Wnioski na Berdyczów
Idą wnioski na Berdyczów. Skargi nadzwyczajne: polityczne, niepraktyczne
Wszyscy, którzy czują się skrzywdzeni przez sąd, otrzymali od PiS nowe supernarzędzie do ręki – skargę nadzwyczajną. Jest jak czarodziejska różdżka. Pozwala unieważnić każdy prawomocny wyrok i to wydany nawet 20 lat temu (licząc od 1997 r., czyli wejścia w życie obecnej konstytucji). Wystarczy jedynie napisać o swojej krzywdzie i wysłać do prokuratora generalnego albo rzecznika praw obywatelskich, praw dziecka czy praw pacjenta. I bez znaczenia jest – to ważne – czy wcześniej wyczerpało się całą ścieżkę sądową czy też nie. Na przykład pewna pani domaga się teraz wniesienia skargi nadzwyczajnej od wyroku sądu rejonowego sprzed czterech lat w sprawie o zasiedzenie. We wniosku stwierdza wprost, że nie składała apelacji, bo spodziewała się, że sąd drugiej instancji wyrok utrzyma. Teraz chce, żeby zrobiono tak, by go unieważnić.
Wyrok zostanie unieważniony, w tej czy w każdej innej sprawie, jeżeli będzie spełniał choć jeden z trzech warunków. Gdy okaże się, że wyrok nie zgadza się z zebranymi dowodami w sprawie. Lub że sam wyrok naruszał prawo, np. przez błędną wykładnię przepisów. Albo też, tu cytat z ustawy, „narusza zasady lub wolności i prawa człowieka i obywatela określone w Konstytucji”.
Weto z wkładką
Takich szerokich możliwości odkręcania nawet starych prawomocnych wyroków nie ma nikt inny na świecie. Efektem, jak było do przewidzenia, jest lawina wniosków o skargę nadzwyczajną. Tyle że nie ma kto się nimi zajmować, a nawet choćby tylko je przeczytać. Brakuje do tego ludzi, struktur, nie ma pieniędzy.
Bo i sam pomysł skargi nadzwyczajnej pojawił się niespodziewanie i to w samym środku wojny o Sąd Najwyższy. Podczas ubiegłorocznych lipcowych protestów przeciw ustawie przejmującej SN przez PiS skandowano „Prezydencie zawetuj!”. I prezydent Andrzej Duda to zrobił – wygaszając tym protesty. Powiedział wtedy, że Polska potrzebuje reformy wymiaru sprawiedliwości, ale „potrzebuje reformy mądrej, takiej, która zapewni dobre działanie wymiaru sprawiedliwości i która zwiększy poczucie sprawiedliwości”. I jeszcze dodał: „Czuję w głębi duszy, że ta reforma w tej postaci bezpieczeństwa i sprawiedliwości nie zwiększy”.
Dwa miesiące później okazało się, że prezydentowi nie chodziło o sprzeciw wobec zawłaszczania sądu, tylko właśnie o skargę nadzwyczajną, którą wpisał do swojej ustawy o Sądzie Najwyższym, niewiele poza tym zmieniając. Mówił wówczas: „Każdy obywatel będzie mógł ubiegać się o wniesienie skargi nadzwyczajnej do Sądu Najwyższego po to, żeby właśnie trudne sprawy ludzkie, tych, którzy mają głębokie poczucie krzywdy na skutek orzeczeń polskich sądów, mogły być załatwiane, mogły być jeszcze raz rozpoznane”.
Ale nawet dla PiS prezydencki pomysł podważania wyroków sprzed 20 lat wydał się z kosmosu. „Sądy od 1997 r. wydały 60 mln orzeczeń. Jeśli skargi będą dotyczyć tylko 0,1 proc. spraw, do SN wpłynęłoby 60 tys. spraw. To uczyniłoby skargę całkowicie niefunkcjonalną” – argumentowali przedstawiciele PiS, chcąc to wykreślić z ustawy. Ostatecznie pomysł pozostał z powodu, jak się mówiło, umowy politycznej z Andrzejem Dudą. Chodziło o jak najszybsze przyjęcie ustawy i przejęcie Sądu Najwyższego.
I tak ustawa o Sądzie Najwyższym, a z nią skarga nadzwyczajna, szybko przeszła przez parlament i z początkiem kwietnia weszła w życie. Lawina wniosków o skargę nadzwyczajną ruszyła od razu. Według ustawy wniosek o wniesienie skargi nadzwyczajnej należy składać do prokuratora generalnego, rzecznika praw obywatelskich, rzeczników praw pacjenta lub praw dziecka. Tam ma być on badany, z analizą akt sądowych włącznie, pod kątem szukania podstaw do wniesienia skargi.
Za rozwód i za betoniarkę
W ciągu dwóch pierwszych miesięcy do prokuratora generalnego wpłynęły 1054 wnioski o skargę nadzwyczajną od prawomocnego wyroku, potem przestano chyba to podliczać, bo świeższych danych nie ma. Do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich przyszło ponad 700 wniosków. To główni odbiorcy próśb o wniesienie skargi. Przeważają sprawy cywilne. W Prokuraturze Generalnej stanowią aż dwie trzecie, niewiele mniej jest w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, gdzie do końca ubiegłego tygodnia wpłynęło 329 wniosków o skargę nadzwyczajną w sprawach cywilnych.
Sprawy są różnego kalibru: o podziały spadku, o wadliwą wycenę nieruchomości, o błędne ustalenie spadkobierców w wyroku sądu rejonowego sprzed 13 lat, o niewłaściwe ustalenie podziału majątku po ustaniu małżeństwa (nieprawidłowe rozliczenie pożytków), o zniesienie współwłasności nieruchomości w wyroku z 2010 r., o wydanie nieruchomości – to sprawa jeszcze z 1998 r. We wniosku o skargę nadzwyczajną napisano, że zeznania świadków były niezgodne z prawdą i niewłaściwie ustalono stan faktyczny. Inny wniosek dotyczy przejęcia nieruchomości przez Skarb Państwa jeszcze w latach 70. Są sprawy o odszkodowanie za ustanowienie służebności przesyłu i o odszkodowanie za uniemożliwienie wjazdu betoniarce.
Ale są też sprawy trochę innej natury – żądanie zmiany orzeczenia rozwodu z wyłączeniem winy drugiej strony, wniosek o skargę nadzwyczajną w sprawie o rozwód z powodu „błędnego ustalenia faktycznego, że wnioskodawca jest winny rozkładowi pożycia”, o błędne określenie wysokości alimentów 6 lat temu, skargę nadzwyczajną w sprawie o ustalenie ojcostwa, o wyrok naruszający prawa ojca.
W Zespole Spraw Cywilnych Biura Rzecznika te kilkaset wniosków o skargę nadzwyczajną obsługuje głównie sześć osób. Rekordzistka ma 74 sprawy, inni mają po kilkadziesiąt.
– Każdą taką sprawę trzeba zbadać, czy zaistniała choć jedna z trzech przesłanek wniesienia skargi. Ktoś to musi robić. To bardzo żmudna i trudna praca – mówi Kamila Dołowska, szefowa pionu cywilnego Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. – Nie dość, że mamy wykazać naruszenie przepisów prawa materialnego albo proceduralnych z danej dziedziny prawa, to jeszcze musimy zawrzeć osobny wywód argumentujący niezgodność tego stanu rzeczy z konstytucją. Trzeba mieć naprawdę duże doświadczenie zawodowe i wiedzę, żeby zająć się skargą nadzwyczajną.
Jedyna, jak dotąd, skarga nadzwyczajna, jaką przed tygodniem wysłał do Sądu Najwyższego rzecznik Adam Bodnar, dotyczyła sprawy, którą pion cywilny Biura Rzecznika zajmował się już dwa lata, od 2016 r. To sprawa spadkowa z woj. lubelskiego. Na przestrzeni 5 lat w tej samej sprawie o nabyciu spadku zostały wydane dwa sprzeczne orzeczenia. Najpierw sąd uznał, że całe gospodarstwo rolne dziedziczy mąż zmarłej, bo, co stwierdziły wszystkie dzieci uczestniczące w rozprawie, tylko on tam pracował. Ale 5 lat później jeden z synów ponownie wystąpił o stwierdzenie nabycia spadku, twierdząc, że wszystkie dzieci pracowały na gospodarstwie razem z ojcem. I w związku z tym każde powinno dziedziczyć. I sąd, który nie sprawdził, że już raz wydał w tej sprawie orzeczenie – wydał drugie – o przyznaniu spadku też dzieciom. Sprawa wyszła na jaw, gdy ojciec chciał podarować gospodarstwo jednej z córek. Skoro okazało się, że nie wiadomo, do kogo ono należy, bo są dwa sprzeczne orzeczenia – nie można było zrobić darowizny. Kobieta napisała w tej sprawie do RPO. Ale wtedy nie można było jej pomóc, bo termin do wznowienia postępowania już minął.
– Rzecznik zwracał uwagę na ten problem, bo wcześniej też wpływały do nas skargi od osób, które nie mogły korzystać ze swoich praw majątkowych nabytych w drodze dziedziczenia właśnie z powodu błędów w postanowieniach, ale bez powodzenia. Teraz pojawiła się szansa w postaci skargi nadzwyczajnej i rzecznik postanowił z niej skorzystać – mówi dyrektor Kamila Dołowska.
A w sprawach karnych, niesłusznego skazania, zdaniem Adama Bodnara jest luka, która pozwala tylko na moralne zwycięstwo, a nie odszkodowanie. Niby drobiazg – zapomniano wpisać kwestii odszkodowania, więc jeżeli sąd uzna, że wyrok był wydany z naruszeniem prawa, nie może od razu zasądzić odszkodowania. Bodnar zwrócił się do ministra Ziobry o zmianę tej kwestii, na razie bezskutecznie.
Spychologia nadzwyczajna
Biuro RPO nie dostało wsparcia finansowego w związku z wprowadzeniem skargi nadzwyczajnej. Ba, tegoroczny budżet RPO okrojono. W maju Adam Bodnar wystąpił w związku z dodatkowymi zadaniami związanymi z wejściem skargi nadzwyczajnej do Ministerstwa Finansów o 490 tys. zł, co dałoby osiem nowych etatów. Pisał, że w związku z tym, iż skargę nadzwyczajną można wnieść od każdego prawomocnego wyroku sądu, pod warunkiem oczywiście spełnienia przesłanek, rozpatrywaniem tych wniosków mogą zajmować się jedynie pracownicy posiadający wysokie kwalifikacje zawodowe. Pismo zakończył stwierdzeniem, że biorąc pod uwagę, że od 2016 r. parlament corocznie drastycznie zmniejsza budżet jego Biura, „uprzejmie informuję, że nie ma możliwości wygospodarowania z własnych zasobów potrzebnej kwoty na obsługę nowego zadania, jakim jest skarga nadzwyczajna”.
Ministerstwo Finansów odmówiło, stwierdzając sucho, że ocena skutków finansowych ustawy o Sądzie Najwyższym nie zakładała wzrostu budżetu dla rzecznika praw obywatelskich.
Rzecznik nie kryje, że zaległości będą rosły i to szybko, bo niemal każdy dzień przynosi nowe wnioski o skargę nadzwyczajną. Prawodawca nie wziął pod uwagę sprawy tak przyziemnej i banalnej, jak brak miejsca na składowanie akt spraw ściąganych z sądów w związku z każdym wnioskiem. Kilkanaście tomów jednej sprawy – to średnia. Do rzecznika trafiają sprawy, np. o oszustwo, które mają i sto tomów. Zresztą już dziś mówi się o tym, że niedługo trzeba będzie szukać gdzieś nowych pomieszczeń na akta. Pytanie – za co?
– A codziennie ludzie dzwonią i piszą, pytając, dlaczego nic się nie dzieje w ich sprawie? To przykre, bo nie ma nic gorszego, jak tortura nadziei, jak mawiała prof. Ewa Łętowska, gdy była pierwszym rzecznikiem praw obywatelskich – mówi Marek Łukaszuk, dyrektor Zespołu Prawa Karnego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, gdzie zazwyczaj wpływają wnioski o kasacje wyroków, a od kwietnia trafiają również wnioski o skargę nadzwyczajną. Przyznaje, że trudno im się dziwić, ma tylko 10 prawników w zespole, a już teraz odnotowano wpływ 1400 wniosków o kasacje i kilkaset wniosków o wniesienie skargi nadzwyczajnej, z każdym dniem ich przybywa. Ludzie prowadzą po kilkaset spraw.
– Każdy obywatel ma prawo oczekiwać, że jego sprawa zostanie załatwiona w sposób sprawny, bez zbędnej zwłoki, a w takiej sytuacji będzie to bardzo trudne do wykonania. Myślę, że już niebawem przyjdzie taki moment, że po prostu nasze moce przerobowe się wyczerpią i jeszcze wydłuży się czas oczekiwania na nasze stanowisko w zgłoszonej przez skarżącego się sprawie. A na to stanowisko czeka też Prokuratura Generalna – mówi dyrektor Łukaszuk.
Rzeczywiście prokurator generalny stara się uciec od zajmowania się problemami wynikającymi z napływających wniosków. I od razu w kwietniu, gdy tylko nowe prawo weszło w życie, minister Ziobro bez rozgłosu zmienił „Regulamin wewnętrznego urzędowania jednostek organizacyjnych prokuratury”. I wpisał tam wygodne ułatwienia. Zgodnie z tym regulaminem prokurator z Prokuratury Krajowej z nowo utworzonego Wydziału Skargi Nadzwyczajnej (liczącego 8 osób) ma tylko za zadanie sprawdzać każdy wniosek o skargę pod względem formalnym – czy jest podpisany i czy podano w nim prawidłowo, zgodnie z ustawą, podstawę wniosku. Jeśli nie – wniosek zostaje odrzucony. Wnioski właściwie napisane ma zaś przesyłać do właściwych miejscowo prokuratur regionalnych z zadaniem dokonania oceny ich zasadności. Następnie prokurator regionalny ma wystąpić do sądu apelacyjnego o akta danej sprawy. Ale też może – o tym mówi punkt trzeci – wystąpić do prezesa tegoż sądu, żeby to on przedstawił opinię o dopuszczalności i celowości złożenia takiej skargi przez prokuratora generalnego. Co też, jak się okazało, robiono nagminnie.
Jak podała niedawno „Gazeta Wyborcza”, do prezesa Sądu Apelacyjnego w Poznaniu prokuratura w 56 sprawach wystąpiła o wydanie opinii. Według ustaleń „Gazety” polecenie przygotowania tychże wydał sędziom prezes. Ostatecznie wydano 8 opinii, a rzeczniczka sądu powiedziała, że opinie nie będą już sporządzane. Także do sądu w Gdańsku wpłynęły 44 wnioski o akta i jednocześnie wydanie opinii. Tu sąd od razu odmówił. W Lublinie wpłynęły 73 wnioski o akta i opinie, a 86 – do Wrocławia. W obu przypadkach odpisano, że opinii sędziowie wystawiać nie będą.
Jak nie tak, to prokuratura ma też inny sposób na uniknięcie żmudnego ślęczenia nad aktami zakończonych spraw, by pochylić się nad krzywdą obywatela. Wystarczy zadzwonić do którejś z instytucji zobowiązanych do przyjmowania wniosków o skargi nadzwyczajne. Takich telefonów do Biura RPO jest sporo – przyznają pracownicy. Zawsze pada jedno pytanie: czy taka a taka sprawa do nich trafiła? Rzeczywiście, często jest tak, że ten sam wniosek adresowany jest i do prokuratora generalnego, i do rzecznika. Ze wspomnianego wewnętrznego regulaminu prokuratury wyszło na jaw, po co te telefony. Zapisano w nim, że jeśli okaże się, że sprawą zajmuje się też inny organ, to należy czekać na podjęcie decyzji przez niego.
Tak więc wszystkim, którzy czują się pokrzywdzeni wyrokami, pozostaje tylko czekać.