Społeczeństwo

Rozmowy przy wycinaniu skórek

Wietnamski manikiur

„Nie uwierzysz, kobieto, mijały dni i żadnych odprysków ani zapowietrzeń, choć miałam wtapiane kamyczki, a w kciuki cyrkonie.” „Nie uwierzysz, kobieto, mijały dni i żadnych odprysków ani zapowietrzeń, choć miałam wtapiane kamyczki, a w kciuki cyrkonie.” Leszek Zych / Polityka
Wietnamczycy, po przyczółku gastronomicznym, zdobywają w Polsce kolejny – kosmetyczny.
Paznokcie długo się trzymały, a na zdjęciach rodzinnych wyglądały dużo lepiej niż z bliska.Leszek Zych/Polityka Paznokcie długo się trzymały, a na zdjęciach rodzinnych wyglądały dużo lepiej niż z bliska.

Artykuł w wersji audio

Kiedy już Polska (po ichniemu Ba Lan) ubrała się po przystępnych cenach i przejadła azjatyckim menu, dopiero co moszcząca się tu najmłodsza wietnamska imigracja została pozbawiona środków do życia. Jako że sprawna także w paznokciu, weszła w manikiur, równie tani co kurczak w pięciu smakach. Zaskoczyło. A ponieważ w ich niezamożnym kraju nie jest nietaktem podglądanie siebie nawzajem, jeśli komuś wychodzi biznes, bez skrępowania naśladuje się go. Poczucie wspólnoty jest silniejsze niż obawa przed bratobójczą konkurencją.

Nowa imigracyjna fala zaczęła więc rozstawiać się z manikiurem w wąskich kiszkach pod pleksi, jedna obok drugiej, na jarmarkach, strefach przydworcowych oraz w podziemiach.

Choć usługa psuje rynek stylistkom o słowiańskich rysach, które w telewizjach śniadaniowych wyrażają się o niej per McNails, oszczędne panie nie mogą się nachwalić Wietnamczyków. Gdyby nie przystępne ceny, dalej pielęgnowałyby spracowane ręce, mocząc je w kwasku cytrynowym.

Jak cicho

W Nails Spa na Ochocie manikiur robią od ręki: siedź pani pińć minut. Żadnych zapisów imiennych. Jeśli klientka się upiera na zapis, niech poda numer telefonu. Imię niepotrzebne. Liczby, w przeciwieństwie do liter, na całym świecie są takie same.

Prócz frezarek ciszę zakłóca czasem płacz niemowląt powitych przez urządzające się w Polsce wietnamskie stylistki, do karmienia dostarczają je wpadający mężowie. Kiedy zapach acetonu miesza się z zawartością pieluchy, ojcowie reagują natychmiast. Wyciągają kwilących z nosidełek, przemywając pod zlewem do pedikiuru. Reszta personelu zagaduje do dzieciaczyn ze swoich stanowisk. Nad wyraz opiekuńczy. Kiedy niemowlęta zasypiają w wózeczkach, kto tylko ma przestój, zabezpiecza im noski przed pyłem frezarek jednorazową maseczką.

Właściciel już wyszedł z usługą spod pleksi, awansując do kamienicy. Zrobił nawet stylistom antresolę z materacem na drzemkę, rozłożonym na europaletach, oraz kącik kuchenny. Można powiedzieć, że ewenement na skalę stołeczną.

W podrzędnym manikiurze bazarowym opary acetonowe mieszają się bowiem z obiadowymi, stygnącymi w styropianie. Odgrzewa się w rzadkich chwilach wolnych od klientki w stojących wśród akcesoriów mikrofalach. Bo zaangażowani w paznokieć styliści wietnamscy obsługują panie bez wytchnienia do późnych godzin nocnych.

W nails na Ochocie przysposabia się do zawodu dopiero co przybyły szlakiem przez Moskwę wytatuowany wietnamski imigrant. Widać, że tęskni za ojczyzną. Wzrok ma nieobecny, przymyka powieki, ignorując panine paznokcie. Oparłszy się łokciami o stanowisko pracy, słucha płynącej z CD smutnej wietnamskiej pieśni. Musi jednak wziąć się w garść, gdyż cała familia pozostawiona w kraju złożyła się na jego polski awans, oczekując rewanżu w niedalekiej przyszłości.

Panie ekscytują się młodymi stylistami płci męskiej. Czują się obsługiwane bardziej jak damy. Po dłoniach tych chłopców widać fachowców. Gładziutkie jak u panny młodej. Na każdym stanowisku przyklejony do blatu szablon z fasonami. Wszak trudno doprecyzować werbalnie detale pomiędzy niemówiącymi w tym samym języku. Styliści opanowali wprawdzie niezbędne w branży słowa typu ręka, stopa, super, ładnie, lecz kształty wymagają aptecznego słowotwórstwa. Mogą być przecież w stylu łezki, fasolki, migdałka, baleriny. Łatwo o nieporozumienia.

Paniom gadatliwym z natury przeszkadza ta werbalna niemożność wdania się w pogaduchy. Podczas gdy one milczą z konieczności, tamci stale pokrzykują do siebie sylabami, które brzmią jak instrument strunowy. Jak odprężyć się, skoro brak pewności, iż nie obgadują pań, np. że otyła, zapuszczona w obrębie pięt itp.? Niepokój ów jest jednak wliczony w cenę, najniższą na mieście.

Jak w domu

Tymczasem wręcz przeciwnie. Styliści nie mogą się nachwalić przemiłych pań. Wybitnie miłe w porównaniu np. z Niemcem. Bardzo agresywny klient. Robiący tam w paznokciach wietnamscy kuzyni opowiadają, że zżera ich stres, gdyż muszą być nad wyraz uważni. Jeśli wytniesz Niemcowi skórki za głęboko i poleje się krew, potrafi wezwać polizei, histeryzując, że go boli. Tymczasem polskie panie nigdy się nie skarżą. Ciągle w niedoczasie, wyrozumiałe dla niedoróbek, zważywszy na niewygórowaną cenę. Kiedy zaboli, kulturalnie pokazują palcem na wodę utlenioną, a wychodząc, jeszcze dziękują, zgodnie ze wschodnim przysłowiem, że zranioną rękę należy schować w kieszeni. Wracając, chwalą, że paznokcie długo się trzymały, a na zdjęciach rodzinnych wyglądały dużo lepiej niż z bliska.

Najcieplej mówi się o paniach w pasażu kosmetycznym na bazarze przy Bakalarskiej. Żadna nie przejdzie tam niezauważona z pawilonów z pleksi, nawoływana, by wejść i być jeszcze piękniejszą. Styliści zapamiętują każdą z osobna. Podczas gdy nam zlewają się ich rysy, oni rozpoznają polskie panie jakimś nadprzyrodzonym zmysłem. Jeśli obieca, a nie wstąpi w drodze powrotnej, wyskakują z pawilonów z pretensjami, iż byli przecież umówieni.

Przy czym są podejrzliwi. Zaglądający w witryny niezainteresowani paznokciem, przechadzający się pasażem kilka razy w tę i z powrotem, wzbudzają strach, że to kontrol.

Niedawno w spa na targu w Piasecznie przyłapano jedną stylistkę. Legitymowała się dowodem innej i za żadne skarby nie chciała wracać do kraju. Urząd ds. Cudzoziemców od dekad nie może rozwikłać zagadki, dlaczego oficjalnie właściwie nie umierają, choć rodzą się systematycznie. Dla słowiańskich biurokratów identyfikacja niuansów w wyglądzie ras skośnookich to sprawy z kategorii beznadziejnych. Nie do odróżnienia, podobnie jak pięć smaków w jednym kurczaku.

Ładnie? – chowają do szuflady utarg (płatność tylko gotówką). Jedyny żal, jaki mają do pań, to lekceważące bycie z nimi na ty oraz już rozpoznawane (podobnie jak stopa, ręka i super) niebranżowe słowo kitajec. Z takim nieposzanowaniem nie powiedziałyby o Niemcu.

Jak tanio

Przed spa z pleksi na warszawskim bazarze Wiatraczna czeka kolejka, zapewniana – jak w azjatyckim barze – że tylko pięć minut. Kosmetyczna wiata stoi między garmażerką, ukraińskim naleśnikiem oferowanym prosto z leżaka (saute, z serem lub szpinakiem) i skarpetkami bezpośrednio z ruskiej siatki.

Panie tłoczące się na okołokarnawałowy mani składają zakupy warzywne przy wejściu, wymieniając się doświadczeniami z usług. Można mówić na głos. Dla wietnamskich operatorów frezarek brzmią także niezrozumiale, jak wspomniane instrumenty muzyczne.

– Kobieto, oni liczą sobie za hybrydę 35 zł, podczas gdy w naszych studiach na mieście trzy razy tyle. A przecież musi być uzupełnienie co najmniej dwa razy w miesiącu. Robi się, kobieto, pozycja w budżecie.

Potwierdza sąsiadka z kolejki. Przed trzema tygodniami zrobiła u Chinek na targu przy Marywilskiej akryl na własnej płytce, co trwało tylko trzy kwadranse. Bez obaw można było wkładać żakiet od razu: – Nie uwierzysz, kobieto, mijały dni i żadnych odprysków ani zapowietrzeń, choć miałam wtapiane kamyczki, a w kciuki cyrkonie. Szybcy, kobieto, nie znaczy niedokładni, widocznie bardziej skupieni na pracy niż zabawianiu. A nie patrzą w oczy, gdyż taka ich kultura. Ogromnym szacunkiem darzą stojących wyżej w społecznej drabinie i starszych (ta dygresja spowodowała niesmak w kolejce).

Bardzo higieniczna oczekująca zrobiła jednak w Google rozeznanie. I trafiła na niepokojący blog polskiej turystki, zwabionej w Wietnamie do rdzennego bazarowego salonu. Prowadziły do niego kartony z rozdeptanymi liśćmi kapusty, podgryzanymi przez nieprzeszkadzające sobie szczury. Na ścianach wypłowiałe Aniołki Charliego, w kącie woda z beczki, łóżko z nieświeżym materacem, ściera i limonki do dezynfekcji. Higieniczna czytała, że kitajce chodzą z wiklinowym koszyczkiem po pokładach statków wycieczkowych w Sajgonie i nawołują: – Manicure, one dolar only. Dodając do tego sytuację najniższych warstw społecznych w ich kraju, nabrała jeszcze większych wątpliwości. Jednak musi skorzystać, bo robi mani na ostatnią chwilę. Ma bal w firmie małżonka, gdzie będą bawić same vipy, nie chce wymieniać z nazwiska.

– Niech panie nie tragizują – dodaje ostatnia w kolejce, stale powracająca pod wiatę i zawsze w miarę zadowolona. Ludzie na całym świecie są tacy sami. To że dalekowschodni, nie oznacza, iż gorsi. Musieli słyszeć o mikrobiologii, skoro chińscy naukowcy uzyskali do klonowania komórki macierzyste. Ostatnia w kolejce na własne oczy widziała, że narzędzia odkażają octeniseptem. Środek silnie wirusobójczy. Wie, co mówi, gdyż jako pomoc stomatologiczna osobiście dezynfekuje nim rany po wyrwanych zębach.

Zgadza się z nią przedostatnia: – Niektórzy nie słyszeli o mikrobiologii, inni o kulturze. Wietnamcy to poczciwa nacja. Żadne pijawki zasiłkowe, nie kradną, nie mordują, mocno ugodowi. Choć przeważająco buddyści, nie chcąc popadać w konflikty, wręcz afiszują się z wiarą katolicką. Przedostatnia robiła paznokcie w Wigilię w Glamour Nails w podziemiach na Śródmieściu. Wystrój ją wzruszył. Nad lewym stanowiskiem wisi święty Jan Paweł, nad prawym Maryja dziewica z synem w objęciach, otoczona chórem anielskim. U bratowej w Dallas, gdzie robią w paznokciu prawie sami Wietnamczycy, widziała podobne.

Jak nieładnie

Gdy w podziemiach Dworca Centralnego w paznokciach ustaje ruch, stylistki wietnamskie drzemią na łóżku do masażu, oddzielonym przepierzeniem od stanowisk mani, lecz widocznym dla przechodniów w szklanej witrynie.

– Wstydu nie mają. Jak można tak ordynarnie spać? – wyrażają zniesmaczenie stylistki ukraińskie z salonu po przekątnej Nails Ochota, przybyłe dorabiać się na naszych paznokciach w zastępstwie, gdyż polskie obsługują te lepiej opłacane paznokcie angielskie. Po tonie rozmowy przy wycinaniu skórek można wyczuć rosyjskojęzyczną wyższość względem narodowości azjatyckich (w końcu geograficznie z perspektywy tych wschodnich są zachodni): – Na targowisku Marywilska 44 – kontynuują – robią w paznokciu przemysłowo, jak w nail barach. Nastawieni na akord, nie bawią się w analogowe pilniki, jadąc bez gadania na frezarkach. Nie chcą słuchać konkretnych wytycznych co do wzorów, zasłaniając się niedoczasem lub niezrozumieniem języka. Sporadycznie zatopią jakiś cekin za dodatkową złotówkę. Tymczasem stylistki słowiańskie są tak szkolone, aby przynajmniej od czasu do czasu podnieść wzrok na klientkę, nie przerywając pracy, zaproponować jej kawę lub herbatę. Tego wymaga nasza europejska natura.

– Jak nie słoiki, to Wietnamczyki – dyżurująca przy terminarzu właścicielka studio w opiętej bluzce ze wzorem tygrysim czeka na telefony. Miasto puchnie w szwach od prymitywów, a klientki, zdegustowane usługą wietnamską, przychodzą potem do niej na korektę z paznokciami grubymi jak trumny. Z daleka widać, że sztuczne. Nie chcą się nawet obciąć na specjalnej gilotynce. Panie są wystraszone perspektywą żółtaczki, grzybicy, zanokcicy, onycholizy, liszaja płaskiego w gratisie. Opowiadają, jak w jednej wodzie myto im stopy po kolei. Odsuwało się paniom skórki na sucho własnym paznokciem na umór. Moralnie – ciągnie właścicielka w bluzce tygrysiej – też podejrzani. Skoro najtańsi na świecie, czy tak samo jak ona opłaca Ukrainki te (za przeproszeniem) ping-pongi opłacają personel?

Jednak pomimo przestróg większości pań nie przeszkadza ta domowa atmosfera. Po manikiurze nie trzeba im długo perswadować o zaletach podkolorowanych na stałe brwi, oczu lub ust. Skoro też niedrogo, dlaczego nie skorzystać?

Polityka 4.2019 (3195) z dnia 22.01.2019; Społeczeństwo; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Rozmowy przy wycinaniu skórek"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną