Co może w Polsce 15-latka? Na pewno nie może i nie będzie mogła pójść do ginekologa
Sejmowa Komisja Zdrowia odrzuciła (w pierwszym czytaniu) projekt nowelizacji ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta oraz ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Proponowane przez Nowoczesną zmiany miały umożliwić nastolatkom powyżej 15. roku życia samodzielne konsultacje u ginekologa i wenerologa.
Projekt, niestety, przepadł. Według przedstawicieli resortu zdrowia i posłów PiS przyjęcie go byłoby „jawnym ograniczeniem praw rodzicielskich”. Wiceminister zdrowia poszedł krok dalej, przyznając, że „taka zmiana mogłaby zagrażać zdrowiu małoletnich. Chodzi o kwestię, czy tak młody pacjent jest „kompetentny do wyrażania zgody na pewne świadczenia”.
Tłumaczenie ciekawe, zwłaszcza że w tym przypadku chodziło wyłącznie o zdrowie nastolatków. O to, żeby ci, którzy rozpoczęli już życie seksualne, korzystali z badań i konsultacji lekarzy ginekologów i wenerologów. Skutkiem braku swobodnego dostępu do takich możliwości są nieleczone zakażenia przenoszone drogą płciową (niektóre z nich powodują niepłodność) oraz niechciane ciąże.
Jakie prawa ma, a jakich nie ma w Polsce 15-latka?
Jeśli chodzi o te ostatnie, to tu już wątpliwości w kwestii naturalnych „kompetencji” 15-latek dotyczących uprawiania seksu i macierzyństwa nikt nie ma.
Z piętnastolatką można bowiem uprawiać seks, ale wymieniona wcześniej ustawa o zawodzie lekarza i dentysty nie pozwala piętnastolatce pójść samej do ginekologa, poprosić o środki antykoncepcyjne i zatroszczyć się o swoje zdrowie. Nie pozwala jej zrobić nic, żeby zapobiec „wpadce”. Musi czekać z tym do osiemnastki. Chłopak może kupić prezerwatywy, a dziewczynie, nawet jeśli przyjdzie z receptą, można sprzedaży środków antykoncepcyjnych odmówić.
Ale to jeszcze nie wszystko. Idźmy dalej. Do 16. roku życia nie przysługuje prawo do otrzymania informacji o swoim stanie zdrowia. Nawet jeśli nastolatka lub nastolatek zaraził się chorobą weneryczną lub HIV. Jeśli 15-latka zajdzie w ciążę i urodzi, to nie dajemy jej prawa decydowania ani o sobie, ani o dziecku. Można jej odebrać dziecko, nie pytając jej o zdanie. Nie ma bowiem... zdolności do czynności prawnych.
Ta sama 15-latka, niemająca prawa do decydowania o sobie, może jednak, jeśli już zajdzie w ciążę, założyć rodzinę i wyjść za mąż. Będąc jeszcze 15-latką (ukończone 16 lat musi mieć w chwili orzekania przez sąd, a nie w chwili składnia wniosku), może, powołując się na „dobro założonej rodziny”, wystąpić z prośbą o zezwolenie na zawarcie małżeństwa przed ukończeniem 18. roku życia. Będąc już żoną, swojej rozrodczości nie może jednak kontrolować.
Prowadzi to do sytuacji, w której nieletnich ciąż może być coraz więcej. Zwłaszcza po odebraniu Polkom dostępu do pigułek „dzień po”. Jak mają sobie w tej sytuacji poradzić zwłaszcza dziewczyny mieszkające na wsi, gdzie i tak odsetek nieletnich ciąż jest wyższy niż w mieście, bo dostęp do lekarzy wszystkich specjalizacji jest tam mniejszy?
Żeby temu wszystkiemu nie było jeszcze dość, to sprawdzając informacje na temat rzekomo malejącej w Polsce liczby nieletnich ciąż, można się natknąć na taką oto notkę: „z uwagi na bardzo dużą skalę niepodawania wieku matek przy rejestracji urodzeń w 2015 roku można spodziewać się, że duża skala spadku bardzo wczesnego macierzyństwa odnotowana w 2015 r. jest efektem braku szczegółowych informacji o wieku matek, co z kolei prowadzi do wzrostu znaczenia matek o nieokreślonym wieku”.
Nie dość więc, że nie dbamy o prawa i zdrowie nieletnich matek, to nawet nie interesuje nas to, ile ich właściwie jest, co oznacza tym samym rezygnację z troski o to, jak sobie radzą i co dalej z ich edukacją. I życiem.