Mateusz Morawiecki boi się wilków. Swoimi obawami podzielił się z pracownikami Biebrzańskiego Parku Narodowego. Premiera niepokoi, że wilków w lasach się „nazbierało”. Wyraził przy tym nadzieję, że z pomocą pracowników BPN „z wilkami sobie też poradzimy”. Premier nie uściśla, jak chciałby sobie z wilkami „poradzić” i która z udanych operacji rządu jest punktem odniesienia albo miarą sukcesu.
Eksterminacja gatunków chronionych? Nie od tego są parki narodowe
Morawiecki mówił do pracowników parku narodowego jak do leśników. To pewna niezręczność. Parki opiekują się nie tylko lasami i zatrudniają nie tylko leśników. Zajmują się też co do zasady przede wszystkim ochroną. Owszem, dość dużo – wbrew stereotypowemu wyobrażeniu o parkach narodowych – tnie się tam drzew, ale znacznie rzadziej przeprowadza się np. eksterminację gatunków chronionych. Nie do tego parki są powołane.
Jest też różnica między przedsiębiorstwem Lasy Państwowe, gdzie pracuje zdecydowana większość polskich leśników, a parkami narodowymi. Choć obie instytucje podlegają ministrowi środowiska, to w Lasach pieniędzy jest mnóstwo, a parki klepią biedę. Przez to w parkach zarabia się znacznie mniej, np. parkowi leśnicy otrzymują jedną trzecią tego, co ich koledzy na podobnych stanowiskach w Lasach.
Czytaj także: Kasa w lasach, czyli po co PiS Lasy Państwowe
Co sprawia, że leśnicy zatrudnieni w Lasach Państwowych nie mają interesu, by wspierać powoływanie nowych parków narodowych na obszarach leśnych. Parkowa mizeria działa na wyobraźnię w takich miejscach jak Puszcza Białowieska, gdzie rozszerzenie parku na całą puszczę oznaczałoby przejście obsady trzech nadleśnictw pod skrzydła parku, a w konsekwencji drastyczne cięcie zarobków.
Wilki podzielą los dzików?
Premier nad Biebrzą dziękował m.in. Krzysztofowi Jurgielowi. Podlaskiemu posłowi PiS i byłemu ministrowi rolnictwa, zwolennikowi rzezi dzików mającej zatrzymać pochód afrykańskiego pomoru świń, nadciągający z Białorusi i Rosji. Są spore wątpliwości, czy zabicie w zeszłym roku ponad 250 tys. dzików w całym kraju, a strzelano też w parkach narodowych, to metoda jakkolwiek skuteczna. Nie brak przecież dowodów, że chorobę pomagali szerzyć sami myśliwi, którzy nie przestrzegając zasad tzw. bioasekuracji, wchodzili do chlewów w ubraniu zanieczyszczonym wirusem ASF. Czy to dziki miał na myśli Morawiecki jako wzór postępowania w przypadku „radzenia sobie” z wilkami?
Czytaj także: Prof. Andrzej Elżanowski o absurdalnej walce z ASF
O tym, że premier plecie, wiemy aż za dobrze. Lapsus pojawia się wtedy, gdy szef rządu mówi od serca, chce zrobić przyjemność słuchaczom, niuansować problem, a przy okazji przedstawić swoją formację, swój rząd i siebie w dobrym świetle. Jak się łączy wiele wątków i intencji, to łatwo o kłopot, jak to się stało z niby-nieistniejącymi drogami, głośnymi na cały świat żydowskimi sprawcami czy teraz wilkami. O których premier ma nikłe pojęcie, skoro się ich boi.