Artykuł w wersji audio
Było zwijanie ludzi z ulicy prosto do suk, przetrzymywanie na komendach bez podstaw, wnioski do sądów o ukaranie za cokolwiek: siedzenie na chodniku przed komendą, trzymanie transparentu, zakłócanie ciszy w środku dnia przed siedzibą PiS przy Nowogrodzkiej czy za wymachiwanie białą różą.
Ostatnio, 11 kwietnia, Obywatele RP z transparentem „Sejm jest nasz” zorganizowali okupację biura przepustek w proteście przeciwko zakazowi wpuszczania ich do Sejmu, mimo tego, że są zapraszani przez opozycyjnych parlamentarzystów. Między 1 a 2 w nocy Straż Marszałkowska zaczęła ich wynosić na chodnik. W sumie ok. 30 osób. Tam czekali już policjanci, którzy legitymowali i spisywali dane. – Mówili, że będą kierować wnioski do sądu o zakłócanie miru domowego. A przecież z tego paragrafu Obywatele RP byli już dwa razy uniewinniani – mówi POLITYCE świadek tych wydarzeń Małgorzata Nowogońska z Oby-pomocy Obywateli RP.
Według danych ruchu społecznego Obywatele RP w ciągu ostatniego roku w związku z udziałem w protestach policja i prokuratura skierowały do sądów sprawy przeciwko ponad 600 osobom. To ludzie najczęściej dotąd nieangażujący się politycznie, niemający wcześniej kontaktu z sądami. Stąd utworzenie przez Obywateli RP Oby-pomocy organizującej pomoc prawną i dyżury prawnika. Głównie chodziło o masowo wysyłane do sądu policyjne wnioski o ukaranie z Kodeksu wykroczeń (pochodzącego z 1971 r.) za udział w kontrmiesięcznicach i protestach – jako wykroczenia „przeciwko spokojowi i porządkowi publicznemu”, a z paragrafu „przeciw bezpieczeństwu i porządkowi w komunikacji” – za blokowanie wyjazdu posłów z Sejmu podczas protestów w grudniu 2016 r. i w lipcu 2017 r.
Za pobyt na chodniku
Nadaktywność policji w ściganiu protestujących rzuca się w oczy. Komendant komisariatu na Żoliborzu wystąpił do sądu o ukaranie trzech osób, które o godz. 6 rano 25 lipca 2017 r. stanęły na chodniku w pobliżu domu Jarosława Kaczyńskiego z transparentem („Zdrada Ojczyzny nie ulega przedawnieniu”). Komendant zarzucał im zorganizowanie „wspólnie i w porozumieniu” demonstracji bez wymaganego zezwolenia. Drugi zarzut dotyczył zaś tego, że transparent umieścili w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym i na dodatek bez zgody zarządzającego tym miejscem Zarządu Dróg Miejskich.
Piotr Nowak, sędzia II Wydziału Karnego Sądu Rejonowego Warszawa Żoliborz, odmówił wszczęcia tego postępowania. Stwierdził, że ich czyny nie mają znamion wykroczenia, gdyż – przytacza pierwszy artykuł Kodeksu wykroczeń – odpowiedzialności za wykroczenie podlega tylko ten, kto popełnia czyn „społecznie szkodliwy”. A Sąd Najwyższy w 2006 r. stwierdził – co jest wykładnią dla wszystkich sądów – że „dla uznania jakiegoś czynu za przestępstwo konieczne jest wykazanie, iż narusza on istotne wartości społeczne, stając się przez to czynem karygodnym”. A tu trzy osoby stały spokojnie na chodniku, nie wznosiły żadnych okrzyków, tylko trzymały transparent. Przecież, podsumowuje (lekko chyba kpiąc) sędzia, powyższa sytuacja de facto niczym nie różni się od noszenia na lotnisku czy dworcu kartki, gdy oczekuje się na przyjazd obcej osoby.
W innej sprawie (IV Wydział Karny, też Żoliborz) komendant wnosił o ukaranie pięciu osób, które usiadły na chodniku przed komisariatem na Rydygiera, gdzie właśnie trwały przesłuchania innych protestujących. Trzymali w rękach transparent: „Mamy prawa! Prawa fizyki, prawa logiki, prawa człowieka, Obywatele RP”. I jak wyżej: komendant zarzucił demonstrantom niezgłoszenie zgromadzenia i brak zgody, tym razem burmistrza dzielnicy, na umieszczenie transparentu. Na filmie z tej akcji widać, jak w końcu policjanci po kolei wnoszą protestujących do komendy, by ich spisać. Sąd uznał, że obwinieni bezsprzecznie, jak zaznaczył, realizowali przysługujące im prawo wynikające z art. 57 konstytucji – prawo do zgromadzeń. Nie złamali żadnego prawa, gdyż, jak zauważył sędzia, było to zgromadzenie spontaniczne, zdefiniowane w ustawie o zgromadzeniach na samym początku, w jej art. 3. To takie zgromadzenie, które odbywa się w reakcji na nagłe, nie do przewidzenia wydarzenie, a odbycie go później, w innym terminie, byłoby już niecelowe, mało istotne dla debaty publicznej. Może zostać rozwiązane przez policję, ale w ścisłych ramach – jeśli zagraża życiu, zdrowiu lub poważnie bezpieczeństwu.
„Podkreślenia wymaga także – ten fragment orzeczenia sędzia wytłuścił – że możliwość spontanicznego odpowiadania w sposób pokojowy na określone zdarzenie, incydent, inne zgromadzenie lub wypowiedź jest istotnym elementem wolności zgromadzeń”. Całą sprawę skwitował: „stan faktyczny jest jasny, wymagał jedynie prawidłowej wykładni art. 3, także dość jednoznacznej”.
Przy uniewinnieniu lub umorzeniu – gdy sprawę zakładał oskarżyciel publiczny, koszty postępowania ponosi Skarb Państwa. Trudno policzyć, ile dotąd kosztowały te wszystkie sprawy. Według rozporządzenia ministra sprawiedliwości – 100 zł za jednego obwinionego wynosi zryczałtowany wydatek w sprawie o wykroczenia w pierwszej instancji, w drugiej instancji – 50 zł. Do tego czas pracy sędziego, koszt zawiadomień, wezwań, ustawowe 360 zł dla obrońcy. Mogą to być setki tysięcy złotych.
Za spontaniczność
Na stronie Obywateli RP jest kalendarz z zaznaczonymi rozprawami sądowymi związanymi z obywatelskimi protestami – jest ich po kilka w tygodniu, toczą się w całym kraju: Opole, Wrocław, Kraków, Przemyśl, Gorzów Wielkopolski, Suwałki, Węgorzewo, Bielsk Podlaski itd. Przesłuchania, rozprawy, wiele spraw się ciągle toczy.
11 kwietnia zakończył się w Opolu trwający ponad rok proces o nielegalną demonstrację. W kwietniu 2016 r. biskupi w Polsce domagali się „pełnej prawnej ochrony życia nienarodzonych”. List w tej sprawie odczytany został w kościołach w całym kraju. Przed urzędem wojewódzkim odbył się protest trwający w sumie kilkanaście minut. Wzięło w nim udział kilkadziesiąt osób, policja skierowała wniosek o ukaranie tylko Michała Pytlika z Partii Razem, który podczas demonstracji odczytywał oficjalny komunikat swojego ugrupowania. Policja wniosła o ukaranie go za zorganizowanie nielegalnej manifestacji. Pytlik w sądzie tłumaczył, że demonstracja była spontaniczna, nie można jej było wcześniej zgłosić, ponieważ była naturalną odpowiedzią na czytany w kościołach list biskupów. Sędzia zgodził się z tym i uniewinnił Pytlika, uznając, że nie ma żadnych podstaw do przypisywania zarzucanych mu czynów. Protest miał charakter spontaniczny, a tym samym – zgodnie z ustawą o zgromadzeniach – manifestacja przed siedzibą wojewody nie musiała być zgłaszana odpowiednim organom ani wskazywać organizatora czy kierownika. Postanowienie jest nieprawomocne.
Podobnych spraw związanych z protestami jest mnóstwo i są po kolei umarzane. Właśnie przed kilkoma dniami w II Wydziale Karnym Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy, gdzie toczy się ich wiele, odbyło się posiedzenie dotyczące wniosku policji o ukaranie za demonstracje z lipca 2017 r. pod Sejmem w związku z procedowaniem tzw. ustaw sądowych.
Chodziło o wydarzenia z godz. 3.10 w nocy 21 lipca 2017 r. Komendant policji Warszawa II zarzucił uczestnikom blokowanie pasa ruchu przy Sejmie i uniemożliwianie ruchu pojazdów. Sędzia Łukasz Biliński zauważył, że zgromadzenie było zgłoszone, a wzywanie przez policję „do zachowania zgodnego z prawem” nie może zastępować wymaganej prawem decyzji o rozwiązaniu zgromadzenia. Ba, nazwał to nawet nadmierną ingerencją policji w legalne zgromadzenie. A co do zajmowania drogi: ważny jest cel zgromadzenia – tłumaczył sędzia. Tu było nim zamanifestowanie krytycznych ocen co do zmian ustawodawczych i po to ludzie przyszli pod Sejm, a nie żeby ograniczać ruch kołowy. Korzystali ze swojego prawa do swobody wyrażania poglądów oraz wolności gromadzenia się – mówił sędzia. I przywołał art. 54 konstytucji o wolności wyrażania opinii, ale też Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności i jej art. 10, mówiący o tym samym, oraz art. 11 z prawem do swobodnego gromadzenia się, by poglądy publicznie wyrażać.
„Należy pamiętać, na co niejednokrotnie zwracał uwagę w swoim orzecznictwie Europejski Trybunał Praw Człowieka, że władze publiczne powinny w każdych okolicznościach wykazywać odpowiedni poziom tolerancji dla pokojowych zgromadzeń niezależnie od tego, że ich odbywanie wiązać się może z pewnymi zaburzeniami porządku publicznego” – stwierdził sędzia. O tym, że ważniejsze jest prawo do demonstrowania niż wynikające z niego utrudnienia w ruchu drogowym, mówił też nasz rodzimy Trybunał Konstytucyjny w 2006 r. Gdyby przyjąć takie założenie, jakie w sprawie tej demonstracji przyjęła policja, można by przypisywać popełnienie przestępstwa praktycznie uczestnikom wszystkich zgromadzeń na terenie Warszawy i nie tylko – zauważył sędzia Biliński.
Ten sędzia nie od dziś twardo broni prawa do wyrażania opinii. Kilka lat temu w sprawie o zbyt głośne używanie megafonu przy zbieraniu podpisów za zakazem aborcji uniewinnił obwinionego.
Kontrowersyjne działania policji wobec protestujących stają się z kolei przyczyną rozpraw dotyczących zażaleń na zatrzymania przez policję. Chodzi np. o 11 listopada 2017 r. i zatrzymania ludzi protestujących przeciwko marszowi ONR. Do kilkunastu osób znajdujących się na skwerze, w pobliżu Al. Jerozolimskich, którymi miał przejść marsz, podjechały policyjne radiowozy, policjanci wsadzili ludzi do samochodów, zawieźli na komendę i po wylegitymowaniu, po ok. 2 godzinach, wypuścili. W kilkunastu sprawach (poza orzeczeniem jednej sędzi) sądy uznały, że zatrzymania były wprawdzie legalne, bo policja formalnie może to robić, ale niezasadne i nieprawidłowe (brak powodu, uprzedzenia o prawach, protokołu zatrzymania itp.). Sądy słały te orzeczenia do komendanta stołecznego policji i prokuratury jako nadzorującej pracę policji.
Prokuratura Okręgowa wyznaczyła do zajęcia się sprawą Prokuraturę Rejonową w Grodzisku Mazowieckim. Wzięła się za nią osobiście nowo mianowana przez Ziobrę sama szefowa tej prokuratury – Aneta Orzechowska. Wszystkie zawiadomienia połączyła w jedno postępowanie, które szybko zakończyła odmową wszczęcia. Prokuratura w Grodzisku aktualnie bada kolejne zażalenia na zatrzymania przez policję.
Za sejmowy murek
Protesty społeczne są solą w oku władzy, nękaniem protestujących zajmuje się więc nie tylko policja, lecz i prokuratura. Przykładem jest oskarżenie działaczy Obywateli RP z Kodeksu karnego o naruszenie miru domowego parlamentu. Poszło o to, że stanęli z biało-czerwoną flagą na sejmowym dziedzińcu na wprost drzwi, którymi wchodzą do Sejmu posłowie, gdy uchwalano nową ustawę o zgromadzeniach (cyklicznych).
Obrońcy oskarżonych od początku mówili, że to niedorzeczne, bo wykładnia prawna naruszenia miru domowego, która powinna być znana prokuratorom, wymaga, aby było ogrodzenie, płot, coś, co trzeba sforsować. A tu oskarżeni raz przeszli przez krzaki, innym razem przestąpili stopień okalający Sejm. Sąd nazwał to nawet „substratem ławki” i oddalił oskarżenie, dodając jeszcze niską szkodliwość społeczną czynu. Zaskarżył to prokurator i Kancelaria Sejmu (płacąc 310 zł kosztów sądowych, w tym 210 zł opłaty sądowej) – obstając, że to nie stopień, ale murek będący ogrodzeniem. Sąd okręgowy podtrzymał stanowisko rejonowego, dodając od siebie, że jednak „murek” byłoby lepszym określeniem. Pisząc nadto, że rzeczony murek jako element architektury krajobrazu został wzniesiony ze względów estetycznych, a nie w zamiarze ogrodzenia terenu znajdującego się za nim.
No to władza chce teraz zbudować trzymetrowe ogrodzenie wokół Sejmu. Czy skoryguje też swoje inne działania wobec protestujących po zapadłych już wyrokach sądowych?