Od siedmiu lat trwa batalia grupy obywateli pragnących zarejestrować w Polsce Kościół Latającego Potwora Spaghetti. Wojewódzki Sąd Administracyjny wydał już dwa wyroki przychylne rejestracji, jednak stosowne ministerstwa, tak za PO, jak za PiS, nadal odmawiały wydania decyzji. Niestety, w 2018 r. skarga na odmowę rejestracji, złożona do Naczelnego Sądu Administracyjnego, została oddalona. Pastafarianom (tak się określają „wyznawcy” Latającego Potwora Spaghetti) pozostało jedynie poskarżyć się do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Wyrok będzie zapewne dla Polski niekorzystny, bo formalnych przesłanek do odmowy rejestracji nie ma. Kościół LPS nie stwarza bowiem poprzez swoje dogmaty ani rytuały żadnego niebezpieczeństwa publicznego. Chodzi wyłącznie o to, że jest parodią religii, co wszelako z punktu widzenia litery prawa nie ma znaczenia dla procesu rejestracji. Czy jednak jawnie pogardzający Strasburgiem polski rząd zastosuje się do wyroku? Bardzo wątpliwe.
Czytaj także: Blokada polskich skarg do Strasburga
Pastafarianizm to nie żart
Kościół Latającego Potwora Spaghetti – legalistyczny ruch antyreligijny, posługujący się z jednej strony środkami performance′u i satyry, a z drugiej narzędziami prawnymi – osiągnął w ciągu kilkunastu lat swego istnienia kilka spektakularnych sukcesów. Pastafarianom udało się wymusić na władzach Austrii zgodę na umieszczanie w dokumentach zdjęć „wyznawców” z cedzakiem na głowie, to znaczy w „rytualnym” nakryciu głowy. Austriak Niko Alm, filozof i szef agencji reklamowej, jest szczęśliwym posiadaczem prawa jazdy ze zdjęciem w durszlaku na głowie, dzięki czemu efektywnie korzysta z tego samego prawa, które pozwala np. muzułmankom fotografować się do dokumentów z głową owiniętą chustą. Kościół LPS jest oficjalnie zarejestrowany w Holandii i w Nowej Zelandii, gdzie ponadto można legalnie i formalnie wziąć ślub w tym „obrządku”. Brytyjczyk Toby Ricketts i Nowozelandka Marianna Fenn faktycznie pobrali się w ten sposób 24 stycznia 2018 r.
Jak widać, pastafarianizm to nie żart. To prawdziwa antyreligijna krucjata, w którą zaangażowane są tysiące osób na całym świecie. Ośmieszając przywileje, z jakich wciąż korzystają rozmaite Kościoły i związki wyznaniowe, przybliżają moment, w którym będą one przez demokratyczne państwa traktowane na równi z innymi wolnymi stowarzyszeniami obywateli. Można powiedzieć, że walczą z religią i anachronizmami prawnymi tą samą bronią, którą posługują się prawdziwe religie – z wielką powagą ogłaszają baśnie i mity jako artykuły swej wiary. Jeśli dla jednych Bóg może być doskonale prosty i niezłożony, a jednocześnie składać się z trzech osób, to dlaczego dla innych nie może być makaronowy? Jak to możliwe, aby Bóg był makaronowy – to przecież jest poza ludzkim pojmowaniem i pozostaje Tajemnicą. Można w to tylko wierzyć. Można i wolno wierzyć. Każdemu. Pastafarianie domagają się jedynie tego, aby rządy świeckich państw nie wdawały się w spory religijno-teologiczne i nie rozstrzygały kwestii troistości bądź makaronowatości Boga, faworyzując któreś ze stanowisk w tego rodzaju sprawach.
Czytaj także: Rozdział Kościoła od państwa – jakaś kpina?
Polskie władze boją się Kościoła katolickiego
Rządy odmawiające pastafarianom oficjalnego uznania ich Kościoła sądzą, że bronią w ten sposób własnej powagi, a także godności osób religijnych, które nie życzą sobie, aby w taki autoryzowany bądź co bądź przez państwo sposób z nich sobie żartowano. Konflikt dotyczy tego, czy świeckość państwa i wolność religijna stoją ponad prawem ludzi religijnych do uszanowania ich wiar i instytucji religijnych przez rząd. Niestety, odmowa rejestracji Kościoła LPS musi wiązać się ze wskazaniem na pozorność tego kultu, to znaczy na jego parodystyczny charakter. A to jest argumentacja zakładająca przedmiotowe traktowanie osób deklarujących się jako wyznawcy i dopuszczająca, a nawet zalecająca dokonywanie psychologicznych ocen niewysłowionych intencji osób deklarujących się jako wyznawcy wnoszący o rejestrację ich Kościoła.
Tymczasem administracja nie ma prawa wnikać w odczucia i inne stany psychiczne obywateli, które są przecież ich prywatną sprawą. Wdając się w to, nie tylko łamie prawo, lecz ponadto naraża się na śmieszność. Ośmieszająca dla władzy jest walka z Kościołem LPS, a nie zarejestrowanie go. Jednakże lęk przed reakcją Kościoła katolickiego przeważa.
Z punktu widzenia władz publicznych powinno być rzeczą całkowicie obojętną, jakie uczucia religijne żywią obywatele zamierzający skorzystać z prawa do założenia związku religijnego, podobnie jak to, czy narzeczeni biorący ślub w urzędzie stanu cywilnego kochają się naprawdę, czy tylko na niby. Owszem, jest coś bolesnego w parodiowaniu religii, lecz ból i cierpienie wpisane są w jej dzieje, przeplatające uniesienia i szlachetne wzruszenia z nienawiścią i pogardą. Bez względu na swoje miejsce w wojennym krajobrazie religii ruch pastafariański ma prawo legalnie działać i to dokładnie w tej formie prawnej, jakiej sobie życzy i jakiej potrzebuje. Nie jest bowiem sprawą rządu wnikanie, dlaczego jakaś grupa obywateli chce zrzeszać się i działać w taki, a nie inny sposób. Rząd może to czynić co najwyżej ze względów poznawczych, jednakże nie wolno mu od swoich opinii na ten temat uzależniać decyzji o rejestracji czy legalizacji danego związku obywatelskiego. Taka to już jest immanentna słabość rządu demokratycznego i demokratycznej praworządności. Skoro więc wyznawcy deklarują wiarę w Latającego Potwora Spaghetti, to trudno; skoro wyznawcy innej religii wierzą, że człowiek może być Bogiem – trudno; skoro jeszcze inni wierzą, że Bóg jest jeden i w jednej tylko sobie – też mówi się trudno. Chcą z jakichś powodów Kościoła Pastafariańskiego – trudno. Nic władzy do tego. Rząd może być w tych sprawach tylko notariuszem, a nie sędzią sumień, przekonań i postaw czy arbitrem sporów religijnych.
Czytaj także: Co można urządzić w odświęconym kościele?
Latający Potwór Spaghetti – wyjątkowo „konstytucyjny”
Wszelcy bogowie powinni być świeckiej władzy tak samo obcy. Jednak Latający Potwór Spaghetti jest wyjątkowo propaństwowy i „konstytucyjny”. Będąc jednym z wielu Bogów jedynych, jednocześnie jest naprawdę jedynym Bogiem obywatelskim, to znaczy takim, którego wymyślono nie po to, by trzymać w ryzach bojaźni bożej takie czy inne plemię (albo całą ludzkość), lecz po to, by umocnić ludzką wolność, praworządność i racjonalność życia publicznego. Kościół LPS będzie jedynym związkiem wyznaniowym, który stanie wobec państwa jako sprzymierzeniec i przyjaciel jego konstytucji, a nie uciążliwa i roszczeniowa instytucja, domagająca się coraz to nowych przywilejów i objawów czci. Mając u swego boku wolnych i radosnych obywateli-pastafarian, posługujących się ironią i performance′em, czyli metodami działania dla państwa niedostępnymi, rząd może poczuć się raźniej w swej nieustającej i nierównej konfrontacji z tym uprzykrzonym związkiem wyznaniowym, który swą potęgę roztacza bez mała na połowę świata, przygniatając od tysiąca lat polską państwowość swym przemożnym autorytetem.
Słabe i zawsze truchlejące przed Rzymem polskie państwo potrzebuje moralnego wsparcia w kształtowaniu swego prawdziwie suwerennego bytu. Autentyczna równoprawność i wolność związków wyznaniowych, autentyczna, a nie tylko deklaratywna świeckość państwa, jego rzeczywiste oddzielenie od instytucji religijnych – to fundamenty godności państwa i narodu polskiego, który jest czymś nieskończenie bogatszym i bardziej różnorodnym niż związek polskojęzycznych wiernych jednego wyznania. Takie inicjatywy jak Kościół Latającego Potwora Spaghetti i stowarzyszenia wolnomyślicielskie pomagają państwu być dumnym państwem wolnych ludzi, a obywatelom pomagają praktykować swoją wolność, w tym również religijną.
Tak, tak – pastafarianie potrzebni są również wierzącym, aby zawsze pamiętali, że ich świątynie stoją w równym szeregu z innymi świątyniami, dzięki czemu wszyscy mogą żyć w pokoju i wzajemnym szacunku, nawet jeśli uważają, że tylko jedna, a mianowicie ich własna religia jest prawdziwa, a inne fałszywe.
Czytaj także: Kościół katolicki nie ma monopolu na posługiwanie się krzyżem