Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości i szef działającej od pół roku komisji weryfikującej decyzje reprywatyzacyjne: – Sugestie przedstawiciela ratusza, jakoby zamierzali przejmować zwrócone przez komisję kamienice dopiero w momencie, kiedy zapadnie w tej sprawie decyzja NSA, to gigantyczny skandal. Dzięki decyzjom komisji mogą pomóc ludziom już teraz, ale tego nie robią, bo chcą zrobić na złość Jakiemu. I dlatego w uchwalonej właśnie przez Sejm nowelizacji ustawy o komisji przeforsował zapis, że po decyzji komisji ratusz ma obowiązek przejąć budynek, a sąd wieczystoksięgowy jest zobligowany do wpisania decyzji komisji – o wykreśleniu dotychczasowego właściciela – do księgi wieczystej. Dopisano też, że nie można poddać tej decyzji komisji pod ocenę sądu. Wprost zapisano: „przepisu art. 10 ustawy o księgach wieczystych i hipotece nie stosuje się”.
Ostro skrytykował to nawet Leszek Bosek, powołany już za PiS prezes Prokuratorii Generalnej Rzeczypospolitej Polskiej – instytucji, która reprezentuje Skarb Państwa w poważnych procesach cywilnych, m.in. o odszkodowania. W opinii dla Sejmu napisał: „Wyłączenie zastosowania art. 10 powoduje, że osoby trzecie zostają pozbawione jakiejkolwiek ochrony prawnej w zakresie prawa własności, co w rzeczywistości będzie stanowiło ich wywłaszczenie. Skutki społeczne i finansowe takiej regulacji będą ogromne”.
Wpisywanie z automatu decyzji komisji do ksiąg wieczystych bez możliwości zaskarżenia to niejedyna zmiana, która ma „usprawnić” działanie komisji. Ta będzie oceniała już nie tylko samą decyzję reprywatyzacyjną, ale też inne z nią związane. Będzie nakładać wyższe grzywny, nawet do miliona złotych, bez możliwości odwoływania się do sądu, a o tym, że jest się wezwanym przed komisję, będzie można się dowiedzieć, wyłącznie śledząc Biuletyn Informacji Publicznej Ministerstwa Sprawiedliwości.
Przed kamerami
Komisja wyraźnie przeskoczyła na jeszcze wyższy bieg. 32-letni Patryk Jaki z Solidarnej Polski prowadzi komisję twardą ręką, ale do tej pory głównie na potrzeby telewizji. Świadkowie, którzy mają zeznawać na transmitowanych posiedzeniach, są precyzyjnie dobierani. Wielu przesłuchiwanych jest tylko na wcześniejszych, niejawnych posiedzeniach. – Gdy tłumaczyłem, że podniesiona kwota czynszu z 8 na 14 zł za metr wynika wprost z rozporządzenia wojewody i ustawy o ochronie lokatorów, komisja straciła zainteresowanie moimi zeznaniami – mówi działający w imieniu spadkobiercy zarządca jednej z kamienic. – Minister Jaki nazywa 14 zł za metr nieludzkim czynszem, a premier Szydło, zapowiadając program Mieszkanie Plus, mówiła o atrakcyjnym czynszu – 20 zł za metr. Gdzie tu sens?
Przed kamerami Jaki bez pardonu odbiera głos, gdy odpowiedzi na pytania nie wpisują się w prosty podział na skrzywdzonych lokatorów i złych właścicieli kamienic. Gwałtownie przerwał „przesłuchanie”, gdy przedstawiciele miasta dopytywali jedną z lokatorek, walczącą o odkręcenie reprywatyzacji, o jej zaległości w płatnościach i nakazy eksmisji pochodzące jeszcze sprzed przejęcia nieruchomości. „Słyszycie, co świadkowie przeszli, a teraz próbujecie po raz drugi przeczołgać tych ludzi!” – oświadczył i nakazał przedstawicielom miasta opuścić posiedzenie.
Dla tych, którzy musieli się wyprowadzić, komisja w praktyce nic nie może zrobić. Anna Kryńska, bohaterka reportażu „EksMisja”, nadanego przez TVP tuż przed rozpoczęciem prac komisji, w sprawie reprywatyzacji domu przy ul. Poznańskiej 14, dziennikarce TVP mówiła: „Nareszcie powstał organ, który zajął się nami, biednymi, zniszczonymi przez reprywatyzację”, i prosiła słabym głosem: „Niech mi dadzą wrócić, skąd przyszłam”. Niebawem kamery sfilmowały też, jak Patryk Jaki ogłasza uchylenie przez komisję decyzji prezydent Warszawy w sprawie Poznańskiej 14, dodając, że kamienica wraca do miasta, a mieszkańcy mogą czuć się bezpieczni. Anna Kryńska wciąż wierzy, że wróci do swojego starego mieszkania, ale to mało prawdopodobne. Nawet Patryk Jaki mówi, że jeżeli ktoś został wyeksmitowany i jeśli ktoś inny jest dziś właścicielem tego lokalu, to w grę wchodzi raczej odszkodowanie. – W przypadku mieszkańców, którzy dawno wyprowadzili się z ul. Poznańskiej, szanse na powrót są mniejsze – dodaje.
Ale z wypłacaniem odszkodowań też jest problem, bo zapis w ustawie o komisji jest niejasny. Mówi o „osobie zajmującej lokal w nieruchomości warszawskiej, będącej przedmiotem decyzji reprywatyzacyjnej”. Ale czy zajmującej aktualnie, czy też wcześniej – tego nie są pewni nawet ludzie z Rady Społecznej spotykającej się w siedzibie Ministerstwa Sprawiedliwości i opiniującej sprawy badane przez komisję.
Ustawa daje bardzo krótki czas na wystąpienie o odszkodowanie, raptem 30 dni, a nie wiadomo, od kiedy liczyć termin. „Po decyzji ostatecznej” – pisze się w ustawie, ale która to jest? Patryk Jaki każdą decyzję ogłasza kategorycznym tonem jako ostateczną, z rygorem natychmiastowej wykonalności.
Wrażeniu tej ostateczności ulegli nawet ludzie współpracujący z komisją, jak Ewa Andruszkiewicz z Rady Społecznej. Po ogłoszonej przez Jakiego decyzji o odrzuceniu skargi właścicielki po odebraniu kamienicy przy ul. Marszałkowskiej Andruszkiewicz była pewna, że ta decyzja jest ostateczna. Od rana odbierała telefony z pytaniami, do kogo należy pisać te pilne wnioski o odszkodowania i w imieniu liczących na odszkodowanie wypytywała w ministerstwie o szczegóły. – Okazało się, że nikt nic nie wie. I w końcu wieczorem przyszedł do nas minister Sebastian Kaleta z komisji i wyjaśnił, że to nie była ostateczna decyzja – opowiada. Gdy o to samo starał się dowiedzieć Jan Popławski ze stowarzyszenia Miasto jest Nasze, też członek Rady Społecznej, w komisji powiedziano mu, że do występowania o odszkodowania potrzebny jest wyrok sądowy. – Byliśmy zdumieni – mówi – bo przed sądem to jest decyzja prawomocna, a nie ostateczna, a to jeszcze coś innego.
Pięć decyzji
Komisja wydała dotąd pięć decyzji dotyczących kamienic, które miasto oddało wraz z lokatorami. Dwie z nich pozostawiła w rękach obecnych, prywatnych właścicieli. I to te najbardziej medialne – Noakowskiego 16, znaną dziś bardziej jako „kamienicę Waltzów”, którą przejął w spadku m.in. mąż prezydent Warszawy, i przy ul. Nabielaka 9, gdzie mieszkała Jolanta Brzeska, ikona walki z dziką reprywatyzacją, która zginęła w płomieniach. Komisja uznała, że w obu przypadkach powstały nieodwracalne skutki prawne, bo nie ma tam już lokatorów, których bezpośrednio dotknęła reprywatyzacja, a mieszkania zajmują ci, którzy kupili je od nowych właścicieli.
Trzy razy komisja cofnęła decyzje zwrotowe. Chodzi o Marszałkowską 43 przy placu Zbawiciela. Mieszka tam jeszcze 12 osób; o Nowogrodzką 6A, gdzie zostało 5 osób, bo reszta dostała nowe komunalne mieszkania, i Poznańską 14, gdzie niektórzy lokatorzy wykupili mieszkania jeszcze od miasta i działa tam wspólnota. Z 40 rodzin zajmujących mieszkania komunalne – zostało 10 osób. Mieszkańcy, bez szans na kolejny przydział komunalnego lokalu z racji dochodów, są dziś głównymi świadkami „oskarżenia”. Są głośni, medialni i ostro walczą o zachowanie mieszkań z przywróconym komunalnym czynszem w wysokości 8 zł za metr kw. mieszkania. Jednak teraz i oni nie wiedzą, co dalej. Gdy po decyzji o cofnięciu zwrotu kamienicy przy Poznańskiej 14 poprosili komisję o informację, komu mają płacić czynsz, i ile – okazało się, że nie wiadomo. Przyjechał Sebastian Kaleta, członek komisji i prawnik z wykształcenia, ale rozłożył ręce.
Anulowanie decyzji reprywatyzacyjnej uzasadniono tym, że firma Fenix Group, kupując kamienicę, „działała w złej wierze”, a to, zdaniem Patryka Jakiego, wyłącza „rękojmię wiary publicznej w zapisy ksiąg wieczystych”, w związku z czym widniejący w księdze właściciel już w zasadzie nim nie jest. Ale czy na pewno? Księgi wieczyste to przecież jeden z filarów państwa prawa. Ostatecznie sam Fenix Group napisał do lokatorów, żeby pieniądze za czynsz wpłacali na konto wspólnoty działającej na Poznańskiej 14. Z kolei lokatorzy z Marszałkowskiej 43 dostali od właścicielki pismo, że mają płacić dalej ten sam czynsz, że decyzja komisji nic nie zmienia. Powiedzieli, że nie zapłacą.
Tymczasem prezes Fenix Group Radek Martyniak – po decyzjach cofających zwrot dwóch należących do nich kamienic – informuje, że firma będzie dochodzić swoich praw przed sądami polskimi, a także odszkodowania w arbitrażu międzynarodowym. Zaznacza, że nigdy nie kupowali roszczeń, kamienice nabyli po audycie prawnym od właścicieli prawidłowo wpisanych w księdze wieczystej. Nie będąc stroną, nawet nie mogli zapoznać się z aktami sprawy reprywatyzacyjnej. – Zainwestowaliśmy w te budynki ponad 30 mln zł – mówi. – Zaskarżyliśmy decyzje odbierające je nam do WSA, czekamy na przesłanie akt przez komisję do sądu. Naszymi akcjonariuszami są podmioty zagraniczne, więc będziemy dochodzić swoich praw również przed międzynarodowymi sądami.
Początek drogi
Członkowie komisji nie przykładają specjalnie wagi do ewentualnych roszczeń wynikłych z ich decyzji. Sebastian Kaleta nawet na pytanie, czyje konto obciąża 80-milionowy dług na hipotece kamienicy przy Poznańskiej 14, odpowiada, że komisja tak daleko idących analiz nie ma obowiązku podejmować. A pytany, co zrobić z kupionymi na wolnym rynku prywatnymi mieszkaniami w zwracanych miastu kamienicach, odpowiada, że jeżeli jakaś osoba nabyła nieruchomość od grupy Fenix, to ma roszczenia wobec nich.
Według Patryka Jakiego zadaniem komisji wynikającym z ustawy jest tylko wydanie decyzji odnośnie do zwrotu, ocena, czy zwrot był słuszny i czy nikogo nie pokrzywdził. Jeśli pokrzywdził – komisja zwrot anuluje albo każe zwrócić zyski. Całą skomplikowaną resztę, czyli prostowanie wszystkich spraw wynikłych z unieważnionej umowy, ma wziąć na siebie miasto. W tym wszelkie roszczenia i odszkodowania.
Ratusz warszawski obstaje, że decyzja komisji jest dopiero początkiem procesu, z całą odwoławczą drogą sądową. To wszystko wymaga czasu, nawet lat. I wyroków. Patryka Jakiego takie podejście denerwuje. – Mając w ręku decyzję komisji, cofającą zwrot nieruchomości, ratusz ma podstawę, żeby wejść i działać, ale tego nie robi. Moim zdaniem celowo. Żeby dezawuować komisję. Pokazywać lokatorom: o popatrzcie, nie pomogli – mówi.
Teraz, po nowelizacji, ma się to zmienić. Zapisano w niej, że nowe przepisy będą obowiązywać też w sprawach już trwających. Nowela jako projekt poselski szybko przeleciała przez Sejm, tydzień temu trafiła do Senatu. Senator Jan Rulewski, wnioskując o jej odrzucenie, mówił, że ustawa stawia kropkę nad „i” czym ma być ta komisja. To już nie będą działania wyjaśniające i wspierające prace sądów, ale decyzje podejmowane dyskretnie, bez wiedzy i świadomości obywatela, a przede wszystkim przy jego niemożliwości aktywnego uczestnictwa. „Przy reformie rolnej na grunty wkraczał komisarz, za nim milicjant, a na końcu pisarz. I wyznaczali, komu jakie hektary ziemi przypadną. Ja mam taką plastyczną wizję tego typu działań w przyszłości: do którejkolwiek kamienicy w Warszawie wkroczy ekipa ministra Jakiego, rozsądzi, czyje jest mieszkanie, i wyda kwitek. (…) Ekipa pokaże kwitek i powie: od dzisiaj już tu nie mieszkasz, bo będzie tu mieszkał ten, który nie wiadomo, gdzie mieszka i czy w ogóle jest. I ten ktoś jeszcze dostanie odszkodowanie” – mówił senator.
Nowela została przyjęta przez obie izby. Czeka na podpis prezydenta. Już dwa tygodnie później – bo takie krótkie ma vacatio legis – zacznie obowiązywać.
Minister Jaki nie kryje, że z wydaniem ostatecznych decyzji czeka na nią. Tymczasem komisja się rozpędza. Prowadzi 160 postępowań w sprawie kolejnych adresów, a ciągle napływają nowe zgłoszenia. Ewa Andruszkiewicz dosyła zainteresowanym specjalnie opracowane kwestionariusze zgłoszenia sprawy dla komisji. Żeby członkowie komisji nie marnowali czasu na czytanie elaboratów, są tylko rubryki na wpisanie podstawowych danych. Trzy minuty czytania – i wiadomo, czy jest kolejna sprawa dla komisji. Czyli dla telewizji.