Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pracuje nad zmianami w Ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Takie zapowiedzi pojawiły się już w grudniu 2016 roku. „Zmiany pozwolą na wyeliminowanie postrzegania rodziny poprzez pryzmat przemocy” – czytamy w piśmie szefowej resortu Elżbiety Rafalskiej do posłanki Beaty Mazurek. Minister przyznała, że prace są w toku, szczegółów nie zdradziła, ale wskazała, że przewiduje się „zmianę obowiązującego w ustawie nazewnictwa, modyfikację regulacji dotyczących funkcjonowania zespołów dyscyplinarnych oraz grup roboczych oraz zmiany uproszczające procedurę »Niebieskiej Karty«”.
Zapowiedzi te na pierwszy rzut oka nie wydają się groźne. Ale trzeba odświeżyć sobie pamięć.
PiS i Ordo Iuris maszerują ramię w ramię od dawna
W 2014 roku PiS, będąc w opozycji, dowodził, że ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie jest niekonstytucyjna, i zaskarżył ją do Trybunału Konstytucyjnego. Wniosek pomógł przygotować instytut kultury prawnej Ordo Iuris. Ta sama fundacja, która w 2016 roku proponowała projekt całkowicie zakazujący aborcji i wprowadzający kary dla kobiet za nielegalne przeprowadzanie takich zabiegów (zgodnie z aktualnym stanem prawnym karze się tylko lekarzy).
Zdaniem Ordo Iuris w ustawie znajduje się nieprawidłowa definicja „członka rodziny” i „przemocy w rodzinie”. „Uważamy, że ustawa stygmatyzuje polskie rodziny, mówiąc, że przemoc odbywa się w rodzinach. Nie chroni polskich rodzin” – mówiła wtedy posłanka Małgorzata Sadurska. „Zastrzeżenie budzi samo pojmowanie, kim jest członek rodziny. Ustawa mówi, że nie tylko jest nią osoba, z którą ofiara jest związana więzami pokrewieństwa i powinowactwa, ale również ta, która zamieszkuje pod danym adresem”.
Instytut Ordo Iuris w swojej analizie dowodził, że narusza to zasady państwa prawnego (art. 2 konstytucji), i przekonywał do wprowadzenia pojęcia „przemocy domowej” i „domownika”, żeby nie tworzyć „sztucznego skojarzenia między pojęciem przemocy oraz rodziną, która jest chronionym dobrem konstytucyjnym”. Wnioski z analizy opublikowanej przez Ordo Iuris w 2014 roku są wciąż dostępne na stronie internetowej instytutu.
Nieoficjalne informacje, do których dotarło Radio TOK FM, sugerują, że ministerstwo rodziny zamierza te przygotowane cztery lata wcześniej wnioski wprowadzić w życie.
Po pierwsze, słowo „przemoc” w nazwie ustawy nie będzie się łączyć ze słowem „rodzina”. A więc prawdopodobnie zamiast o ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie będziemy mówić o ustawie o przeciwdziałaniu przemocy domowej.
Dyskusja na temat tego, czy powinno się nazywać zjawisko przemocą w rodzinie czy przemocą domową, trwa, odkąd rozpoczęto prace nad ustawą w 2003 roku. Ustawa podobnie jak konstytucja nie definiuje pojęcia rodziny. „Samo zdefiniowanie członka rodziny ma charakter techniczny, a w sensie prawnym pojęcia te są tożsame” – uważa Grzegorz Wrona, warszawski adwokat specjalizujący się w przemocy w rodzinie.
Bicie dzieci to nie przemoc
Ale to nie wszystko, co prawdopodobnie się zmieni. Według PiS i instytutu obecna ustawa o przeciwdziałaniu przemocy dopuszcza „nieproporcjonalnie dużą ingerencję władzy publicznej w gwarantowaną konstytucyjnie ochronę życia rodzinnego”. Chodzi o zapis mówiący o tym, że w razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka w związku z przemocą w rodzinie pracownik socjalny ma prawo odebrać dziecko rodzicom i umieścić je u innej osoby najbliższej, w rodzinie zastępczej lub w placówce opiekuńczo-wychowawczej.
„Artykuł ten operuje przesłanką bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka w związku z przemocą w rodzinie. Przesłanka ta jest nie tylko niebezpiecznie nieprecyzyjna, ale i alarmująco zsubiektywizowana, chodzi bowiem o wypadki »przemocy w rodzinie«, które według pracownika socjalnego stanowią bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia dziecka. Ustawodawca w sposób nieprecyzyjny wskazuje, kiedy pracownik socjalny może odebrać dziecko, przez co dopuszcza arbitralność przy stosowaniu tego przepisu” – dowodzili w 2014 roku autorzy analizy Ordo Iuris.
Zresztą jeden z nich, prezes Jerzy Kwaśniewski, zasiada w działającym przy ministerstwie nowym Zespole Monitorującym do Spraw Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie. Oficjalnie reprezentuje warszawską Caritas. Co ciekawe, w zespole znalazł się przedstawiciel resortu kultury, a nie ma nikogo z resortu sprawiedliwości, którego ściślejsza współpraca z organami odpowiedzialnymi za przeciwdziałanie przemocy jest kluczowa.
Po drugie, nieoficjalnie wiadomo, że ów zespół chciałby zmienić wytyczne w sprawie szkoleń z zakresu przeciwdziałania przemocy w rodzinie. W praktyce chodzi np. o to, by obowiązek gmin związany z uchwalaniem programów przeciwdziałania przemocy zamienić na fakultatywną możliwość uchwalania takiego programu. W małych miejscowościach, gdzie sprawcy przemocy mają pieniądze, zajmują wysokie stanowiska czy wysoką pozycję społeczną, może skończyć się tak, że do ofiary żadna pomoc nie dotrze.
Ordo Iuris ma też specyficzne spojrzenie na kwestię stosowania przemocy przez rodziców wobec dzieci. „Są osoby, które uznają, że klaps to nie przemoc, że to jest dopuszczalne i usprawiedliwione. A przecież jest zakaz stosowania kar fizycznych, więc ten »klaps« to łamanie prawa. Ustawa i akty wydane na jej podstawie posługują się bardzo nieostrym i wadliwym pojęciem »przemocy«. Ustawa nieprecyzyjnie definiuje pojęcie »przemocy w rodzinie«, stwarzając duże pole do nadużyć. Z kolei wzór formularza »Niebieska Karta A« do kategorii »przemocy w rodzinie« zalicza szereg działań, które w określonych okolicznościach w pełni zasadnie mogą być uznane za środki wychowawcze będące wyrazem troski rodziców o dziecko i jego dobro. Chodzi m.in. o takie zachowania jak wymienione w załączniku »krytykowanie«, »kontrolowanie«, »ograniczanie kontaktów«, »izolację« i »ciągłe niepokojenie«. Zatem formularz „Niebieska Karta A«, abstrakcyjne kwalifikując zachowania mogące stanowić podstawowe środki wychowawcze jako akty przemocy, godzi w autonomię życia rodzinnego oraz prawo rodziców do wychowywania swych dzieci”.
Wiele trzeba poprawić
Ustawę można by zmienić, owszem. Nie jest idealna. Rzecznik Praw Obywatelskich już wielokrotnie wskazywał na niedostatki wynikające z jej przepisów i dotychczasowego stosowania. Wciąż brakuje placówek specjalistycznych dla ofiar przemocy. Niepokojące są sygnały o tym, że osobom wymagającym wsparcia odmawia się umieszczenia w specjalistycznym ośrodku wsparcia bez podania uzasadnienia. Poważne wątpliwości budzi także arbitralny tryb przedłużania pobytów w takich placówkach. Brakuje programów psychologiczno-pedagogicznych dla domowych agresorów. Obecnie są one opisane tylko w Krajowym Programie Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie na lata 2014–2020.
Ale zmianami nie powinni zajmować się prawicowi fundamentaliści. Ich propozycje idą w innym kierunku – chcieliby uznać, że to, co dzieje się w domu, jest święte, i państwo nie powinno w to ingerować. Ale święte nie jest i powinniśmy mieć prawo oczekiwać rozbudowanego systemu pomocy i opieki, kiedy coś w rodzinie między ludźmi szwankuje.
I nie, Ordo Iuris nie ma na celu ochrony rodziny. O skali brutalności, jaką reprezentuje, świadczyć mogą choćby słowa koordynatora Centrum Bioetyki Ordo Iuris Błażeja Kmieciaka sprzed kilku dni: „W Polsce jest możliwość umieszczenia kobiety w ciąży w szpitalu psychiatrycznym bez jej woli, jeżeli stanowi ona zagrożenie dla siebie lub dla innych, problem jednak w tym, że jeżeli chce skrzywdzić dziecko, które nosi pod sercem, nie można jej umieścić w placówce psychiatrycznej, ponieważ z punktu widzenia obowiązującego w Polsce prawa to dziecko nie jest jeszcze jej rodziną”. Dodaje: „To myślenie trzeba zmienić”.