy. Skoro strajkujemy, nie bierzemy udziału w zebraniach z rodzicami. Zresztą dyrekcja z powodu strajku odwołała zaplanowane wcześniej konsultacje i zebrania. Mimo to uznaliśmy, że należy wysłuchać głosu rodziców. Przyszli prawie wszyscy nauczyciele. Dowiedzieliśmy się, że rodzice rozumieją nasz strajk, ale boją się o los swoich dzieci. Nie ufają rządowi, dlatego proszą, abyśmy na chwilę odstąpili od strajku, dokonali klasyfikacji, dzięki czemu dzieci zyskają prawo przystąpienia do matury, a potem wrócili do protestu.

Przydałaby się decyzja organizatora strajku. Niestety, ZNP podtrzymał decyzję, że nie może nas do niczego namawiać. To sprawa strajkujących. Podjęliśmy więc sami decyzję, że trzymamy się razem z innymi liceami i technikami. Jeśli one nie przerywają strajku, aby wystawić oceny i klasyfikować uczniów, my też tego nie robimy. W jedności siła. Prawda jest bowiem taka, że brak klasyfikacji jest naszym ostatnim argumentem, którym możemy przekonać rząd do podjęcia rozmów z nami. Jeśli więc szkoły średnie się ugną, to właściwie będzie po strajku. Jak pokazały ostatnie dni, przeprowadzenie egzaminów bez udziału nauczycieli jest możliwe. Dopóki wstrzymujemy klasyfikację, strajk ma sens.

Dyrektorzy stosują różne formy zmiękczania

Decyzję podjęliśmy, ale czy w niej wytrwamy? Dowiedzieliśmy się, że dyrektorzy stosują różne formy zmiękczania. Jedni apelują do naszych sumień (dzieci na nas liczą), drudzy przekonują, że zostaniemy sami na placu boju, gdyż w innych szkołach po cichu klasyfikują. Są też dyrektorzy, którzy straszą konsekwencjami, inni biorą na litość (jak nie przeprowadzę klasyfikacji, przestanę być dyrektorem, zostanę odwołany). Jestem w stałym kontakcie z nauczycielami z całej Łodzi i bez przerwy dowiaduję się, co dzieje się u nich, opowiadam, co u nas. Jest źle, nauczyciele miękną.

Naciski są tak mocne, że zaczynam podejrzewać, iż Sławomir Broniarz miał rację. Nauczyciele dysponują strasznym narzędziem i mogą go użyć. To nasze koło ratunkowe, ostatnia deska, której się chwycimy, aby nie pójść na dno. Wierzę więc, że dopóki wstrzymujemy klasyfikację, jest nadzieja, że rząd zacznie z nami rozmawiać poważnie. Przedstawi sensowne propozycje i się dogadamy. Jeśli jednak z litości czy troski przerwiemy strajk i dokonamy klasyfikacji, nam litości i troski rząd nie okaże. Pójdziemy pod pisowski nóż i będziemy płakać, że jak zwykle byliśmy głupi. Trzeba było strajkować do skutku.

Czytaj także: Belferblog. Blog Dariusza Chętkowskiego

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną