Artykuł w wersji audio
Strajk dla Ziemi, w którym uczestniczyło ok. 1,5 mln głównie młodych ludzi w ponad 100 krajach, zainicjowała Greta Thunberg. 16-letnia dziś Szwedka stwierdziła w sierpniu ub.r., że nie ma sensu chodzić do szkoły, skoro urządzony przez dorosłych świat zmierza do ekologicznej katastrofy. Zamiast uczyć się faktów, których nie respektują sami nauczyciele, rodzice i politycy, czas wziąć sprawy w swoje ręce. Nastolatka ogłosiła więc strajk i od nowego roku szkolnego zamiast na lekcje poszła pod szwedzki parlament. Kiedy jej akcja nabrała nieoczekiwanie światowego rozgłosu, przyjechała do Katowic na Szczyt Klimatyczny ONZ i dotarła do Davos (ekologicznie, pociągiem), by łajać zgromadzonych możnych tego świata za to, że zniszczyli sobie i jej pokoleniu przyszłość, choć rozwiązanie jest takie proste. „Musimy trzymać paliwa kopalne w ziemi i musimy skoncentrować się na równości. Jeśli w ramach obecnego systemu nie można znaleźć rozwiązań, być może należy zmienić system”, mówiła w grudniu w Katowicach.
Za Szwedką podążyli inni nastolatkowie na świecie, również w Polsce, gdzie do Młodzieżowego Strajku Klimatycznego zgłosiło się kilkadziesiąt miejscowości. Ale przecież młodzież zaskakiwała już wielokrotnie. W 2012 r. to głównie młodzi ludzie protestowali przeciwko porozumieniu ACTA, broniąc „wolnego internetu”. W dziesiątkach polskich miast na ulice wyszło ok. 100 tys. demonstrantów. Wygrali – ACTA w wyniku stanowiska Parlamentu Europejskiego trafiło ad acta.
Gdy w 2015 r. Prawo i Sprawiedliwość po wygranych wyborach zaczęło niszczyć Trybunał Konstytucyjny i demokrację, irytowaliśmy się, że na demonstracjach brakuje młodzieży. Gdy jednak zaczęły się sejmowe kombinacje z ustawą antyaborcyjną, na ulice wyszedł Czarny Protest, na którym młodych już nie brakowało. A potem latem 2017 r. pojawili się znowu w obronie sądów, wyraźnie jednak zirytowani paternalizmem i seksistowskimi dowcipami, jakimi raczyli ze sceny zgromadzonych starzy liderzy walk o wolność i demokrację.
To jest nasz czas
Potrafią być pryncypialni, jak Sebastian Słowiński i Julia Minasiewicz. Laureaci olimpiady filozoficznej nie przyjęli w ub.r. wyróżnień od ówczesnej prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz za to m.in., że nie objęła patronatem Parady Równości. Fanaberia? Nie, przynajmniej dla ludzi takich jak oni lub Jakub Karpiński, lubelski licealista, który z równym zapałem angażował się w 2017 r. w swoim mieście w organizację protestów w obronie sądów i w 2018 r. w organizację Marszu Równości. Podczas Salonu POLITYKI w Lublinie w listopadzie ub.r. mówił w obecności prezydenta miasta: – Jestem tu i biorę udział w tej dyskusji również po to, żeby pokazać swoim kolegom, młodym ludziom, że to jest nasz czas. Jeśli my się nie weźmiemy do roboty, to nikt nie zrobi tego za nas. Przy okazji wytłumaczył obecnym na sali, że owszem, inwestycje w przedszkola, szkoły i infrastrukturę są ważne, ale szkoła to nie budynek, tylko ludzie się w niej znajdujący. I trzeba więcej inwestować w relacje między nimi, bo z tym jest bardzo słabo.
Sebastian, Julia, Jakub – czy zapowiadają narastający ferment wśród młodych, czy są tylko wyjątkami w masie rówieśników, nieinteresujących się polityką ani życiem społecznym? Statystyki przecież nie oszukują. Pełnoletnia młodzież jest grupą najmniej chętnie chodzącą głosować; tak było w 2015 r. podczas wyborów do parlamentu i w 2018 r., gdy wybieraliśmy władze lokalne. Jakub Karpiński nie kwestionuje statystyk, przyznaje, że młodzież nie interesuje się wyborami, przekonuje jednak, że liczy się każdy głos, że znaczenie mają konkretne postawy pojedynczych ludzi, którzy mogą swym przykładem pokazać możliwość zmiany i wywołać lawinę.
Przekonanie młodego lublinianina potwierdza Zuzanna Świerszcz, licealistka z Zamościa, jedna z organizatorek Młodzieżowego Strajku Klimatycznego: – Mimo że jesteśmy młodzi, mamy swoje zdanie i nie pozwolimy na niszczenie naszej przyszłości, bo to my będziemy w tym zniszczonym świecie żyć, to nasze dzieci będą się w nim wychowywać. Jeżeli teraz się nic nie zmieni, to potem będzie już za późno. Nie damy sobie teraz wmówić, że jesteśmy zbyt mali, żeby coś zmienić. Jeżeli Greta, jedna 16-latka z zespołem Aspergera, była w stanie trafić na czołówki największych gazet na całym świecie, to co jesteśmy w stanie zrobić razem, jeśli połączymy siły i rzeczywiście będziemy walczyć o to, co dla nas ważne?
Kilkaset kilometrów od Zamościa, w Ostródzie, Sebastian Radzimiński, uczeń technikum organizujący Strajk w swoim mieście, wyjaśnia: – Gdyby nie Greta, to pewnie nie byłoby nas. Nie wiem, czy ktoś odważyłby się powiedzieć o tym głośno, wyjść przed ważny urząd. Wielki szacunek dla Grety, że coś takiego zaczęła i nie dała się potem zdemotywować. My działamy już po to, żeby problem został zauważony. Jesteśmy młodym pokoleniem, jesteśmy społecznikami, którzy mogą zmotywować inne osoby do działania.
Osamotnieni
W tle za tym indywidualnym entuzjazmem kryje się gęsta sieć współpracy łączącej wysiłki kilkudziesięciu grup w całej Polsce. Antoni Wiśniewski-Mischal, organizator Strajku z warszawskiego Wielokulturowego Liceum Humanistycznego im. Jacka Kuronia, podsumowuje: – Jesteśmy zachwyceni tym, ile osób przyszło i się zaangażowało, nie tylko w Warszawie, ale w całej Polsce. Pracowaliśmy na to bardzo ciężko, organizacja i współpraca z policją i z miastem były na bardzo wysokim poziomie. W całej Polsce demonstrowało kilkadziesiąt tysięcy osób. To oznacza, że byliśmy największą demonstracją ekologiczną w historii Polski.
Co dalej? – W niedzielę po strajku spotkaliśmy się w Warszawie. Rozmawialiśmy przez wiele godzin o tym, jak podtrzymywać współpracę. Mamy kanał informacyjny, który obejmuje organizatorów strajków w całej Polsce. Teraz zaczynamy restrukturyzację, przyjmujemy nowych ludzi. Każde z miast, które brało udział w strajku, zachowa swoją autonomię, bo my jesteśmy ruchem, a nie organizacją. Każdy ma te same prawa, nie mamy liderów ani hierarchii. Myślimy o tym, żeby organizować się na poziomie międzynarodowym, komunikowaliśmy się już z komórkami z zagranicy. Jeśli chodzi o działania programowe, chcemy m.in. postawić na edukację – wyjaśnia Wiśniewski-Mischal.
Pytanie tylko, kto ich nauczył współpracy, skoro z badań wynika, że szkoła uczy – jak to stwierdził dosadnie przed laty prof. Janusz Czapiński – „patologicznego indywidualizmu”?
Odpowiedź proponuje prof. Krystyna Szafraniec, badaczka młodzieży z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Szafraniec jest autorką raportu „Młodzi 2011”, który powstał z inicjatywy Michała Boniego, wówczas ministra w Kancelarii Premiera. Właśnie ukazało się nowe opracowanie „Młodzi 2018”.
Do opisu sytuacji młodego pokolenia badaczka używa określenia „socjalizacja pod własnym nadzorem” – po prostu młodzi uczą się życia na własną rękę, nie mogąc liczyć ani na beznadziejną pod tym względem szkołę, ani na bezradnych rodziców. Szukają wzorów w kulturze popularnej, czerpiąc energię z naturalnej dla swego wieku potrzeby sensu, budowania tożsamości i przynależności, rozpoznawania co dobre, a co złe. Tezę o osamotnieniu młodzieży potwierdza dr Łukasz Jurczyszyn, socjolog badający procesy radykalizacji (koordynujący europejski projekt DARE poświęcony temu właśnie problemowi). Jurczyszyn prowadził dla Biura Rzecznika Praw Obywatelskich badania wśród uczniów szkół ponadpodstawowych. Miały wyjaśnić stosunek do „innych” – uchodźców i imigrantów. Przy okazji wyszło na jaw, jak bardzo jego respondenci są osamotnieni. – Dziwili się, że w ogóle ktoś do nich przyjechał i chce poważnie z nimi rozmawiać, czasami rozładowanie atmosfery nieufności zajmowało wiele czasu. A potem okazywało się, że gdy tylko potraktuje się ich podmiotowo, jak partnerów, to potrafią formułować myśli, zajmować stanowisko i dyskutować o najtrudniejszych problemach.
Już wiele lat temu opracowanie „Biała księga młodzieży polskiej”, ogłoszone w 2005 r. przez prof. Barbarę Fatygę, pokazało, że dorośli w swych opowieściach o młodych posługują się zamiast wiedzy stereotypami, które często są projekcją problemów świata dorosłych. I tak 44 proc. dorosłych badanych uważało, że jednym z ważniejszych problemów młodzieży są relacje międzyludzkie, a wśród młodych tylko 7 proc. wskazywało na ten sam problem. Odwrotnie układały się proporcje przy kwestii infrastruktury, zwłaszcza komunikacyjnej: o ile tylko 12 proc. dorosłych uważało, że dostęp do niej jest ważnym problemem młodzieży, o tyle wśród młodych odsetek ten wynosił 40 proc.
O tym, że niewiele się zmieniło, świadczy temat dyskusji, jaką umieszczono latem 2018 r. w programie konferencji Kulturalna EduAkcja Warszawy: „Jak zachęcić młodzież do uczestnictwa w kulturze?”. Szczęśliwie oprócz ekspertów wśród uczestników znalazły się także uczennice, które – mówiąc obcesowo – po prostu rozjechały seniorów. Bo jak można mówić o problemie z uczestnictwem młodych w kulturze, skoro w Warszawie samych festiwali teatralnych organizowanych przez uczniów szkół ponadpodstawowych jest 28? Z badań, jakie przeprowadziło warszawskie Biuro Kultury, wynika, że raczej większym problemem jest nieuczestnictwo w kulturze dorosłych warszawiaków. Dla większości z dorosłych podstawowym sposobem doświadczania kultury wciąż jest oglądanie telewizji.
Dla młodych głównym medium jest internet, i to głównie internet mobilny: ze smartfona korzysta 8 z 10 internautów w wieku 9–17 lat. To powoduje, że nie ma już sensu różnicowanie światów online i offline, młodzi zamieszkują „przestrzeń hybrydową”, w której informacja jest dodatkowym wymiarem uzupełniającym wymiary przestrzenne. To zanurzenie młodych w sieci jest źródłem kolejnych stereotypów składających się na mit „cyfrowego tubylcy”, biegłego we wszystkich tajnikach cyfrowej komunikacji. Ogłoszone niedawno wyniki badań EU Kids Online dla Polski pokazują, że cyfrowe kompetencje młodych Polaków, mimo powszechnego korzystania z internetu, są raczej umiarkowane.
Federacja plemion
Jacy więc są młodzi dziś? Czy można uwolnić się od stereotypów? Prof. Szafraniec zauważa, że młodzi nie tworzą jakiejś spójnej całości, a raczej federację plemion. Dlatego ciągłe posługiwanie się kategorią „pokolenia”, dobrą dla społeczeństwa masowego, niewiele już znaczy. Można posłużyć się opisem młodego pokolenia zaproponowanym w 2016 r. przez agencję IQS. Klasyfikuje on ludzi w wieku 16–29 lat na najbardziej konserwatywnych i tradycjonalistycznych „domisiów” (23 proc.), ceniących święty spokój i lokalność „ziomków” (30 proc.), kreatywnych i innowacyjnych hipsterów (12 proc.) i „lajfhakerów” (19 proc.) oraz znajdujących się najbliżej marginesu wkurzonych i bezradnych „regretów” (16 proc.).
Ta segmentacja powstała na potrzeby marketingowe i być może dobrze się w tej roli sprawdza. Czy jednak pomaga zrozumieć takie nieoczekiwane zjawiska jak wybuch Czarnych Protestów, mobilizację w sprawie sądów w lipcu 2017 r. lub Młodzieżowy Strajk Klimatyczny?
Tu potrzebne są dodatkowe narzędzia interpretacyjne, wynikające ze spojrzenia na młodych nie jak na „patologicznych indywidualistów”, którymi bardziej są ich rodzice, ale jak na „indywidualistów usieciowionych” (pojęcie to zaproponował kanadyjski socjolog Barry Wellman). Za nazwą idą poważne konsekwencje – w świecie usieciowionych indywidualistów obowiązuje inna statystyka niż w społeczeństwie masowym. W sieci słabo działa tzw. rozkład normalny, który mówi, że w społeczeństwie cechy rozkładają się wokół pewnej średniej wartości, o wiele lepiej sprawdza się rozkład potęgowy. Zgodnie z nim sieć wypełniają węzły o relatywnie niewielkiej aktywności, tzw. długi ogon wszelkiego rodzaju nisz i plemion, nad którymi dominują superwęzły koncentrujące uwagę i ruch.
Tak działa np. YouTube, gdzie większość użytkowników może liczyć na znikomą oglądalność, tylko niektórzy, nie wiadomo najczęściej dlaczego, zyskują milionowe publiczności. To właśnie siła rozkładu potęgowego w sieci wyniosła amerykańską modelkę Kylie Jenner na pozycję najmłodszej w historii miliarderki. I właśnie dzięki podobnej sile Greta Thunberg stała się światową ikoną Młodzieżowego Strajku Klimatycznego i została nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla. Problem w tym, że nie sposób przewidzieć, kiedy wybuchnie gwiazda Kylie Jenner czy Grety Thunberg; są one „czarnymi łabędziami”, które zdarzają się niezwykle rzadko. Gdy jednak się pojawią, wywołują kaskadę informacyjną zwaną też przez badaczy sieci efektem perkolacyjnym, który łączy w całość rozproszone monady „długiego ogona”.
Dlatego rację ma Jakub Karpiński, gdy mówi, że od uogólnionej statystyki ważniejsze są pojedyncze świadectwa. To one mogą być właśnie takimi czarnymi łabędziami inicjującymi zmianę. Całe szczęście dla młodych, którzy w statystycznej grze zaczynają się coraz mniej liczyć. Grupa wiekowa 25–29 lat liczy w Polsce jeszcze 2,7 mln osób; w grupie 15–19 jest ich już niespełna 1,9 mln. Osób w wieku poniżej 30 lat jest dziś w Polsce mniej niż tych po pięćdziesiątce. Te malejące liczby przekładają się wyraźnie na coraz mniejsze zainteresowanie młodzieżą przez ugrupowania polityczne, co jednak tylko pogłębia problem osamotnienia młodych i nasila wrażenie „porzuconej generacji”.
Michał Boni, inicjator raportu „Młodzi 2018” (opracowanie powstało w wyniku pracy społecznej rzeszy badaczy, przy wsparciu logistycznym ze strony ugrupowania Boniego w Parlamencie Europejskim), zwraca uwagę na kilka generalnych wniosków. Inaczej niż w 2011 r., kiedy młodzież trapiło jeszcze masowe bezrobocie, dziś w sytuacji rynku pracowników, a nie pracodawców, kwestie ekonomiczne przestają mieć pierwszorzędne znaczenie. Na czoło wysuwa się natomiast poszukiwanie tożsamości. Widać też wyraźnie, jak bardzo zawiodła młodych szkoła i świat polityki, zdominowane od początku transformacji przez tę samą grupę graczy.
Owszem, polska szkoła zaczęła coraz lepiej kształcić, co potwierdzają kolejne edycje międzynarodowych badań PISA, zapomniała przy tym jednak o edukacji obywatelskiej – w raporcie pojawia się wręcz określenie szkoły jako miejsca edukacji antyobywatelskiej. Jej wyrazem jest chociażby indoktrynacja w duchu zbiorowego narcyzmu – 85 proc. młodych na pytanie, „czy Polacy mogą być bardziej dumni ze swojej historii niż inne narody, ponieważ zachowywali się bardziej szlachetnie”, odpowiada, że tak (badanie ISP „Youth, Politics, Democracy”).
Nic o nas bez nas
Z kolei prof. Krystyna Szafraniec dostrzega, że krzepną wartości i poglądy młodzieży, która staje się coraz bardziej antyklerykalna i coraz większą uwagę zwraca na sprawy równości, zwłaszcza równości płci, oraz prawa do kontroli nad swoim ciałem. Badaczka jednocześnie zastrzega, że bardzo trudno dziś formułować uogólniające sądy, bo świat młodych zbyt jest pokawałkowany i przeżywa dynamiczny proces „socjalizacji na własną rękę”. Jakie będą efekty? 6 lutego na ulice Gdańska wyszło półtora tysiąca licealistów poruszonych śmiercią Pawła Adamowicza. Przeszli przez miasto pod hasłem „Ponad podziałami”; na placu Solidarności, przed Europejskim Centrum Solidarności ogłosili 21 postulatów. Zażądali w nich niezależnych, obiektywnych mediów publicznych; wprowadzenia kształcenia obywatelskiego i edukacji dla tolerancji; zwiększenia znaczenia takich organizacji jak samorząd szkolny; otwarcia przestrzeni szkolnych na samodzielną aktywność młodzieży; zachowania autonomii instytucji kulturalnych. Wezwali polityków, by przestali siać nienawiść i dzielić społeczeństwo. W ostatnim, 21. postulacie ogłosili: „Nic o nas bez nas – wszystkich”.
Warto wsłuchać się w ten głos. Zanim pojawi się „czarny łabędź” gniewu.
EDWIN BENDYK
WSPÓŁPRACA URSZULA SCHWARZENBERG-CZERNY