Gdy prezydent Poznania zapowiadał utworzenie całodobowego gabinetu ginekologicznego finansowanego z miejskiej kasy, ściągnął na siebie gromy z jednego powodu. „Poznaniankom, które z niego skorzystają, nikt nie będzie prawił kazań, tylko udzieli koniecznej pomocy” – mówił. Środowiska prawicowe zarzuciły Jackowi Jaśkowiakowi, że chce ułatwić dostęp do tabletek „dzień po”, bo antykoncepcja awaryjna od ubiegłego roku dostępna jest wyłącznie na receptę. A wielu ginekologów odmawia ich wypisywania, zasłaniając się klauzulą sumienia. Jaśkowiakowi zarzucano także, że chce sięgnąć po głosy lewicowych wyborców, a po wyborach swoich obietnic nie spełni. Zarówno jedni, jak i drudzy się pomylili.
Czytaj także: Diagności z klauzulą sumienia? Pomysł senatorów PiS budzi wątpliwości
Gabinet ruszył z początkiem października. I owszem, wypisywane są tutaj recepty na wspomniane tabletki, ale nie tylko. Przynajmniej kilka pacjentek może teraz rozpocząć leczenie nowotworu, którego objawy wykryto właśnie w gabinecie. Gdyby nie ta darmowa pomoc ginekologiczna, stałoby się to dużo później albo wtedy, kiedy jest już za późno.
Wizyta za dwie godziny
Wszystkie pacjentki, z którymi rozmawiam przed gabinetem, mówią o czasie. – Zadzwoniłam dzisiaj, zaledwie dwie godziny temu, i właśnie skończyła się moja wizyta. Do mojego ginekologa terminy były na styczeń i luty przyszłego roku. A na prywatną wizytę przed świętami nie miałam pieniędzy – mówi 26-letnia Monika. I chociaż do lekarza przyszła z infekcją, to zaznacza, że ten czas jest ważny także w przypadku antykoncepcji awaryjnej. – W zeszłym roku byłam w takiej sytuacji. Następnego dnia wyjeżdżałam, szukałam ginekologa, ale żaden nie chciał mi przepisać recepty. A czas jest kluczowy – dodaje.
Monika zapewnia, że skorzysta z gabinetu, jeśli kolejny raz znajdzie się w sytuacji wymagającej natychmiastowej interwencji. – Dobrze, że ktoś robi coś takiego dla kobiet, które, jak wiemy, nie są w uprzywilejowanej sytuacji, bo zarabiają mniej i nie każdą stać na wizytę prywatną – podkreśla.
W poczekalni przed gabinetem jestem kilka razy, o różnych porach dnia. Nigdy nie widzę kolejki, ale nigdy też nie zdarzyło się, by było pusto. Gdy wchodzę, jedna młoda kobieta podchodzi do recepcji, a po chwili idzie prosto do gabinetu. Była umówiona na 18 i dokładnie o tej godzinie zaczyna wizytę.
Darmowy nie oznacza gorszy
Pytam o jakość pomocy, jaką kobiety otrzymują. Jak wiadomo, do rzeczy darmowych mamy podejście ostrożne, a zaufanie do publicznej służby zdrowia jest niewielkie. – Lekarka była bardzo miła, wszystko dokładnie wytłumaczyła. Nie poczułam się traktowana gorzej ze względu na to, że to darmowy gabinet – mówi 20-letnia Agata. – Lekarz udzielił mi odpowiedzi na wszystkie pytania. Czułam się komfortowo, a doświadczenia z ginekologami mam różne. Nie zawsze jest miło – opowiada kolejna 28-letnia Monika.
Od następnej rozmówczyni, również przed trzydziestką, słyszę odpowiedź na kolejne pytanie, które rodzi się, gdy obserwuję pacjentki w poczekalni. – Młodsze kobiety się przełamują, starszym może to iść wolniej. Pokutuje wpajane nam od zawsze powiedzenie: ginekolog to nie dentysta, nie trzeba chodzić często.
Na pewno nie pomaga podejście Kościoła. 25-letnia Dorota do gabinetu przyszła, bo skończyły jej się tabletki antykoncepcyjne. Na wizytę nie mogła czekać. – Dzisiaj zadzwoniłam i dzisiaj mnie przyjęli. Aż dziw, że taki gabinet jest tylko w Poznaniu. To powinno się zmienić – przekonuje.
Lublin, Katowice, Łódź – też chcą gabinetu
Miejski gabinet – jedyny taki w Polsce – prowadzi Fundacja Fanari. Jej prezes pytam o to, z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się kobiety. Wymienia infekcje, antykoncepcję i tabletki „dzień po”. – Zdarza się także, że przychodzą panowie. Mieliśmy pary, które razem przyszły na konsultację – mówi Magdalena Lewicka-Fanarakis. Prezes zwraca uwagę na przypadki wykrycia zmian nowotworowych u pacjentek. – W tak krótkim czasie wykrycie kilku zmian to duży sukces. Jedna pacjentka przyszła na zwykłą kontrolę, nie miała żadnych niepokojących objawów. Od razu wysłaliśmy ją na badania i skierowaliśmy do specjalistów – mówi. Zainteresowanie gabinetem ocenia jako duże. Pomysłem zainteresowały się także inne miasta. Do fundacji dzwoniono już z Lublina, Katowic i Łodzi.
O miejskim gabinecie mówił przed wyborami także Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy. Myślano o nim też w Gdyni, ale ostatecznie władze samorządowe nie podjęły inicjatywy. – Każdy taki pomysł ma zwolenników i przeciwników. Ale ten projekt jest sukcesem. Dużo pań do nas przychodzi, dziękują. Nie mieliśmy takiej sytuacji, że ktoś przyszedł się poskarżyć. Skończyło się na wpisach w internecie, które pojawiały się, kiedy gabinet jeszcze nie funkcjonował – mówi Lewicka-Fanarakis.
Czytaj także: Ordo Iuris chce tylnymi drzwiami wprowadzić zakaz aborcji i klauzulę dla farmaceutów