Kiedy wreszcie przestaniemy spierać się o to, czy czarnoskóry może być Polakiem?
Wywiad Mateusza Pławskiego, rzecznika Młodzieży Wszechpolskiej, dla „Do Rzeczy” wywołał w internecie falę oburzenia. Pławski stwierdził bowiem, że „osoba czarnoskóra nie może być Polakiem”.
Pojawiło się wiele postów przywołujących pamięć o wielonarodowym dziedzictwie Polski, o współczesnych przykładach zaangażowania osób czarnoskórych w życie społeczne i polityczne kraju. Przypomina się także słowa papieża. Nawet niektóre prawicowe – ale jednak bardziej umiarkowane – strony przypominają, że także po tej stronie można znaleźć osoby o innym niż biały kolor skóry. Pojawiają się do tego wspomnienia o sportowcach, zapomnianych postaciach z historii czy próba logicznego obalenia tezy, że mieszkańcy Europy są z zasady biali.
Kolor skóry a przynależność narodowa
Wszystkie te reakcje są powodowane jak najbardziej słusznym odruchem przeciwstawienia się rasizmowi oraz potrzebą wyjaśnienia, jak bezsensowne jest łączenie koloru skóry z przynależnością narodową. Jest w tym także pokusa, żeby irracjonalny rasistowski argument zbić przy pomocy logicznego wywodu, faktów, wskazania wewnętrznych sprzeczności. Gdzieś z tyłu głowy czai się marzenie, że w końcu uda się znaleźć ten ostateczny argument, który odmieni serca tych, którzy bardzo nie chcą być nazywani rasistami, tylko „separatystami rasowymi”.
Intencje słuszne, emocje jak najbardziej zrozumiałe. Nie da się jednak ukryć, że wzięcie udziału w tej dyskusji świadczy o zmianie, jaka zaszła w polskim dyskursie publicznym. Bo przecież rasizm Młodzieży Wszechpolskiej nie jest niczym nowym. Pierwszy raz od dawna czujemy konieczność publicznej rozmowy o tych poglądach.
Dyskutowanie z poglądami rasistowskimi oznacza w istocie wielką przegraną. Dyskusja, którą prowadzimy, stawia nas przed koniecznością zbicia poglądu „czarnoskóry nie może być Polakiem”. Prowadzi to do przedziwnej sytuacji, w której w 2017 roku udowadniamy śmiałą tezę, że rasizm nie ma sensu, kolor skóry nie determinuje przynależności do narodu polskiego, a hasło „biała Europa” to nie żaden separatyzm rasowy, tylko rasizm czystej wody. Do tego jeszcze próbujemy logicznie uzasadnić, że nie ma różnicy między ładnie brzmiącym „separatyzmem rasowym” a rasizmem.
Prowadzenie takiej dyskusji jest o tyle niebezpieczne, że oznacza, iż traktujemy w niej rasizm jako pogląd. Argumentujemy, jakby w ogóle istniała równość pomiędzy postawą rasistowską a jakąkolwiek inną. Podstawą dyskusji jest przekonanie, że mamy do czynienia z poglądami, które ktoś może wyznawać, i choć się myli – zasługuje na to, by odpowiedzieć na nie logicznie. W ten sposób, chcąc nie chcąc, jakoś je legitymizujemy. Są niesłuszne, ale w jakiś sposób dopuszczalne. Rasizm dopuszczalny nie jest – niezależnie od tego, jakimi argumentami dysponujemy.
Prawica odniosła sukces
Młodzież Wszechpolska, ONR, wszystkie inne organizacje narodowców odniosły sukces. Dyskutujemy o czymś, co nie powinno podlegać żadnej dyskusji. Argumentujemy w sprawie, w której nie potrzeba historycznych argumentów ani współczesnych przykładów. Bo nawet gdyby Polska była zawsze krajem białych blondynów, nawet gdybyśmy nie znali żadnego zaangażowanego w sprawy kraju Somalijczyka, nawet gdybyśmy założyli, że istnieje coś takiego jak „biała Europa”, to wciąż kolor skóry nie determinuje tego, kto jest Polakiem, a kto nim nie jest. O tym, kto jest Polakiem, decyduje poczucie przynależności do narodu. Tu nie ma przestrzeni do dyskusji. Bo nie ma żadnego logicznego, moralnego czy prawdziwego kontrargumentu, który legitymizowałby rasizm.
A jednak jesteśmy zmuszeni udowadniać coś, o czym – jak zapewne wielu z nas sądziło – nie trzeba już rozmawiać. Bo mówimy tutaj o najpaskudniejszej formie rasizmu, jaka istnieje.
Próba powstrzymania rasizmu czy jego zdyskredytowania w racjonalnej rozmowie nie ma sensu. Rasizm nie jest racjonalny. Wysuwanie wobec niego logicznych argumentów prowadzi częściej do legitymizacji postawy rasistowskiej niż do zmiany czyjegoś poglądu. Z drugiej strony – jasne jest, że nikt nie chce milczeć w sytuacji, w której w przestrzeni publicznej pojawiają się rasistowskie hasła i symbole. Przeciwstawienie się tej brunatnej fali wiele osób uważa za swój obowiązek, słusznie uznając, że zupełny brak reakcji oznaczałby zgodę na wznoszone przez rasistów hasła. Trzeba tę postawę uszanować i cieszyć się, że ludzie czują moralny przymus walki z rasizmem.
Czy da się wyjść z tej pułapki?
Nie bardzo. Milczenie oznaczałoby przyzwolenie. Dyskusja prowadzi zaś do strasznego miejsca, w którym z rasistami się w ogóle rozmawia. Być może najlepszym remedium byłoby przyjęcie, że jest sprzeciw, ale nie ma dyskusji. Powtarzanie jak mantra do znudzenia, że rasizm jest złem. Bez argumentowania, bez długich wymian zdań i poruszających przykładów. Bez zniżania się do poziomu, w którym musisz udowodnić, że ludzie są równi bez względu na kolor skóry.
Co nie zmienia faktu, że w Polsce w 2017 roku trzeba zareagować na tezę o jedynym słusznym kolorze skóry prawdziwego Polaka. A to znaczy, że wszyscy już przegraliśmy.