28 listopada tego roku przypada stulecie przyznania kobietom w Polsce praw obywatelskich. Rocznicę tę w szczególny sposób uwypukla – i rzuca na nią nieoczekiwane światło – stulecie polskiej niepodległości. Z tej okazji zresztą Sejm szarpnął się na budżetowy gest i uchwalił, że rok 2018 będzie nie tylko rokiem stulecia niepodległości, ale i osobno rokiem stulecia praw obywatelskich kobiet.
Czytaj także: Jak o nas, współczesnych Polkach, będą pamiętać za sto lat?
Z dwóch funduszy jeden, jak mieliśmy okazję się przekonać 11 listopada, w większości spożytkowano we względnym pośpiechu i z wynikającymi z tego uproszczeniami. Natomiast fundusze na upamiętnianie praw kobiet środowiska działaczek rozplanowały już niemalże dwa lata temu. Już wtedy, wciąż w euforii po Czarnym Poniedziałku, Sylwia Chutnik pisała: „Zacznijmy od tego, że kobiety praw obywatelskich nie dostały w prezencie za dobre sprawowanie na pierwszej wojnie światowej. To nie był podarek od kochającego wujcia Józia, tylko efekt wieloletnich starań i nacisków rzeszy kobiet”. Też wtedy feministki zrobiły pierwszą próbę rekonstrukcji stukania parasolkami w szyby Belwederu (próba udała się średnio ze względu na współczesne ogrodzenie i strażników, ale i tak podobno jest to tylko miejska legenda).
Prawa wyborcze nie zostały Polkom „nadane”
Dziś, dwa lata później, konferencji, wystaw i innych wydarzeń jest tyle, że historyczki zajmujące się kobietami i działaczki mają w kalendarzu po kilka każdego dnia. Konkurencyjne konferencje robi Kongres Kobiet, lewicowy Społeczny komitet Obchodów Stulecia Niepodległości, Centrum Wielokulturowe czy Muzeum Literatury, a to tylko w Warszawie. Wieczorem w warszawskim kinie Muranów premiera crowdfundowanego filmu „Siłaczki” w reżyserii Marty Dzido, w którym Marię Skłodowską-Curie zagra Maria Seweryn.
Na podstawie zaproszeń i rozmów widać jednak, że celebrowanie tej okrągłej rocznicy naznaczone jest tyleż dumą, co frustracją. W dekrecie Józefa Piłsudskiego wzmianki o kobietach są dwie. W rozdziale pierwszym, art. 1: „wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel państwa bez różnicy płci, który do dnia ogłoszenia wyborów ukończył 21 lat” i w rozdziale drugim, art. 7: „wybieralni do Sejmu są wszyscy obywatele (lki) państwa, posiadający czynne prawo wyborcze, niezależnie od miejsca zamieszkania, jak również wojskowi”. Dziś, sto lat później, przeważa poczucie, że nadal traktuje się nas jak te „lki”.
Nie trzeba naukowców, choć i takie badania istnieją, żeby widzieć, że z tą polityczną reprezentacją kobiet coś nie działa. Polki nie mają złudzeń, że ich życie jest cięższe od życia mężczyzn – zarabiają mniej, mają trudniejszy dostęp do awansów, a w domu kilkakrotnie więcej obowiązków do wypełnienia niż partnerzy.
Czas na parytety w mediach?
Co gorsza, po raz pierwszy od dawna odwrócił się trend i Polacy coraz rzadziej uznają, że polityka to odpowiednie pole kariery dla kobiety. Jeśli się utrzyma, może rzutować na wyniki wyborów i rzeczywiście kobiet w polityce będzie coraz mniej. I tak przebijają się z trudem. Bo jak baba ma się znać na polityce, skoro w telewizji wybory komentują sami mężczyźni? Polityka jest coraz bardziej o mężczyznach i dla mężczyzn, a oferta dla kobiet, cóż, sprowadza się do wspierania macierzyństwa, bo dzieci są narodowi potrzebne.
Dlatego dyskusje, konferencje, filmy, wystawy o kobietach nie są różowe, a w dzisiejszych obywatelkach narasta bunt ze wszech miar podobny do buntu naszych pra- i praprababek. Wygląda na to, że na stulecie przyznania Polkom praw wyborczych trzeba będzie się na serio domagać ich niezbędnego komponentu – prawa do reprezentacji.
Czytaj także: Skandynawskie parytety w biznesie
Kwot lub parytetów w życiu publicznym i mediach (podobne określono dla partii politycznych, wystarczy je zmodyfikować), udziału kobiet w ciałach konsultujących proces legislacyjny, ale także przebudowanie programu edukacji, sposobu tworzenia narodowych statystyk, tak by pokazywały realną skalę dyskryminacji, wzmocnienie prawa pracy i wreszcie zainwestowania w równość płci na uczelniach i w badaniach, zarówno wśród badaczy, jak i wśród tematów badań. W końcu „chcemy całego życia!”, jak mówiła ponad sto lat temu Zofia Nałkowska. A żeby dobrze chcieć, trzeba dobrze wiedzieć, czego chcieć należy.