Wysoki, barczysty, 38 lat, żona, dwójka dzieci, mieszkanie w bloku. Z okna widok na osiedle, sklepy, ludzi. Wszyscy się gdzieś spieszą. Staszek Czerczak też. Ucieka przed przeszłością i goni przyszłość. Wciąż ma przed oczyma sceny z oddali. Początek lat 90. Mieszkał w robotniczej dzielnicy Gorzowa Wielkopolskiego. Rodzice byli urzędnikami średniego szczebla. W domu pełno książek. Staszek zaczytywał się, brał z półek jak leci. Rówieśników unikał, bo nie kręciły go ich gry i zabawy. Aż do momentu, kiedy zauważył chłopaka przychodzącego do dziewczyny z górnego piętra. Tamten, nazwijmy go Tomek, zafascynował go swoją odmiennością – kurtka typu flyers, ciężkie glany, łysa czaszka. Okazało się, że chodzą do tego samego liceum. Kiedy w szkole starsi gonili młodsze roczniki – taka licealna fala – Tomek stanął w jego obronie. To wystarczyło, Staszek chciał być taki jak gość w stroju skinheada. Tomek też dostrzegł Staszka.
Krok jak na musztrze
Kiedy ogolił głowę i skompletował strój: martensy, bluza Lonsdale z naszywką NSDA (koniec napisu ukryty pod kurtką sugerował, że jest tam jeszcze litera P), spodnie bojówki, kurtka flyers, ojciec wziął go na rozmowę. Chciał wiedzieć, o co chodzi w tej przemianie, ale Staszek go zbył – ot, taka moda.
To nie była zwykła moda, ale ideologia. Tomek objaśniał mu zasady, a on przyjmował je jako swoje. Własny naród ponad wszystkim. Liczy się tylko czystość, siła i wiara. Gonić obcych i pedałów. Robić rewolucję nacjonalistyczną. Kult Dmowskiego pomieszany z podziwem dla Mussoliniego. Niewiele z tego rozumiał, ale instynktownie czuł, że to słuszny kierunek. Czytał pisma narodowe podsuwane przez Tomka. Słuchał muzyki – Konkwista 88, Legion i Honor. Nawet nie zauważył, kiedy awansował w hierarchii gorzowskiej brygady narodowej na ważną postać.