W Gdańsku ministranci z księżmi palili książki na stosie pod kościołem. To nie jest antyklerykalny żart na prima aprilis. To jest jeden więcej element tego samego pakietu: neofaszyści na „Brunatnej Górze”, ksiądz wzywający do usunięcia dzieł Hegla z programu studiów uniwersyteckich, fundacje „nowej ewangelizacji” sprowadzające do Polski egzorcystów. Nowe średniowiecze.
Kościół „chroni” przed czarami
Naturalnie nie ma takiej głupoty lub paranoi, do jakiej nie dałoby się dorobić jakiejś ideologii. W tym przypadku jest nią walka z satanizmem i czarami. Oczywiście w zbożnym celu ochrony (słabej, jak by wynikało) wiary maluczkich przed diabelską atrakcyjnością książek o Harrym Potterze. Nawet figurki mogą być podejrzane o pogańskie promieniowanie.
I to wszystko wcale nie jest śmieszne, tylko przerażające. Że tak niska może być kondycja umysłowa niektórych duchownych w polskim Kościele rzymskokatolickim. Że nie mają problemu z wysyłaniem do tej brudnej roboty młodych ludzi, który zaufali im i Kościołowi, a oni w jego imieniu trują młode umysły. Takim księżom rodzice swych dzieci powierzać nie powinni, jeśli zależy im, by ich wiara osiągnęła dojrzałość.
Kościół pali książki – to nie fejk
W epoce mediów społecznościowych wieści o odpalaniu rac i paleniu książek rozchodzą się lotem błyskawicy. Niszczą wizerunek Kościoła i księży o wiele skuteczniej niż kampanie antyklerykalne. Dostrzegają to sami duchowni. Ci po jaśniejszej stronie mocy. Jeden pisze wprost: jak ja teraz mam iść do ludzi, zwłaszcza wykształconych, rozmawiać o wierze i Kościele, gdy oni będą na mnie patrzyli jak na emisariusza nowej inkwizycji? Inny nie mógł uwierzyć, że to palenie Pottera to nie fejk.
Nie, to nie fejk, to pełzająca katolicka kontrkultura, do której wzywają dziś politycy prawicy i skrajnej prawicy. Nie tylko w Polsce. Niech ich Duch trafi jak Szawła w drodze do Damaszku.
Jan Hartman: Religia w szkole – nieobowiązkowa i szkodliwa