Społeczeństwo

„Obrońcy życia” pokazują w całym kraju martwe płody. To część większej kampanii

Manifestacja Fundacji Pro – Prawo do życia w Radomiu. Manifestacja Fundacji Pro – Prawo do życia w Radomiu. Marcin Kucewicz / Agencja Gazeta
Polskie prawo mówi, że prezentowanie w przestrzeni publicznej drastycznych obrazów jest wykroczeniem. Ale to tylko teoria.

Rozszarpane, zakrwawione, rozczłonkowane ludzkie płody. I podpis: „Aborcja zabija”. Czasem z dopiskiem: „Politycy mogą powstrzymać mordowanie”. To część antyaborcyjnej kampanii, którą w całym kraju prowadzi Fundacja Pro – Prawo do życia. Formy są różne: billboardy na drogach wyjazdowych z wielkich miast, na kamienicach, plakaty na lawetach, pikiety pod szpitalami. Coraz więcej takich obrazków w kraju. Fundacja wykupuje przestrzeń reklamową w kolejnych miejscach o dużej przepustowości, żeby przekaz trafił do jak największej liczby odbiorców.

„Prolajferzy skupieni wokół Fundacji Pro – Prawo do Życia [inicjatorzy komitetu „Stop aborcji”] są sprawnie zorganizowaną grupą, wspieraną przez Kościół i prawicowe media, potrafią zrobić zamieszanie” – pisała o nich dwa lata temu Malwina Dziedzic. Mają swoje komórki w prawie 40 miastach Polski. Według ich wyliczeń tylko jeden billboard w Krakowie i trzy podobne w Warszawie dziennie widzi ponad 200 tys. osób.

Mimo ogólnie dobrej passy antyaborcjoniści czasami zaliczają wpadki. Jak ta sprzed kilku dni. 2 tys. zł kary ma zapłacić Mariusz Dzierżawski, który był odpowiedzialny za antyaborcyjną kampanię „Aborcja zabija”. Billboardy od stycznia prezentowano przy głównych ulicach Rzeszowa oraz przy drogach dojazdowych do miasta.

Ale ogólnie to interpretatorzy prawa stoją po ich stronie.

Problem, którego nie ma

Polskie prawo mówi, że prezentowanie w przestrzeni publicznej drastycznych obrazów to wykroczenie. Odnosi się do tego artykuł 51. (kto „wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny”) oraz artykuł 141.

Reklama