Impuls wyszedł z Gdańska. Gdy Michał Wojciechowicz przeczytał w „Dużym Formacie” reportaż o wyczynach ks. Jankowskiego, coś w nim pękło. Zaraz po tym umieścił na swoim Facebooku emocjonalny wpis: Ksiądz Jankowski był pedofilem – wiem to. Opisał historię, gdy jako nastoletni opozycjonista poznał ks. Jankowskiego, kapelana Solidarności. Któregoś dnia przyszedł na plebanię. Ksiądz był sam. Pytał, co u matki Michała, która była wtedy internowana, zaczął gładzić po twarzy i dotykać w dziwny sposób. „Zrobiło mi się niedobrze (…). Od początku, bez jakiejkolwiek wątpliwości wiedziałem, że to było dotykanie pederasty” – napisał.
Tłumił tę historię latami. Chciał o niej opowiedzieć w 2004 r. na procesie, gdy sprawa ks. Jankowskiego trafiła do prokuratury, ale do procesu nie doszło. Potem w 2012 r., gdy w Gdańsku stawał pomnik prałata, ale czuł, że nie przebije się przez szum medialny wokół tego wydarzenia. Reportaż Bożeny Aksamit zadziałał jak iskra na beczkę prochu. – Po pierwsze, postanowiłem zrobić wszystko, by ten pomnik zniknął z miasta. Byłem gotów nawet wynająć dźwig i usunąć go osobiście. Ludzie w Gdańsku mnie znają, mam ksywkę Pistolet, i wiedzą, że jak mówię, że coś takiego zrobię, to zrobię. Jednak po śmierci prezydenta Adamowicza uznałem, że należy działać bardziej pokojowymi metodami – opowiada. Nie zdążył. W nocy z 20 na 21 lutego pomnik obaliło trzech warszawskich aktywistów. – A po drugie, pomyślałem, że konieczne jest powołanie Komisji Prawdy i Zadośćuczynienia, która wyjaśniłaby przypadki pedofilii, wskazała sprawców i mechanizmy ich krycia; komisji niezależnej od Kościoła i polityków – mówi Wojciechowicz.
Inicjatywę podjęło Stowarzyszenie Lepszy Gdańsk.