Bycie ofiarą to nie jest łatwa rola. Mity dotyczące molestowania seksualnego
Minął rok od rozpoczęcia akcji #MeToo i afery Harveya Weinsteina. W wielu krajach rozgorzała publiczna dyskusja na temat osobistych granic i powszechności ich przekraczania. Z dostępnych danych wynika, że co trzecia kobieta na świecie doświadczyła przemocy fizycznej lub seksualnej, a 87 proc. Polek spotkało się w swoim życiu z jakąś formą molestowania seksualnego.
Na podstawie analiz społeczno-kulturowych uważa się, że dzięki mówieniu o nadużyciach seksualnych w przestrzeni społecznej ich ofiary czują się mniej stygmatyzowane i etykietowane. Nawet jeśli same nie są w stanie mówić o traumie, to gdy temat przestaje być tak silnie tabuizowany – pojawia się na billboardach, w telewizji, w gazetach, sytuacja ulega poprawie na wielu płaszczyznach.
Przez ostatni rok zajmowało nas wiele opowieści o molestowaniu i nadużyciach. Oskarżeniom wciąż często towarzyszą pytania: Dlaczego kobiety decydują się mówić o doświadczeniach przemocy dopiero po wielu latach? Dlaczego nie pamiętają szczegółów? Dlaczego nie zgłaszają się od razu na policję? To trudne pytania dotykające wielowymiarowego, bolesnego i często bardzo indywidualnego doświadczenia bycia ofiarą – odpowiedzi na nie nie są więc łatwe ani jednoznaczne. Wielu z nich dostarcza jednak psychologia, obraz uzupełnia także analiza dostępnych statystyk.
Mit 1: „Prawdziwa” ofiara przemocy zgłasza przestępstwo natychmiast
94 proc. zgwałconych lub molestowanych seksualnie kobiet nie zgłasza sprawy ani na policję, ani do prokuratury. O tej „szarej strefie” przemocy seksualnej nie wiedzą nie tylko organy ścigania, ale także najbliżsi ofiar.
Jedną z możliwych odpowiedzi na pytanie o przyczynę takiego stanu rzeczy jest inna statystyka: w ponad 80 proc. przypadków sprawcą przemocy seksualnej jest osoba znana ofierze. Z danych dostępnych na stronie internetowej policji wynika, że według „statystycznego portretu gwałciciela” w 99,15 proc. jest to mężczyzna. A więc mąż, narzeczony, partner, ojciec, brat, wujek, szef. Trudno zgłaszać policji przestępstwo wobec kogoś, z kim trzeba dalej mieszkać. Albo z kim mieszkają inni najbliżsi. Właśnie z tego powodu Centrum Praw Kobiet zbiera podpisy pod petycją do posłów w sprawie przepisów o konieczności natychmiastowej izolacji sprawcy od ofiary.
Czytaj także: Płatny urlop dla ofiar przemocy domowej w Nowej Zelandii
Na stopień sprawozdawczości przemocy wpływa strach, wstyd albo wyparcie. W raporcie Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej zwraca się uwagę na to, że „w społeczeństwach, w których przemoc w rodzinie uważa się w dużym stopniu za sprawę prywatną, jest mało prawdopodobne, że o przypadkach przemocy wobec kobiet będzie się rozmawiać z rodziną i przyjaciółmi lub że będą one zgłaszane policji”.
Z kolei raporty Fundacji Feminoteka, badania Zofii Nawrockiej czy Agnieszki Kościańskiej wskazują na to, że przyczyną nieujawniania przypadków przemocy seksualnej są negatywne doświadczenia kobiet z wymiarem sprawiedliwości. Związane z przemocą seksualną stereotypy ujawniają się podczas przesłuchań, niezależnie od płci osoby odbierającej zeznania. W wielu środowiskach do dziś panuje przekonanie, że „porządnych” kobiet się nie gwałci. Kadry policyjne nie są w naszym kraju w żaden sposób przygotowane do przyjmowania tego rodzaju zgłoszeń, dlatego policjanci – w celu ustalenia stanu „moralności” ofiar molestowania lub gwałtu – często zadają im pytania dotyczące ich życia intymnego, sytuacji rodzinnej i zawodowej. Analizują strój kobiet, porę, o której wracały do domu, ilość wypitego alkoholu. Kobiety bywają podejrzewane o próbę zemsty na partnerze lub szantaż.
A im bardziej postępowanie karne jest dla pokrzywdzonych traumatyczne, tym mniej chętnie zawiadamiają one organy ścigania o przestępstwie. Im mniej informacji dociera do policji i prokuratury, tym więcej jest przestępstw nieujawnionych i sprawców, którzy nie ponieśli odpowiedzialności karnej. Im większa bezkarność sprawców, tym więcej przemocy. I lęku kobiet – nie tylko przed samą przemocą, ale i przed traumą związaną z procesem zgłaszania przestępstwa wymiarowi sprawiedliwości i konsekwencjami takiego zgłoszenia. Koło się zamyka.
Mit 2: Gdyby przestępstwa zgłaszano szybko, stosunkowo łatwo byłoby wnieść oskarżenie i skazać sprawcę
Szybkie zgłoszenie przestępstwa takiego jak gwałt może dać bardzo konkretne, fizyczne dowody: można zidentyfikować pozostawione na ciele nasienie, ślinę lub DNA. Udokumentować skaleczenia, otarcia lub siniaki.
Ale zgromadzenie materialnych dowodów niekoniecznie musi oznaczać, że sprawca zostanie złapany i skazany. Czasami nie gwarantuje nawet wszczęcia postępowania sądowego. Większość spraw, w których sprawca jest bliskim ofiary, mężem lub partnerem, sprowadza się wówczas do próby rozstrzygnięcia, czy stosunek był konsensualny (odbył się za zgodą), czy nie. Kodeks karny penalizuje tylko takie zachowania, które są związane ze stosowaniem przemocy. Czyli jeśli stosunek seksualny odbywa się z użyciem siły, przemocy albo podstępu, a poszkodowana czynnie wyrażała protest, jest szansa na osądzenie sprawcy. Jeśli ofiara nie wyrażała „czynnego protestu”, to znaczy, według prawa, że zgodziła się na seks.
Istnieje wiele sytuacji, które w takiej definicji się nie mieszczą, ale z punktu widzenia kobiety są po prostu gwałtem. To m.in. gwałty w małżeństwie, na które kobiety nie wyrażają zgody, ale też sprzeciwu, bo boją się, że kiedy to zrobią, zostaną np. brutalnie pobite.
Czytaj także: Ile przemocy musi być w gwałcie, żeby sprawcę skazano?
Z analizy spraw, w których pomagała Fundacja Feminoteka, wynika też, że niezwykle często – jeżeli w którymś momencie osoba pokrzywdzona odmawia współpracy z organami ścigania – postępowanie zostaje umorzone, nawet jeżeli zeznania nie są jedynym dowodem w sprawie i – wykorzystując pozostały materiał dowodowy – można by doprowadzić do skazania sprawcy.
W sumie w Polsce 67 proc. spraw dotyczących gwałtów rozpatrywanych przez prokuratury nie trafia do sądów. W latach 2010–2014 ok. 37 proc. tych spraw, które do sądu trafiły, zakończyło się uznaniem winy i orzeczeniem kary pozbawienia wolności w zawieszeniu. W 2014 r. liczba kar w zawieszeniu stanowiła 42 proc., z czego w 43 proc. przypadków sprawca nie dostawał nawet dozoru policyjnego.
Mit 3: Jeśli kobiety nie chcą seksu, potrafią się obronić przed gwałtem
Reakcje na gwałt i molestowanie seksualne mogą być bardzo różne.
Jan Jordan, amerykańska kryminolożka, opisuje w swojej książce różne strategie przetrwania, jakie ofiary przyjmują w trakcie ataku. Niektóre podejmują próbę fizycznej obrony, krzyczą (według amerykańskich badań robi tak 22 proc. ofiar gwałtu). Inne próbują rozmawiać, przekonywać do odstąpienia od ataku lub błagać o odstąpienie (największa grupa 56 proc.). Ponad jedna piąta ofiar mentalnie usuwa się z sytuacji. Ten ostatni mechanizm w psychologii nazywany jest dysocjacją.
Renata Durda, szefowa Niebieskiej Linii, specjalistka ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie, tłumaczy, że osoba, która „wyszła mentalnie z ciała” w trakcie ataku, będzie go opisywała tak: „on to robił ze mną, ale mnie nie było w tym ciele. Byłam gdzieś dalej”. Ofiary szukają bezpiecznego miejsca poza ciałem, bo w nim jest niebezpiecznie. Są zmrożone sytuacją, a ich ciało nie zachowuje wspomnień z wydarzenia, bo ich nie rejestruje. Centralny układ nerwowy doświadcza ekstremalnej stymulacji i upośledza pamięć. Dramatyczna sytuacja nie zapisuje się w mózgu w całości, tylko we fragmentach – przez dźwięk, zapach, obraz.
Na podstawie tej dostępnej wiedzy psychologicznej dokonuje się stopniowa zmiana kwalifikacji przestępstwa o charakterze seksualnym: nie chodzi o to, żeby osoba, która jest ofiarą, protestowała w trakcie ataku, ale żeby nie wyrażała na seks czynnego, świadomego przyzwolenia. Na zasadzie: Jeśli nie powiemy „tak”, to domniemuje się, że powiedzieliśmy „nie”. A druga osoba ma obowiązek uzyskać zgodę na to, co się dzieje w sferze seksualności i intymności między ludźmi.
Mit 4: „Prawdziwa” ofiara pamięta szczegóły wydarzenia
– Przemoc o charakterze seksualnym jest niesamowitą traumą. Wszyscy mamy w głowie taki zawór bezpieczeństwa, żeby nie przechowywać w głowie takich wspomnień, które są trudne i raniące, bo one cały czas utrudniałyby nasze życie. Dlatego ofiary przemocy seksualnej mogą nawet chwilę po zdarzeniu nie pamiętać tego, co się działo – wyjaśnia Renata Durda. – Nie można od nich oczekiwać posiadania takich wspomnień, bo ten zawór bezpieczeństwa po prostu pomógł im przeżyć, przetrwać trudny moment – dodaje.
Dr Christine Blasey Ford przesłuchiwana w senackiej komisji na Kapitolu nie umiała podać nawet przybliżonego miejsca, w którym miało dojść do opisywanego przez nią ataku. Patti Davis, córka Ronalda i Nancy Reagan, w artykule w „Washington Post”, przywołując wydarzenia, które miały miejsce 40 lat temu, kiedy została zgwałcona w gabinecie dyrektora muzycznego, pisała: „Nie pamiętam, jaki to był miesiąc, nie pamiętam, czy jego asystent był tam, kiedy przyjechałam, nie pamiętam, czy mówiliśmy do siebie cokolwiek, kiedy opuściłam jego biuro”. To konsekwencja opisywanego wcześniej mechanizmu dysocjacji.
Czytaj także: Nie podważajmy tego, co mówią ofiary, tylko dlatego, że oskarżają autorytet
Jednocześnie prawie każda osoba po gwałcie ma poczucie winy. „Mogłam się obronić”, „iść inną drogą”, „krzyczeć, a nie krzyczałam”. Wtedy mogą się pojawić tzw. emocje społeczne związane z poczuciem wstydu, które wtórnie powodują, że osoba, która doświadczyła nadużycia molestowania, ma problem, by to gdzieś zgłosić. To trudny do zrozumienia paradoks: ofiary milczą, mimo że ewidentnie cierpią.
***
Dane pochodzą z raportów: „Dość milczenia. Przemoc seksualna wobec kobiet” oraz „Przełamać tabu. Rzecz o przemocy seksualnej”.