Agata Szczerbiak: – Podobno zwolnienie przyszło mailem?
Jakub Kwieciński: – Tak. Takie teraz są standardy w TVP. Dostałem wiadomość od Witolda Stanisławskiego, mojego bezpośredniego przełożonego, który poinformował mnie, że zostaję zdjęty z grafiku i mam następnego dnia nie przychodzić do pracy. Byliśmy w przyjacielskich relacjach, a wiadomość była bardzo formalna, napisana tak, jak się nigdy do siebie nie zwracaliśmy. Poprosiłem go o wyjaśnienia – nie otrzymałem nic poza informacją, że decyzja zapadła „na górze”.
U kogo?
Z tego, co udało mi się dowiedzieć oficjalną drogą, to była to decyzja nowego dyrektora Piotra Kani.
Zbieżność nazwisk z mężem prawicowej dziennikarki, Doroty Kani, jest przypadkowa?
Nie mam pewności, ale chyba przypadkowa. Ja Piotra Kani nigdy nie poznałem. Ten pan jest prawą ręką Ewy Świecińskiej, autorki „Puczu”, filmu pseudodokumentalnego o strajku opozycji z zeszłego roku. Na korytarzach mówi się o nim, że to taki „telewizyjny Misiewicz”. Dwudziestoparolatek z nikłym doświadczeniem, który rozstawia wszystkich po kątach, bo ma mocne plecy. Teraz tacy ludzie robią kariery w TVP.
Ma pan za sobą dziewięć lat pracy w TVP i 36 umów o dzieło. Czy tak?
Tak, umowy były aktualizowane co trzy miesiące. Pracowałem na dyżurach tygodniowych. W grudniu wypadły mi dwa.
Paweł Knut, pana prawnik, powiedział, że „ujawnione dotychczas okoliczności przemawiają za przyjęciem, że to orientacja homoseksualna była powodem, dla którego TVP nie zdecydowała się na kontynuowanie współpracy”. O jakich okolicznościach mowa?
4 grudnia z moim mężem*, z którym od lat działamy społecznie na rzecz osób LGBT, opublikowaliśmy świąteczny klip „Pokochaj nas w święta”. Było o nim głośno, zauważyły go duże portale. 6 grudnia dostałem maila informującego mnie o zawieszeniu w pracy. A jeszcze w listopadzie Piotr Kania weryfikował wszystkich pracowników naszej redakcji, w tym mnie, i usłyszałem wyrazy zadowolenia z obecnej współpracy i zapewnienia o jej kontynuacji. Firma się rekonstruowała, a ja miałem przejść do nowej struktury. W czasie tych kilku dni czy tygodni nic się nie zmieniło poza tym, że opublikowaliśmy ten utwór.
Kiedy telewizja mnie zawiesiła, próbowałem na własną rękę dowiedzieć się, co jest powodem tej nagłej decyzji. Usłyszałem wtedy, że „i tak powinienem się cieszyć, że uchowałem się w TVP aż dwa lata”, zanim zorientowali się, że dla nich pracuję.
Mamy też inne dowody, ale nie o wszystkich mogę na razie mówić.
Jak się panu w ogóle pracowało w TVP jako osobie, która jest znana ze swojej działalności na rzecz środowiska LGBT?
Poza tym, że Telewizja Polska ma wizerunek taki, jaki ma, czyli parszywy, to miałem przyjemność pracować ze świetnymi ludźmi. Kiedy pół roku temu wzięliśmy z Dawidem ślub, cała redakcja Rozrywki i Oprawy Programu 1 składała nam życzenia. Tak zwana dobra zmiana do mojej redakcji zaczęła dopiero docierać we wrześniu ubiegłego roku.
Tuż przed zwolnieniem praca w telewizji nabrała dla mnie komiczną formę, bo musiałem się ukrywać. Poruszałem się tylko w okularach, żeby mnie nie rozpoznano, nie widywałem się z dyrekcją, zrezygnowałem z niektórych projektów. Współpracownicy zasugerowali mi, żebym lepiej „nie rzucał się w oczy”. Wielu moich znajomych pracujących bliżej zarządu TVP mówiło mi, że dyrektorzy zorientowali się tak późno, że mają na pokładzie geja aktywistę, bo nie sądzili, że ktoś byłby tak głupi, żeby pracując w publicznej, po godzinach działać jeszcze na rzecz LGBT.
Czyli ograniczył pan swoją aktywność społeczną ze względu na to, co działo się w pracy?
Tak. Wcześniej jeździłem na plany zdjęciowe, robiłem z nich relacje, rozmawiałem ze znanymi aktorkami na antenie telewizji, ale od momentu, kiedy zacząłem się angażować na rzecz LGBT, nie chciałem, żeby ktokolwiek połączył to z TVP. Dlatego sam z wielu rzeczy zrezygnowałem.
W pewnym sensie to była autocenzura.
Tak, ale nie chciałem, żeby ktoś uznał, że chcę robić karierę przez sprawy LGBT.
Co jest złego w robieniu kariery na działalności społecznej? Jurek Owsiak robi to od blisko 30 lat.
Uznałem, że nie przyniesie to korzyści żadnej ze stron. Wiedziałem też, że jeśli ktoś doniesie ekipie prezesa Kurskiego, że pracuję u nich w firmie, to będzie to koniec mojej pracy w TVP, a zależało mi na skończeniu kilku projektów.
Czy homofobia kierownictwa TVP dotykała też innych osób?
Nie, a to z tego względu, że przez ostatnie dwa lata nikt się nie wychylał z informacją, że jest gejem lub lesbijką. Prywatnie natomiast znam wiele osób LGBT pracujących w telewizji, ale zasada jest taka, że dopóki się „nie obnosisz”, nie jesteś ich wrogiem.
A jaka była atmosfera przed dojściem PiS do władzy i przejęciem TVP?
Pod względem traktowania osób o odmiennej orientacji seksualnej była diametralnie inna. Niczego się nie wstydziłem, chodziłem normalnie po korytarzach i niczego się nie bałem. Tego się nauczyłem, mieszkając wiele lat w UK. Stąd ta moja otwartość. Przykro patrzeć, że obecna władza w TVP, jak i całym w kraju, cofa nas w tej kwestii o 20 lat.
Na początku chciał pan ten spór załatwić polubownie.
Kampania Przeciw Homofobii wysłała pismo do TVP z zaproszeniem do negocjacji. Ale odpowiedzi do dziś nie ma.
TVP zaprzeczyła pana oskarżeniom. Komunikat przekazany portalowi Wirtualnemedia.pl brzmi: „W związku z informacjami dotyczącymi nieprzedłużenia umowy z panem Jakubem Kwiecińskim Telewizja Polska informuje, że prywatne życie jej pracowników nie jest kwestią braną pod uwagę przy decyzjach kadrowych. Umowa z firmą pana Kwiecińskiego wygasała 31.12.2017 r. i nie została przedłużona, podobnie jak miało to miejsce w kilku innych przypadkach. Żadne inne przesłanki niż merytoryczne nie były brane pod uwagę przy podejmowaniu tej decyzji”. Czy argument o tym, że rozwiązanie z panem współpracy wynikało z formy zatrudnienia, może być poważną bronią ze strony TVP?
Nie, dlatego, że ostatnia pensja, jaką otrzymałam od TVP, to pensja za listopad. W grudniu już nie pracowałem. 29 listopada dostałem grafik na grudzień, a 6 grudnia poinformowano mnie, że w grudnia już jednak nie pracuję. Coś musiało się wydarzyć w przeciągu tych 6–7 dni. Zgadzam się, że umowa skończyła się 31 grudnia, ale TVP podjęła kroki, żebym u nich nie pracował, znacznie wcześniej. Myślę, że podjęto decyzję o odebraniu mi dyżurów i niezawieraniu kolejnej umowy w obawie, że ktoś zostanie obwiniony o moje dalsze zatrudnienie.
Można chyba powiedzieć, że śmieciowa umowa umożliwiła dyskryminację ze względu na orientację homoseksualną. Czy panu taka forma zatrudnienia odpowiadała? 36 umów? Czy zabiegał pan o lepsze warunki?
Rozmawiałem o tym ze swoimi przełożonymi wielokrotnie, ale mówili, że jest to niemożliwe, ponieważ nie ma etatów dla dziennikarzy w TVP. Dwa lata temu innych dziennikarzy, którzy pracowali na etacie w mojej redakcji, zwolniono i przeniesiono do firmy zewnętrznej, a potem zatrudniono ich na umowę o dzieło.
Warunki pracy godne pozazdroszczenia. Na jakie przepisy można się powołać, będąc w podobnej sytuacji? I czy charakter umowy będzie brany pod uwagę?
W takiej sytuacji można wykorzystać przepisy przewidujące obowiązek równego traktowania ze względu na orientację seksualną w zatrudnieniu, obejmujące również zatrudnienie niepracownicze. Mówi o tym ustawa z 3 grudnia 2010 roku o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania. Nie można wykluczyć, że współpraca na zasadzie umów cywilnoprawnych będzie miała znaczenie dla dalszego postępowania.
Jakie zakończenie tej sprawy mogłoby pana usatysfakcjonować?
Na pewno nie chciałbym wrócić do pracy w Telewizji, na pewno nie z tymi ludźmi, którzy zarządzają teraz firmą. Upubliczniłem moje doświadczenie, bo nie można udawać, że nic się nie stało. Chciałbym pokazać, że nie zgadzam się na takie zachowania pracodawcy. Nie można kogoś zwalniać tylko dlatego, że Kuba kocha Dawida i nie wstydzi się o tym mówić.
*Jakub i Dawid pobrali się w czerwcu 2017 roku na Maderze.