Społeczeństwo

Wojna na obrazy

Coraz okrutniejsze argumenty w dyskusji o aborcji

Protest przeciwko projektowi ustawy o zakazie aborcji, kwiecień 2016 roku. Protest przeciwko projektowi ustawy o zakazie aborcji, kwiecień 2016 roku. Piotr Skornicki / Agencja Gazeta
Ciąża nie zawsze kończy się radosnymi narodzinami. I nie da się tego zmienić za pomocą utopijnego prawa.
Wciąż jeszcze większość ciężko uszkodzonych ciąż w Polsce kończy się narodzinami.Mirosław Gryń/Polityka Wciąż jeszcze większość ciężko uszkodzonych ciąż w Polsce kończy się narodzinami.
Już kilku lekarzy w Polsce stwierdzało publicznie, że ciąża pozamaciczna nie jest zagrożeniem życia.Mirosław Gryń/Polityka Już kilku lekarzy w Polsce stwierdzało publicznie, że ciąża pozamaciczna nie jest zagrożeniem życia.

Lubuskie stowarzyszenie Baba, nowa akcja ratowania kobiet przed przemocą, wpis pierwszy: „Bezmózgowie, anencefalia, jeden przypadek na 1 tys. ciąż. Większość ulega samoistnemu poronieniu. Jednak w Polsce co roku rodzi się co najmniej 20 bezmózgowców. Noworodki są głuche, niewidome, nieprzytomne i nie czują bólu. Większość umiera kilka godzin po porodzie. Najdłuższe znane przeżycie wyniosło 2,5 roku”.

Fundacja przez lata zajmowała się pomocą ofiarom przemocy w rodzinie. Od kiedy nowy rząd pozbawił fundację środków, jest trudniej. A tymczasem przemoc okazuje się coraz bardziej wyrafinowana. Jak zakaz aborcji ciąż głęboko uszkodzonych, którym ma zająć się Trybunał Konstytucyjny. Znalazła się dostateczna liczba posłów, by złożyć wniosek, a wyrok zgodny z ich życzeniem – jak to się już raz stało – może spowodować, że aborcja uszkodzonych płodów nie będzie możliwa. W 1997 r. właśnie po decyzji Trybunału zakazano w Polsce aborcji z przyczyn społecznych. Kobiety z Baby aż do ogłoszenia wyroku Trybunału będą więc codziennie publikować krótką informację na swojej stronie internetowej. O wadach letalnych, tych potwornych, i częstotliwości ich pojawiania się. W zestawieniu z nazwiskami posłów, którzy złożyli wniosek.

Samotne zespoły

Katalog możliwych wad rozwojowych jest długi. Przez wiele lat w akademiach medycznych w przeszklonych szafach przechowywano rzędy słoików ze zdeformowanymi płodami. Ku nauce. Nawet dla studentów był to traumatyczny widok. Na przykład ciąża zaśniadowa, powstająca w wyniku nieprawidłowego zapłodnienia komórki jajowej. Implantuje i rozrasta się w jamie macicy. W większości przypadków nie ma płodu, łożyska, płynu owodniowego, jest coś, co przypomina bryłę plasteliny. Ale nie zawsze uszkodzenia są tak „spektakularne”. Zdarza się dystrofia Duchenne’a. Polega na stopniowym zaniku mięśni, który rozpoczyna się w pierwszych trzech latach życia dziecka. Wszystkich, w tym sercowego. Nie da się tego wyleczyć – możliwe jest jedynie lekkie opóźnienie postępu choroby. Zdarza się nieuleczalna fenyloketonuria; jeden z aminokwasów dokonuje nieprawidłowej przemiany, gromadzi się w nadmiarze w organizmie i uszkadza mózg. I dziesiątki innych.

Większość ciężko uszkodzonych ciąż w Polsce kończy się narodzinami. Powody są różne. Od blokowania ciężarnym dostępu do badań, przez praktyki, jakich czasem dopuszczają się lekarze, żeby „oszczędzić kobiecie w ciąży stresu”; po ich wybór, decyzję matek. Mimo wodogłowia, bezczaszkowości, potworkowatości, głębokiego uszkodzenia mózgu, cyklopii, czyli wykształcenia się tylko jednego oka na środku czaszki, braku oczu – chcą donosić ciążę. Wierzą, że będzie dobrze, walczą o każdą sekundę spędzoną z dzieckiem.

Paradoksalnie, łatwiej jest podjąć decyzję o urodzeniu ciężko upośledzonego dziecka, jeżeli wie się, że ono nie przeżyje, niż wtedy, kiedy wiadomo, że będzie leżeć przykute do łóżka. Na 300 tys. porodów co roku 8–10 tys. dzieci przychodzi na świat z przynajmniej jedną wadą wrodzoną, 2 tys. z nich to przypadki ciężkie – wady złożone, wielonarządowe. Śmierć zaraz po narodzinach. Wielonarządowe, złożone uszkodzenia płodów to dziś przyczyna około 1,2 tys. spośród 1,4 tys. aborcji przeprowadzanych w Polsce z powodu uszkodzenia płodu – co oznacza, że przerywa się tylko co dziesiątą głęboko uszkodzoną ciążę.

Tylko około 200 aborcji rocznie dotyczy różnych zespołów, w tym zespołu Downa. Gdy dwa lata temu protest parasolkowy powstrzymał posłów przed wprowadzeniem całkowitego zakazu aborcji, w PiS zaczęto mówić właśnie o tym, by „ratować dzieci z downem”. W ostatniej dekadzie owa przypadłość została odczarowana – osoby z zespołem przestaliśmy postrzegać jako całkowicie nieprzystosowane, bohater z zespołem trafił nawet do popularnego serialu.

Ale przy okazji zespół Downa – niejako – uromantyczniono. Dla większości Polaków oznacza dziś pogodną, przyjacielską osobę „misiaczka”. Prawda jest taka, że obok mozaikowatości, kiedy to nie wszystkie komórki są zmienione przez syndrom, gdy jest szansa na pewien stopień samodzielności lub samodzielności pod nadzorem, są płody z trisomią 21 tak ciężko uszkodzone, że nie rodzą się żywe, umierają wewnątrzłonowo. Albo też wymagają po narodzinach wielu operacji z powodu wad przewodu pokarmowego, zarośnięć, wad serca, układu krążenia, kręgosłupa. Statystyka wskazuje, że około 50 proc. dzieci z zespołem Downa ma jeszcze jakąś inną poważną wadę rozwojową.

Kobas Laksa, ojciec syna z zespołem Downa, wyjaśnia: „Zespół to setki godzin spędzonych w rehabilitacyjnych salach, tony stresu i niepewność, czy to, czego dzisiaj dziecko nauczyło się podczas zajęć, nie wyleci mu z głowy bezpowrotnie następnego ranka. Rozdzieliłem zD od dziecka. Miłość od walki z chorobą. Większość dzieci z zD rozwija się fajnie i, powiedzmy, w przeciętnej normie. Kryzysy zaczynają się w okresie nastoletnim, aż po głęboką zapaść pod koniec życia”.

Kolejny stosunkowo często zdarzający się zespół to zespół Patau. Trafia się raz na 8 tys. urodzeń. 80 proc. niemowlaków z zespołem Patau umiera w ciągu kilku dni, reszta cierpi przez miesiące. Zdarza się zespół Edwardsa, czyli trisomia chromosomu 18 prowadząca do powstania zespołu złożonych wad wrodzonych. Zwykle jest to przyczyną samoistnego poronienia na początku ciąży. Jeśli dziecko się urodzi, zmaga się z wadami wielu narządów.

Edwards zdarzył się dziecku Pauliny. Nie chciała donosić ciąży. – Szpital przy Kasprzaka w Warszawie robił nam trudności. Mimo iż u nich robiłam amniopunkcję i byłam po rozmowie z ich genetykiem, to jeszcze musiałam pisać podanie o terminację, a decyzję szpitala otrzymałabym po konsylium lekarskim – opowiada. – Podejrzewam, że odwlekaliby zabieg. Terminacja odbyła się w 19. tygodniu ciąży w innym szpitalu. Staś ma swoje stałe miejsce w naszych sercach i w naszych myślach – wyznaje Paulina.

Oni tak, my nie

Dr Matylda Szewczyk, kulturoznawczyni z Uniwersytetu Warszawskiego, jest przeciwna akcjom podobnym do tych, na jakie zdecydowało się stowarzyszenie Baba. Jej zdaniem podobna kampania nie pomaga kobietom, które dzieci z wadami już urodziły, i instrumentalizuje same dzieci, w czym zbyt blisko jej do kampanii antyaborcyjnych. – Dla organizacji anti-choice cel uświęca środki. Chcą wywołać bardzo konkretny efekt. Jednak korzystanie z ich strategii dla nas nie ma sensu, bo nam nie chodzi o strach, eskalację emocji, ale o ich wyciszenie. Tylko redukcja strachu może się przełożyć na mniejszą brutalność w odnoszeniu się do siebie. Zdaniem dr Matyldy Szewczyk jedyną drogą, by uciec z błędnego koła, w jakie wpadliśmy za sprawą radykałów, jest zwiększanie przestrzeni na pozytywny przekaz. Pytanie, jaki?

Do wrażliwości ludzi, którzy nie chcą być szantażowani i poddawani emocjonalnej przemocy ani przez organizacje antyaborcyjne, ani przez prokobiece, trafić może argument o możliwościach medycyny. Weźmy wspomniany zaśniad. Bywa i tak, że zaśniad i płód rozwijają się równolegle, a medycyna może uratować płód – ale tylko pod warunkiem dobrej diagnostyki. Dziś wiele przypadłości operować można jeszcze przed porodem. Zajmuje się tym w Polsce m.in. prof. Mirosław Wielgoś z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. We wrześniu 2017 r. przeprowadził pionierską w Polsce fetoskopową operację rozszczepu kręgosłupa u 25-tygodniowego płodu. Operacje na płodzie można wykonywać po stwierdzeniu potworniaka krzyżowo-ogonowego (to nowotwór mogący powodować zaburzenia hormonalne, a także złośliwe guzy), wrodzonej przepukliny czy wad serca. Jeśli badania prenatalne dalej będą blokowane albo wręcz przestaną być wykonywane, ta świetnie rozwijająca się w Polsce dziedzina chirurgii umrze.

Jednak coraz częściej po latach patologicznego wychylenia wahadła w jedną stronę następuje odbicie w drugą. Już prawie 3 tys. fanów na Facebooku ma organizacja, zaczepnie nazwana Aborcyjnym Dream Teamem. Mówią o aborcji jako o pozytywnym doświadczeniu. Wynajęły miejsce na billboardach w okolicach Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Trójmiasta i Poznania. Plakaty zawisną w lutym, na miesiąc, pod hasłem „Doświadczenia aborcyjne Polek”.

Chodzi o to, by wysłać kobietom sygnał: być może wydaje ci się, że w twoim otoczeniu nie ma nikogo, kto ma podobne doświadczenie, ale wcale tak nie jest. Aborcja łączy wiele kobiet, w różnym wieku, o różnym statusie społeczno-ekonomicznym, wykształceniu, różnym miejscu zamieszkania – mówi Natalia Broniarczyk, członkini Aborcyjnego Dream Teamu. – Staramy się wystrzegać języka elit, równych praw człowieka i tym podobnych haseł. Kobiety przerywają ciążę nie dlatego, że to ich prawo człowieka, ale dlatego, że nie chcą w niej być.

Ten punkt widzenia dobrze rozumie Weronika. Mieszka w Gdańsku. Wynik amniopunkcji wskazał na trisomię 21, czyli zespół Downa. Po badaniu wystąpiły powikłania, a ich skutkiem było ryzyko, że płuca płodu nie rozwiną się prawidłowo. Dziecko miało niewielkie szanse na przeżycie. To zagrożenie oraz zespół Downa sprawiło, że Weronika zdecydowała się nie donosić. Zastosowano farmakologię, która miała wywołać poronienie. Trzy aplikacje leków nie przyniosły skutku. W końcu lekarze zdecydowali się wywołać przyspieszony poród. – W czasie zabiegu towarzyszyła mi lekarka i położna. Były bardzo empatyczne – opowiada Weronika. – Lekarze pytali mnie, czy mam dalsze plany reprodukcyjne, bo taki zabieg ma dla kobiety najmniejsze skutki. Dla mojego organizmu nic strasznego się nie wydarzyło.

Nagłaśnianie przez zaciemnianie

Wywoływanie przerażenia, poczucia winy, przekonania, że aborcja to morderstwo – to była dotąd domena fundacji antyaborcyjnych. Od lat 90. używają do tego celu obrazów. Rozszarpane, zakrwawione, rozczłonkowane ludzkie płody pojawiły się na plakatach w latach 90. i przeorały świadomość większości Polaków.

Antyaborcjoniści i dziś nie odpuszczają. Kiedy w minionym tygodniu w całej Polsce trwał Czarny Protest, Kinga Małecka-Prybyło w newsletterze Fundacji PRO-Prawo do życia pisała: „Jestem przekonana, że to dzięki ogólnopolskim akcjom pokazującym prawdę o aborcji tak wielu polityków PO i Nowoczesnej wyłamało się spod dyscypliny głosowania za ludobójstwem. Zabijanie dzieci w łonach matek ma coraz mniejsze poparcie społeczne. Dlatego zwracam się do pani z prośbą o przekazanie 30 zł, 60 zł, 120 zł lub dowolnej innej kwoty, aby kupić nowy sprzęt nagłaśniający i dzięki niemu informować Polaków, czym jest zabijanie nienarodzonych dzieci. Ostatni raz kupowaliśmy megafony i sprzęt nagłaśniający ponad dwa lata temu. Był bardzo intensywnie używany, często w trudnych warunkach atmosferycznych, na deszczu, mrozie i upale. Od tego czasu kilka megafonów uległo uszkodzeniu, a do naszej Fundacji zgłosiło się wiele nowych osób, które chcą działać w obronie dzieci”.

Ani jedna z najważniejszych fundacji antyaborcyjnych nie działa na rzecz zwiększenia dostępności farmakologicznych środków antykoncepcyjnych. A to najskuteczniejsza metoda zapobiegania niechcianej ciąży. Antyaborcjoniści i w tej kwestii są przeciw – i sporo już udało im się wylobbować. Wkrótce farmaceuci otrzymają od Sejmu pozwolenie na odmowę sprzedaży antykoncepcji. Już jakiś czas temu środki z antykoncepcją awaryjną i środki do aborcji farmakologicznej utknęły dziwnym trafem na państwowej Poczcie Polskiej.

– Strona anti-choice udaje, że jej celem jest tylko wyłączenie lekkich uszkodzeń płodów jako wyjątku od zakazu aborcji. Tymczasem jej celem jest całkowity zakaz aborcji i antykoncepcji w Polsce – mówi ginekolożka i położna dr Bożena Jawień-Rościszewska. – Przyznawał to wprost Marek Jurek już kilkanaście lat temu. Następnym etapem będzie delegalizacja antykoncepcji po stosunku, potem delegalizacja zakładania wkładek wewnątrzmacicznych, delegalizacja hormonalnej antykoncepcji, a na końcu może i delegalizacja prezerwatyw, skoro dążymy do tego, żeby nie ingerować w płodność, która ma podlegać tylko Bogu i naturze. Dobre wzory są. W Irlandii jeszcze w latach 70. XX w. prezerwatywy sprzedawano jedynie w aptekach po okazaniu dokumentu zawarcia małżeństwa.

Tymczasem w tle zachodzi inny, przerażający proces. Już kilku lekarzy w Polsce stwierdzało publicznie, że ciąża pozamaciczna nie jest zagrożeniem życia. Płód rzeczywiście może sobie rosnąć w jajowodzie ale zagrożeniem życia jest pęknięcie jajowodu. Po tym następuje obumarcie płodu i krwotok do otrzewnej.

– W czasie szkolenia ginekologicznego spotkałam się z komentarzem konsultanta wojewódzkiego, który do tysiąca zebranych wtedy ginekologów powiedział, że przy współczesnej medycynie nie wyobraża sobie, by życie kobiety było zagrożone wskutek ciąży – mówi dr Bożena Jawień-Rościszewska. – A przecież oficjalnie w ubiegłym roku wykonano kilkadziesiąt zabiegów z tej właśnie przesłanki. Mamy też przykłady śmierci kobiet, którym nie udało się przekonać lekarzy, że ich życie jest zagrożone.

Bo czy wrzodziejące zapalenie jelita grubego zagraża życiu ciężarnej? W ustawie nie ma o tym mowy. Agaty Lamczak nie leczono, bo leczenie mogłoby wywołać poronienie. Po wielu tygodniach symulowania przez lekarzy terapii, m.in. „uśmierzania” potwornego bólu apapem, i ich radach, by lepiej „martwiła się o brzuch, a nie o d...ę”, Agata zmarła.

Łatwe słowa

W ustawie złożonej w Sejmie przez antyaborcjonistów nie ma też mowy o dzieciach już urodzonych. Państwo nie przejmuje się rodzicami, którzy sami podejmują się opieki nad ciężko chorymi i niepełnosprawnymi potomkami. Matka, żeby dostać 1,4 tys. zł świadczenia pielęgnacyjnego, musi zrezygnować z pracy. Ci rodzice, których dzieci po 16. roku życia nie otrzymają orzeczenia o znacznym stopniu niepełnosprawności, przestają otrzymywać to świadczenie. Specjalny zasiłek opiekuńczy – 520 zł miesięcznie – jest zarezerwowany tylko dla najbiedniejszych. Żeby go otrzymać, trzeba spełnić kryterium dochodowe, czyli żyć za mniej niż 764 zł na osobę w rodzinie.

Po ukończeniu 18. roku życia niepełnosprawny dorosły ma prawo do renty z tytułu niezdolności do pracy. Średnia przyznawana kwota to 1,4 tys. zł, ale w praktyce są dużo niższe, około 700 zł. Do tego dochodzi słynne 153 zł zasiłku pielęgnacyjnego. Po protestach parasolkowych sprzed dwóch lat rząd dorzucił każdej kobiecie decydującej się donosić uszkodzoną ciążę 4 tys. zł. Na tym się skończyło.

Hospicjów perinatalnych, w których rodzice otrzymują psychologiczną i lekarską pomoc, kiedy płód ma ciężkie i nieuleczalne wady, jest w Polsce tylko 14. Można skorzystać z nich jedynie w dużych miastach, Warszawie, Krakowie, Gdańsku. Zapadają tam decyzje o kontynuowaniu lub przerwaniu ciąży, podejmowaniu lub niepodejmowaniu resuscytacji po urodzeniu, wdrażaniu intensywnej terapii czy też terapii paliatywnej, leczenia w szpitalu lub w domu.

To działalność poza systemem, pro bono, oparta czasem na datkach darczyńców, środkach fundacji, które działają przy hospicjach. Czasem jakaś placówka dostanie grant. NFZ się nie dokłada.

Tymczasem antyaborcyjne plakaty znów zawisły w polskich miastach. Według wyliczeń fundacji antyaborcyjnych tylko jeden billboard w Krakowie i trzy podobne w Warszawie dziennie widzi ponad 200 tys. osób. Zgodnie z prawem prezentowanie w przestrzeni publicznej drastycznych obrazów to wykroczenie. Powołując się na Kodeks wykroczeń, udało się zakończyć antyaborcyjną kampanię w Rzeszowie i Krakowie, gdzie zasądzono 1 tys. zł grzywny oraz 150 zł kosztów postępowania.

Ale nie wszędzie tak jest. Choćby billboard przy ul. Płowieckiej w Wawrze, który zawisł ostatniej jesieni. Nie da się go zdjąć. W Poznaniu Sąd Rejonowy odmówił prowadzenia postępowania w podobnej sprawie. Uznał, że celem działania Fundacja PRO-Prawo do życia było „uświadamianie mieszkańcom Poznania, że aborcja jest zabójstwem człowieka”, a powieszenie billboardu z martwym płodem „nie wykracza poza realizację prawa do prezentowania własnych poglądów”.

Wciąż nic nie da się zrobić z żukiem oblepionym drastycznymi zdjęciami i hasłem „Aborcyjna rzeźnia nr 1 w Polsce”, który od kilkunastu miesięcy stoi przed Szpitalem im. Orłowskiego przy Czerniakowskiej. Samochód jest zaparkowany na ogólnodostępnych miejscach postojowych w strefie płatnego parkowania niestrzeżonego po opłaceniu biletu parkingowego. ZTP mówi, że nie może usunąć pojazdu. To „poza jego kompetencjami”.

Obywatelski projekt ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie miał uniemożliwić tego typu kampanie, przynajmniej w sąsiedztwie klinik położniczych. Ale – w przeciwieństwie do projektu antyaborcyjnego – odrzucono go, bez kierowania do dalszych prac. Tymczasem w ślady lubuskiej Baby być może pójdą kolejne kobiece organizacje. A wtedy rozpocznie się prawdziwa wojna na obrazy.

Współpraca: Justyna Szklarczyk

Polityka 4.2018 (3145) z dnia 23.01.2018; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Wojna na obrazy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama