W sylwestrową noc cierpią nie tylko psy czy koty. To także trudny czas dla ptaków, zwłaszcza tych żyjących w naszym sąsiedztwie. Ich nocne zachowanie ornitolodzy śledzą dzięki danym z radarów pogodowych, które są na tyle czułe, że oprócz chmur wykrywają ruch pierzastego towarzystwa. W ten sposób można podejrzeć rzeczy, których nie widać w ciemnościach. Między innymi to, że razem z kolorowymi fajerwerkami tylko w Polsce będą latać miliony przerażonych ptaków.
Czytaj także: Bez petard i fajerwerków też można świętować sylwestra
U ptaków może wystąpić atak paniki
Huk petard i błyski fajerwerków wzbudzają ptasi atak paniki. Tak na radarze wyglądał zeszłoroczny Sylwester pod Rotterdamem:
Najpierw przesuwają się czerwone chmury deszczowe, następująca po chwili czerwono-zielona eksplozja to reakcja spłoszonych ptaków, w tym przypadku wodnych, nocujących na okolicznych rzekach i kanałach.
Holenderscy badacze (więcej tutaj) prześledzili, co ptaki po spłoszeniu robią. Po pierwsze, wzbijają się na duże wysokości, znacznie wyżej, niż latają na co dzień. Utrzymują się w powietrzu przez przynajmniej trzy kwadranse, co zdradza poziom stresu poszczególnych osobników. Podczas panicznego, chaotycznego lotu ptaki narażone są na zderzenia z różnymi obiektami.
A każde wyrżnięcie w budynek, drzewo czy płot jest potencjalnie śmiertelne. To głowa jako pierwsza przyjmuje energię uderzenia. Nawet jeśli do zgonu nie dojdzie natychmiast, ptak się otrzepie i poleci, to może wystąpić krwawienie do mózgu, które albo zabije z opóźnieniem, albo pogorszy kondycję. Do tego trzeba dodać poniesiony ekstra wysiłek energetyczny. W okresie silnych mrozów, gdy ptaki (szczególnie małe, te o szybkim metabolizmie) mają trudność ze zdobyciem pożywienia, może być to ubytek energii, który zdecyduje, czy dożyje się kolejnego dnia.
Czytaj także: Ciężkie życie wędrownych ptaków
Martwe ptaki ofiarami wystrzałowego sylwestra
Prawdopodobnie zimowe strzelanie jest bardziej niebezpieczne dla ptaków niż letnie czy wiosenne pokazy. W sezonie lęgowym ptaki występują w rozproszeniu, dobrze znają też teren w okolicy swojego gniazda. Też są przerażone, ale mają szansę uniknąć zderzeń. Natomiast zimą nocują wspólnie w dużych grupach. Tak było w przypadku 5 tys. epoletników krasnoskrzydłych, które kilka lat temu leżały martwe lub dogorywające w miasteczku w stanie Arkansas. Niektórzy mieszkańcy uznali to za zwiastun końca świata. W pierwszych dniach nowego roku proszę więc patrzeć pod nogi. Znaleziony martwy ptak może być ofiarą wystrzałowego sylwestra.
Z kolei z szacunków dla Stanów Zjednoczonych wynika, że stopniowe odchodzenie miast od organizowanych pokazów nie załatwia sprawy. W 2016 r. Amerykanie wystrzelili w atmosferę 130 mln kg fajerwerków. Tylko nieco ponad 11 mln kg wykorzystano w miejskich pokazach. Zatem to strzelanie indywidualne, sąsiedzkie, to między domami, na każdej ulicy i osiedlu, rozproszone, jest najbardziej uciążliwe. O czym aż za dobrze wiedzą mieszkający z czworonogami.
Czytaj także: Miasta rezygnują z fajerwerków, ale zwierzęta i tak czeka ciężki okres
Telewizja rezygnuje z fajerwerków na rzecz laserów. Ale to za mało
Tradycja witania nowego roku wybuchami ma się dobrze wszędzie na świecie. Podobnie ze strzelaniem przy innych okazjach, w wielu kulturach fajerwerki bywają elementem obchodów szeregu ważnych świąt, religijnych i państwowych, czy imprez sportowych. W związku z tym, że coraz więcej o efektach strzelania się mówi, stosunek do nich staje się kolejnym elementem tożsamości. Dyskusja ta toczy się nie tylko w Polsce.
U nas linie podziałów nie biegną wyraziście, co pokazuje rozdźwięk myślowy prorządowych mediów. W krytykę włączyły się m.in. „Wiadomości”, to rzadki przykład pożytecznej roboty tamtejszych propagandzistów na przestrzeni ostatnich trzech lat. Telewizja publiczna, idąc tropem decyzji władz miejskich wybranych niedawno głównie z list pogardzanej przez partię rządzącą opozycji, zrezygnowała z fajerwerków na rzecz laserów podczas koncertu w Zakopanem. Decydować ma bliskość Tatrzańskiego Parku Narodowego (konsekwencji oddziaływania disco polo na kozice chyba nie rozpatrywano). Ale z drugiej strony są i tacy prorządowi publicyści, którzy licytują się na to, czyj kot czy pies mężniej znosi huk, albo dowodzą, że „zwierzę nie jest ważniejsze niż człowiek”. Więc strzelać trzeba, tradycja wymaga.
W walce z petardami pomogłyby naciski konsumenckie
Nie ma co czekać na większość parlamentarną odważną na tyle, by w ogóle zakazać strzelania i sprzedaży sztucznych ogni. Ale kierunek, zwłaszcza wyznaczony przez miasta, jest dobry. Pozostaje mieć nadzieję, że o postępującym ograniczeniu strzelania w praktyce zdecydują nie przepisy, a indywidualne wybory. I naciski konsumenckie. Jak w przypadku np. oleju palmowego, szczególnie tego pochodzącego z niezrównoważonych upraw. Bez upowszechnienia się nowej mody, nawyków i zachęt do rezygnacji ze strzelania biznes, m.in. sieci dyskontów, które fajerwerki co roku oferują, nie dostanie szansy, by ograniczyć podaż i wreszcie zrezygnować z handlu towarem, który powoduje tyle uciążliwości.